Reklama

Martin Couney i wystawy wcześniaków. Kontrowersyjna historia powstania inkubatorów

Szacuje się, że rocznie przedwcześnie na świat przychodzi mniej więcej 15 milionów dzieci. Dziś ich deską ratunku są inkubatory, jednak jeszcze przed XX wiekiem wcześniaki nie miały tak dużych szans na przeżycie. Z pomocą przyszedł tajemniczy mężczyzna i jego „Wylęgarnie dzieci”.

Pomoc dla najmniejszych

Dzieci, które urodziły się przedwcześnie, nie są przystosowane do życia poza organizmem matki. By zwiększyć ich szanse na przeżycie, są umieszczane w inkubatorach, które utrzymują stałą temperaturę oraz wilgotność. Za sprawą takiego urządzenia można stworzyć mikroklimat, w którym dziecko ma korzystne warunki do dalszego rozwoju. 

Obecnie dzięki nowoczesnym aparaturom przedwcześnie narodzone dzieci mają szansę na życie w pełni zdrowia. Wystarczy jednak cofnąć się ponad 100 lat wstecz, by zobaczyć, że o losie wcześniaków decydowała jedynie siła wyższa. 

Pierwsze urządzenie, które miało nieść pomoc wcześniakom, powstało w 1880 roku. Za tym pomysłem stał położnik Stéphane Tarnier, który mechanizm ówczesnego inkubatora oparł na zasadach skrzynek do wylęgania się kurczaków

Reklama

Z pomocą Odile Martina stworzył inkubator, który był drewnianym pudłem. Składał się on z dwóch komór. Ta na dole była wypełniona wodą, która dzięki lampie oliwnej nagrzewała się i tym samym ogrzewała górną komorę, w której znajdowało się przedwcześnie urodzone dziecko. 

Stéphane Tarnier był również ordynatorem szpitala Maternité w Paryżu. To właśnie tam, dzięki prostemu wynalazkowi, śmiertelność wcześniaków spadła z 66% do 38%. 

Sekretne życie Doktora Inkubatora

Na wynalazku Stephana Tarniera się jednak nie skończyło. Jego śladem poszedł także profesor Pièrre Budin. Asystował mu przy tym Martin Couney, który stanął na czele późniejszych wystaw inkubatorów. 

Wokół asystenta zrodziło się wiele kontrowersji. Nie jest znana jego dokładna data ani miejsce urodzenia. Szacuje się, że może to być rok 1869 lub 1870. Jego studia medyczne również były owiane tajemnicą. 

Miał je skończyć w Lipsku, we Wrocławiu lub w Berlinie, ale pojawiły się głosy, że Couney wcale nie miał wykształcenia medycznego. Oprócz tego na swoim koncie miał zmianę nazwiska. Zanim w 1890 roku przeprowadził się do Paryża, przedstawiał się jako Michael Cohn.

"Wylęgarnia dzieci"

Patrząc na to, jak inkubatory odmieniły los przedwcześnie narodzonych dzieci, sekrety Martina Couneya, a nawet niepewne wykształcenie, nie mają teraz znaczenia. 

Wspomniana wcześniej wystawa odbyła się w 1896 roku. Nazwano ją "Kinderbrutanstalt", czyli "Wylęgarnia dzieci". Zaprezentowano sześć inkubatorów z funkcją ogrzewania konwekcyjnego, a w nich sześć wcześniaków. 

Wejście na wystawę było płatne. Zwiedzający musiał zapłacić jedną markę, by zobaczyć aparaturę, która ratowała przedwcześnie urodzone dzieci. Martina Couneya zaczęto nazywać Doktorem Inkubatorem. 

Na Berlinie się jednak nie skończyło. Sukces wystawy w stolicy Niemiec sprawił, że pokaz zorganizowano także w Londynie. Pojawił się tam jeden problem, bo żaden z brytyjskich szpitali nie zgodził się, by ich mali pacjenci wzięli udział w wystawie. To jednak wcale nie zniechęciło Doktora Inkubatora. Po wcześniaki wrócił do Paryża i razem z nimi znów udał się do Wielkiej Brytanii. 

Tak właśnie rozpoczęła się działalność Martina Couneya, który swoje pokazy zaczął organizować również za oceanem. Nie zawsze jednak spotykał się tylko z głosami poparcia. Zdarzało się, że krytykowano go za wykorzystywanie maluchów w celach zarobkowych. 

Martin Couney podkreślał, że to, co robi, jest całkowicie etyczne. W Stanach Zjednoczonych wstęp na pokaz kosztował 25 centów, które wbrew pozorom nie lądowały w jego kieszeni. Te środki były przeznaczone na wypłaty dla pracowników oraz pokrycie kosztów organizacji wystaw. 

Szacuje się, że do połowy XX wieku Martin Couney uratował ponad sześć tysięcy noworodków. Dzięki niemu w 1896 roku do USA dotarł inkubator Stéphane'a Tarniera i Pièrre'a Budina. 

W 1930 roku został on jeszcze bardziej dopracowany. Szef oddziału pediatrii szpitala Reese w Chicago Julius Hess stworzył inkubator, który miał możliwość doprowadzenia tlenu do noworodka. Z czasem powstały inkubatory z plastikowymi ścianami, które przypominała współczesne urządzenia. 

Czytaj więcej:

Prosty test wykryje, które przyszłe matki mogą urodzić wcześniaka

Niezwykła historia bliźniaków. Brat pomógł mu przetrwać!

Zobacz także:

Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy