Reklama

Prawdziwa bajka

Pierwsze pieniądze zarobiła, sprzedając owoce na straganie. Wspomnienia z dzieciństwa? Związek Radziecki, blokowiska, bieda. Dziś jest żoną brytyjskiego arystokraty multimilionera i jedną z najlepiej opłacanych modelek świata. W rozmowie z "Twoim Stylem" Natalia Wodianowa opowiada o wejściu na salony Londynu, godzeniu pracy na wybiegu z wychowaniem trójki dzieci i najbardziej euforycznych momentach swojego życia.

Twój STYL: Słyszałam, że pracowałaś na wybiegu już kilka dni po ostatnim porodzie...

Natalia Wodianowa: Ja słyszałam, że nawet dzień po. Naprawdę to były dwa tygodnie. Miałam uczestniczyć w gali otwierającej wystawę Złoty Wiek Mody w Muzeum Wiktorii i Alberta w Londynie. Bardzo mi na tym zależało. Nieczęsto moja praca zostaje podniesiona do rangi sztuki. Gdyby mnie tam wtedy zabrakło, miałabym do siebie żal.

Rozumiem, ale pytam raczej o to, jak udało Ci się coś takiego zrobić? Naturalny powrót do figury sprzed porodu zajmuje nawet kilka miesięcy. Ty przez kilka godzin występowałaś wtedy w dopasowanej w pasie sukni haute couture i z uśmiechem pozowałaś do zdjęć...

Reklama

Natalia Wodianowa: W dzieciństwie przeszłam twardą szkołę, nie potrafię się nad sobą rozczulać. Gdy coś jest do zrobienia, po prostu to robię. Jestem zahartowana. Pracowałam od jedenastego roku życia. A tak naprawdę dużo wcześniej. Miałam sześć lat, gdy urodziła się moja młodsza siostra Oksana. Kiedy okazało się, że jest upośledzona umysłowo, ojciec nas zostawił. Mama utrzymywała nas sama. Dla mnie oznaczało to, że opieka nad młodszą siostrą stała się również moim obowiązkiem. Kilka lat później, gdy urodziła się druga siostra, musiałam zacząć zarabiać pieniądze.

W jaki sposób?

Natalia Wodianowa: Miałyśmy stragan z warzywami. Naszym towarem "luksusowym" były cytrusy. Mama często zabierała mnie ze sobą do pracy. Ludzi ciekawiło dziecko za ladą, więc chętnie u mnie kupowali. Czasem pracowałam z mamą po szkole, czasem przed. O czwartej, piątej nad ranem rozkładałyśmy razem skrzynki z towarem. Potem biegłam na lekcje, a po południu opiekowałam się siostrą - gotowałam, karmiłam ją, prałam jej rzeczy. W domu zawsze było coś do zrobienia.

Trudne dzieciństwo... Miałaś żal do losu?

Natalia Wodianowa: Moje dzieciństwo było podobne do tego, jakie miały inne dzieci z mojej dzielnicy. Wychowałam się w Niżnym Nowogrodzie, przemysłowym mieście, jakieś czterysta kilometrów od Moskwy. Jak się domyślasz, nie mieszkałam w willowej dzielnicy, a moi koledzy z blokowisk nie zaliczali się do grzecznych chłopców. Większość z nich dość wcześnie zrozumiała, że ich życie będzie podobne do życia rodziców - bieda, brak perspektyw. Pili więc, żeby o tym zapomnieć. Taki to był "krajobraz"...

Co Ty robiłaś, żeby "zapomnieć"?

Natalia Wodianowa: Nie miałam czasu na uciekanie od rzeczywistości. Było tyle obowiązków, że na odrabianie lekcji nie zawsze starczało sił. Gdy to mówię, niektórzy ze współczuciem kiwają głową, ale ja nie czułam się nieszczęśliwa. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek I płakała czy użalała się nad sobą. Tak żyli wszyscy wokół, uznawałam więc, że to normalne. Dzięki temu, że dorastałam w trudnych warunkach, szybko stałam się odpowiedzialna - za siebie i za innych. Wyglądałam jak dziecko, ale byłam twarda i nauczyłam się dużo od siebie wymagać.

Miałaś w kimś wtedy wsparcie?

Natalia Wodianowa: Moim dobrym duchem była i nadal jest babcia. Zawsze powtarzała, że nie wolno mi się załamać, bo słabi przegrywają. Wiedziałam, że mówi prawdę, wystarczało rozejrzeć się i zobaczyć, ilu dorosłych topi rozpacz w wódce. Sama zresztą bardzo mi imponowała. Była silna, ale jednocześnie czuła, serdeczna, wyrozumiała. Pracowała razem z mamą, pomagała nam w domu i choć żyłyśmy biednie, potrafiła czasem zabrać mnie do opery albo na jakiś słynny balet, który akurat występował w naszym mieście. To były moje pierwsze wyprawy w inny świat. Obserwowałam tam kobiety w eleganckich kreacjach, pary wysiadające z samochodów, artystów... Babcia zawsze mówiła mi wtedy: "Natalio, wiem, że teraz jest ci ciężko, ale twoje życie będzie lepsze. Zobaczysz, ty będziesz szczęśliwa". Nie wiem, skąd wiedziała. Muszę ją o to kiedyś zapytać... (śmiech).

Często ją widujesz?

Natalia Wodianowa: Bywam w Rosji nawet kilka razy w roku. Odwiedzam rodzinę, czasem tam pracuję, ale przyjeżdżam też zupełnie prywatnie. Poza tym moja fundacja Naked Heart (Nagie Serce) w ciągu ostatnich czterech lat ufundowała ponad dwadzieścia placów zabaw w całej Rosji. Pojechałam na otwarcie kilku, bo chciałam, by mój udział w tym przedsięwzięciu polegał na czymś więcej niż tylko na przekazywaniu pieniędzy. A wracając do babci, często widuję ją w Londynie. Spędza z naszą rodziną nawet sześć miesięcy w roku. Wciąż jest w dobrej formie. Jak sama twierdzi: "przyglądanie się naszemu życiu ją odmładza".

W jakich okolicznościach zostałaś modelką? Babcia miała z tym jakiś związek?

Natalia Wodianowa: W pewnym sensie... Zaczęło się od tego, że poznałam chłopaka, który pracował na wybiegu w Moskwie. To było jakoś po moich szesnastych urodzinach. Opowiadał mi, że nieźle zarabia, że mogłabym się zgłosić, bo mam dobry wzrost. Na początku nie brałam tego na poważnie. Wydawało mi się, że jestem za wysoka, za chuda, bez biustu. Ale on stwierdził, że właśnie takich dziewczyn szukają. Powiedziałam o wszystkim babci, a ona na to: "Idź, Natalia, spróbuj, może to jest twoja szansa? Może się stąd wyrwiesz?". No i poszłam.

Pamiętasz ten dzień?

Natalia Wodianowa: Dziś wszystko zlewa mi się w jeden obraz: pamiętam wielkie emocje... To był casting zorganizowany przez agencję, która szukała "słowiańskich twarzy" do pracy na wybiegach na Zachodzie. Nie bardzo wierzyłam, że coś z tego wyjdzie, choć jednocześnie bardzo chciałam zostać dostrzeżona. Byłam speszona, otaczał mnie tłum dziewczyn. Atmosfera była rywalizacyjna, więc z nikim nie rozmawiałam. Wydawało mi się, że jestem niemodnie ubrana, nie wiedziałam, co mówić, jak się zachowywać. Jacyś ludzie kazali nam chodzić tam i z powrotem, robili zdjęcia. Gdy potem się dowiedziałam, że jednak mnie wybrali i mam jechać do Paryża, że ktoś opłaci mi bilet i hotel, nie mogłam uwierzyć. W domu odbyła się rodzinna narada. Od razu było jasne, że pojadę. Z babcią i mamą przez całą noc piłyśmy herbatę w kuchni i z wypiekami na twarzy zastanawiałyśmy się, co z tego wszystkiego może wyniknąć. Przez kilka następnych dni rozmawiałyśmy tylko o tym, jak mnie wyprawić, w co spakować. Pamiętam, że przed wyjazdem koniecznie chciałam sobie zrobić coś z brwiami, wydawało mi się, że są zbyt szerokie, nie takie równe jak u aktorek w gazetach. Babcia powiedziała wtedy, żebym absolutnie niczego nie psuła i że ci ludzie we Francji na pewno wolą, żebym była naturalna.

Sprawdziło się?

Natalia Wodianowa: Tak! Agent, który potem zwrócił na mnie uwagę w Paryżu, powiedział mi, że wyróżniały mnie z tłumu właśnie moje oczy i brwi. Naturalne i zupełnie inne niż u reszty dziewczyn.

Nie przeszkadzało mu, że Twoje ręce, przyzwyczajone do pracy na straganie, były zaniedbane?

Natalia Wodianowa: Nie było tak źle. Przed wyjazdem do Paryża miałam kilka tygodni, żeby o nie zadbać, a potem już ludzie z agencji starali się o to, żebym dobrze się prezentowała. Kiedy zobaczyłam po raz pierwszy swoją twarz w makijażu, pomyślałam, że stałam się nową osobą. Był bardzo subtelny, a jednak wiele zmieniał. Do tego fryzura i ubrania, o których w Rosji mogłam tylko marzyć. Nawet jeśli jako modelka musiałam pracować po kilkanaście godzin dziennie, moje nowe życie wydawało mi się bajką.

Jak się porozumiewałaś na wybiegach?

Natalia Wodianowa: Znałam kilka słów po angielsku, wyuczonych na jakimś szybkim kursie, dwa miesiące przed pierwszym wyjazdem - tyle miałam na to czasu. Wystarczyło, żeby zrozumieć, że mam włożyć tę sukienkę, a potem tamtą, przejść z prawej strony na lewą i zrobić obrót, ale za mało, żeby nawiązać z kimś kontakt. Na szczęście nieznajomość języka nie przeszkodziła mi w karierze. Dla organizatorów pokazów liczyła się moja figura, twarz, fotogeniczność i to, że nigdy na nic się nie skarżyłam. Cały czas pamiętałam, że ta praca jest dla mnie szansą na inne życie. To, że wychowałam się w trudnych warunkach, dawało mi ogromną motywację, a przy okazji okazało się też atrakcją dla dziennikarzy. Mój życiorys był dla nich egzotyczny i niecodzienny. Wyróżniał mnie.

Jeszcze większą sensację niż Twoje pochodzenie i kariera wywołało małżeństwo z brytyjskim arystokratą. Książę Justin Trevor Berkeley Portman, potomek jednej z najszacowniejszych i najbogatszych angielskich rodzin. Miałaś dwadzieścia lat, gdy zostałaś jego żoną. Jak go poznałaś?

Natalia Wodianowa: Na jakimś eleganckim przyjęciu w Londynie. Po jednym z pokazów ktoś mnie tam zaprosił. Arystokraci, artyści, biznesmeni, świat mody filmu... Justin był wśród tych ludzi. W pewnej chwili podszedł do mnie, zaczęliśmy rozmawiać. Jeszcze wtedy słabo znałam angielski, ale od razu czułam, że rodzi się między nami jakieś zauroczenie. To była zmysłowa, pozawerbalna fascynacja. Tak się zaczęło. Potem tańczyliśmy ze sobą, patrzyliśmy na siebie i coś zaiskrzyło. Wiem, że to brzmi jak bajka, ale tak właśnie było. Połączyła nas wielka miłość od pierwszego spotkania. Rok później byliśmy małżeństwem.

Teściowej nie przeszkadza, że na okładce brytyjskiego "Vogue'a" wystąpiłaś nago?

Natalia Wodianowa: Nie. Przecież wie, że jestem modelką. I że zgodziłam się na taką sesję, bo miałam pewność, że projekt będzie na wysokim poziomie artystycznym.

To co mówisz, burzy wyobrażenia o brytyjskiej arystokracji jako środowisku raczej sztywnym i zachowawczym.

Natalia Wodianowa: Nic na to nie poradzę. Wiem, że melodramat i konflikty byłyby bardziej spektakularne, ale prawda jest taka, że żyjemy zgodnie, a ja czuję się w rodzinie Justina dobrze. Może jesteśmy nietypowi? Pewnie tak... Nigdy też nie spotkałam mężczyzny, który tak mocno jak Justin ceniłby tradycyjne wartości i który jednocześnie byłby tak jak on otwarty na nowoczesność.

Co masz na myśli?

Natalia Wodianowa: Na przykład nasz partnerski związek. Albo to, że Justin lubi zajmować się dziećmi. Stać go też na spontaniczność, okazywanie emocji - wielu mężczyzn wciąż ma z tym problem.

Coś w tym jest... Gdy na prezentacji zapachu Euphoria Calvina Kleina, którego jesteś twarzą, pokazano film reklamowy z Twoim udziałem, Justin poprosił o bis i najdłużej bił brawo.

Natalia Wodianowa: A co w tym dziwnego?

Bo to bardzo zmysłowy film - pozujesz w objęciach przystojnego mężczyzny, odgrywacie scenę uwiedzenia. Twoje ciało jest wprawdzie okryte atłasową tkaniną, ale jednak jakby nagie. Kilkadziesiąt sekund pod erotycznym napięciem...

Natalia Wodianowa: To bardzo zmysłowy zapach, więc film ma adekwatną atmosferę. A jeśli pytasz o męża... Wiesz, on jest artystą. Sam maluje obrazy, rozumie więc, czym jest piękno. Nawet w reklamie potrafi zobaczyć małe dzieło sztuki. Jesteśmy naprawdę kochającą się parą, mamy trójkę dzieci i oboje osiągnęliśmy już pewną dojrzałość, więc mamy dystans do takich sytuacji. Justin wie, że nie ma powodów do zazdrości. A jeśli patrząc na tę scenę, pomyślał "moja żona jest zmysłowa", to cudownie! Bo jestem! W końcu kiedyś go uwiodłam! Nasz związek też zaczął się od erotycznej euforii, więc może ten film przypomniał mu jakiś nasz wspólny, intymny moment? Kiedy przeżyłaś coś euforycznego prywatnie?

Natalia Wodianowa: Pierwsze skojarzenia z tym słowem są dla mnie bardzo... intymne. Ale pewien rodzaj euforii czuję też zawsze, gdy wracam z podróży do mojego domu - kiedy wchodzę do ogrodu i widzę dzieci, a Justin mnie przytula i mówi "fajnie, że jesteś". Wierzę, że jak masz piękne życie, to powinnaś się nim intensywnie cieszyć. Bo inaczej coś może się skończyć. A moje jest... Wiesz, ja nawet nie mogę powiedzieć, że "wymarzone", bo jako młoda dziewczyna nie miałam marzeń. Chyba nie potrafiłam sobie wtedy wyobrazić, że w przyszłości mogłabym czuć się tak spełniona.

Co się składa na Twoje spełnienie?

Natalia Wodianowa: Na pewno dzieci. Mam dwóch synów i córkę. Ale też satysfakcja, że potrafiłam urodzić jedno po drugim i nie zaburzyło to mojej kariery. A pracowałam w tym czasie intensywniej niż kiedykolwiek. W czwartym miesiącu ciąży wzięłam udział w sesji fotograficznej strojów kąpielowych! Nie odwoływałam zdjęć związanych z kontraktami reklamowymi z powodu złego samopoczucia. Chodziłam po wybiegach podczas laktacji, a każde z moich dzieci karmiłam przez pięć miesięcy! Potrafiłam wszystko tak sobie zorganizować, że nie było ze mną problemów. Mam to szczęście, że bardzo dobrze znoszę ciąże. Czuję wtedy przypływ energii, mam świetny humor. Powinnam mieć dużo dzieci...

Masz dla nich czas?

Natalia Wodianowa: Będę nieskromna, ale jestem naprawdę dobrą mamą. Czasem obowiązki odrywają mnie od dzieci, ale jest też wiele propozycji, z których rezygnuję właśnie dlatego, żeby być z nimi. Lucasa, mojego starszego syna, zabierałam przez jakiś czas ze sobą w podróże służbowe. Dobrze znosił pobyt na lotniskach, lubił latać samolotami, bawić się w studiach fotograficznych, akceptował nowych ludzi wokół siebie. Ale gdy spróbowałam tego samego z Nevą, moją trzyletnią dziś córką, nic z tego nie wychodziło. Płakała, robiła się nerwowa, więc przestałam zabierać dzieci do pracy. Wiktor, najmłodszy syn, I ma półtora roku i chyba też woli bawić się z rodzeństwem w ogrodzie. Kiedy jestem w domu, rozstaję się z dziećmi tylko na czas jazdy konnej. To mój rytuał. Uwielbiam szybki galop w terenie, I skoki przez zwalone drzewa... Koło mojego domu I są wspaniałe lasy.

Nie mieszkasz w Londynie?

Natalia Wodianowa: Mamy posiadłość w West Sussex, siedemdziesiąt kilometrów pod Londynem. To XTV-wieczny dom. Rok temu skończyliśmy go odnawiać. Dla mnie to najpiękniejsze miejsce na ziemi. ' Otacza go kilkuhektarowy dziki ogród. Prawie w ogóle nie ingerowaliśmy w przyrodę, bo Justin odkrył, że żyją tam rzadkie gatunki motyli i baliśmy Kię, że jeśli zaczniemy coś siać czy wycinać, odlecą gdzie indziej. Przez nasz ogród płynie rzeczka, mamy [nawet prywatny, naturalny miniwodospad. Bardzo [lubię kontakt z naturą, długie spacery. Myślę, że to dzięki nim jestem w dobrej formie.

Ale poza spacerami musisz jakoś specjalnie dbać o linię. Gdyby nie to, że naprawdę teraz na Ciebie patrzę, uznałabym, że Twoje ciało musi być komputerowo wyszczuplone. Czytałam, że przy wzroście 177 cm nosisz rozmiar 34...

Natalia Wodianowa: Uważam na to, co jem, to oczywiste, ale nigdy nie miałam skłonności do anoreksji. Nie stosuję morderczych diet, inaczej nie dałabym rady urodzić trójki zdrowych dzieci. Dzięki nim jestem fizycznie aktywna przez cały dzień. Do tego regularnie pływam. W naszej posiadłości są dwa baseny, w tym jeden kryty. Ciało jest moim narzędziem pracy, więc wkładam dużo wysiłku w utrzymanie go w dobrej kondycji, ale zdecydowanie w granicach rozsądku.

Dwadzieścia siedem lat to dla modelki już wiek średni. Masz jakiś pomysł na siebie po skończeniu kariery na wybiegu?

Natalia Wodianowa: Nie myślałam o tym jeszcze. Mam to szczęście, że nie muszę myśleć o pracy w kategoriach zapewnienia bytu swojej rodzinie...

"Forbes" oszacował Twoje zeszłoroczne zarobki na niemal cztery miliony funtów, nie wspominając już o ogromnym majątku Twojego męża...

Natalia Wodianowa: Dobrze zarabiam, to prawda, ale czułabym się źle, gdyby moje życie, nawet bardzo luksusowe i bezpieczne, miało polegać na nicnierobieniu. Nie wiem, co będę robić za dziesięć lat, ale na pewno nie przejdę na emeryturę. Może napiszę książkę o swoim życiu? Uważam, że jest to coś, co każdy powinien zrobić. Zwłaszcza jeśli przydarzyło mu się tyle niezwykłych rzeczy, co mnie.

Twój Styl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy