Reklama

Serca bicie

Od czego zaczyna się romans? Kto powinien zrobić pierwszy krok? Co musi mieć i wiedzieć kulturalny podrywacz? I czy wynaleziono już szczepionkę na kobietę fatalną?

Klatka schodowa prowadząca do gabinetu Ryszarda Kalisza, na ścianie napis: "I tak cię kocham". Czyżby jakaś fanka pana posła umieściła to graffiti? Polityk, jak wiadomo, jest lubiany przez kobiety. Z wzajemnością. Niedawno wydał książkę "Ryszard i kobiety", w której pisze, że to one go ukształtowały, nauczyły zasad równości oraz szacunku dla wszystkich ludzi. 

Forum: To kobieta powinna zabiegać o mężczyznę, nie odwrotnie! ~ Nieujarzmiony

Reklama

Jego zdaniem w Polsce jesteśmy skażeni patriarchalnym sposobem myślenia. W Sejmie wielu posłów głosuje przeciwko prawom kobiet. On nie potrafi się z tym pogodzić, ponieważ odrzuca wszelkie formy dyskryminacji. Nawet językowej. Używa słów "posłanka" czy "polityczka". Pytam, czy zauważył, że słowo "polityka" jest rodzaju żeńskiego.

- Oczywiście - odpowiada. - Zawsze tłumaczę obcokrajowcom, że w języku polskim o tym, czy coś jest rodzaju żeńskiego, czy męskiego, decyduje końcówka, a właściwie ostatnia litera "a". Jest jeden charakterystyczny wyjątek - zawiesza głos - "mężczyzna".

W swojej książce Ryszard Kalisz udziela rad, na przykład: "Kulturalny facet musi zawsze mieć przy sobie tyle pieniędzy, żeby przypadkowo spotkaną mądrą kobietę móc zaprosić na obiad i kawę". Albo: "Powinien się golić, także tego dnia, gdy nie idzie do pracy". Mnie zdradza, że podobają mu się kobiety zadbane. Nie chodzi o to, że muszą być ładne. Raczej takie, które bez względu na przeciwności losu i trudne warunki potrafią dobrze wyglądać. Bo w tym dbaniu przejawia się ich godność, stan świadomości, wewnętrzny ład. To samo zresztą dotyczy mężczyzn.

- Nie znoszę, gdy mają niewypastowane buty czy niewyprasowane spodnie - podkreśla. W kobietach najbardziej zachwyca go kobiecość. - Trudno ją zdefiniować - zauważa. - To mądrość, subtelność, sposób bycia, osobowość, ja to nazywam zjawiskowością.

Podróż do męskiego świata

- Na świecie jest ponad sześć i pół miliarda ludzi. Można na siebie trafić na wakacjach, w pociągu, szpitalu, sklepie, wszędzie - mówi autorka bestsellerów Katarzyna Grochola. - Ale żeby kogoś poznać, trzeba wstać od komputera, bo internet bywa niebezpieczny. Moja znajoma przez dwa lata podszywała się pod faceta. I porozbijała wiele związków. Po cholerę takie zabawy? Pisarka wysłuchała wielu męskich zwierzeń, zbierając materiał do swojej książki "Houston, mamy problem". Bo po raz pierwszy jej bohaterem jest mężczyzna. 

Forum: Jak poderwać starszego faceta ~ Kate29

- Zdałam sobie sprawę, że nie poznałam dobrze żadnego, z którym do tej pory byłam - wyznaje. - To mnie sprowokowało do tego, żeby odbyć podróż do męskiego świata. Sporo się dowiedziała. Jeden przekonywał ją, że oglądanie się na ulicy za ładnymi dziewczynami jest automatyczne. Że to reakcja taka sama jak na przelatujący samolot. Inny mówił o tym, jak trudno zrozumieć kobiety.

- Od czego zaczyna się romans? Decydujące znaczenie przy poznaniu nowego partnera mają zmysły dotyku i węchu. Wystarczy, że nas ktoś niechcący dotknie i ten gest do nas przemówi albo poczujemy zapach fajki, który będzie nam się miło kojarzył. Potem jest ciekawość, co dalej. Nie umiem zrobić pierwszego kroku. Uważam, że należy on do mężczyzny - mówi Grochola.

Tego jedynego poznała po czterdziestce. Wprowadził się do niej, choć prawie się nie znali, byli może ze trzy razy na kawie. - Jestem chyba nieodpowiednim rozmówcą - uśmiecha się. - Mój związek się rozpadł. Z miłością świetnie sobie radzę w książkach, w życiu nie bardzo. Dziś już wiem, że bliskość polega na tym, aby pomalutku uchylać okienko do swojej duszy i patrzeć. Ten drugi człowiek też to robi.

- Istnieje zjawisko tzw. pickup artists (artystów podrywu). Wśród nich wielu posługuje się manipulacją. Niektórzy wyleczyli w ten sposób kliniczną nieśmiałość, która dawała im poczucie pustki. Nie wyobrażam sobie jednak, żeby od tego można było przejść do związku, który daje satysfakcję uczuciową - twierdzi Przemysław Bociąga, autor bloga www.smaknabyty.pl i współautor poradnika "Sztuka życia dla mężczyzn" napisanego ze Szczepanem Twardochem.

Dziennikarz i pisarz zjednoczyli siły, by pomóc mężczyznom odzyskać męskość. Tak powstał "bezużyteczny podręcznik życia towarzyskiego i uczuciowego dla brzydkich, grubawych, łysiejących i nieszczególnie inteligentnych". To przede wszystkim wyraz buntu przeciwko kolorowej prasie skierowanej do płci brzydkiej. Takiej, która tworzy model mężczyzny nieistniejącego. Wszystkim sterują reklamy. Jest miejsce na survival i depilatory męskie, środek na prostatę i kącik motoryzacyjny.

- Cały ten wizerunek męskości to coś, czemu trzeba się wreszcie przeciwstawić - przekonuje Bociąga. Dzisiejsi mężczyźni zamknęli się w twierdzy. I bronią się przed zarzutami o zniewieściałość. - Zwracając się do nich, wprowadziliśmy element ironicznej agresji. Musieliśmy być apodyktyczni, trochę jak sierżant w wojsku wrzeszczeć, przeklinać i upokarzać, bo to jedyny sposób, by do nich dotrzeć.

Autorzy sięgają po sprawdzone patenty, które zostały zaniechane. Wszystko, czym się dzielą - od porad, jak zorganizować romantyczny wieczór z dziewczyną, do wyboru odpowiedniej marynarki - to wynik osobistych doświadczeń i obserwacji. Obaj mają wykształcenie w zakresie nauk społecznych i lubią przyglądać się ludziom. Jest więc szansa, że mężczyźni przeczytają, przygotują się i wyruszą na spotkanie z kobietami, których się boją. Autorzy dają im do rąk narzędzia.

- To sygnał do pobudki - tłumaczą. - Nasza rozpacz nie jest bezradna ani bezczynna. "Kochać się w skargach rzeczą jest niewieścią, mężom przystało w milczeniu się zbroić" - cytuje Asnyka Bociąga. I dodaje: - Żeby się cokolwiek wydarzyło, trzeba chcieć być mężczyzną. Trzeba być gotowym na wysiłek, żeby zrobić coś lepiej, inaczej.

W szponach życia

- Zawodowo jestem ekshibicjonistką, na scenie często gram kobiety odważne, pozbawione hamulców - mówi aktorka Anna Smołowik. - Poza teatrem nie jestem już taka odważna. Lubię flirtować i poznawać nowych ludzi, mam wspaniałych przyjaciół, ale potrzebuję też intymności i wyciszenia.

Dla Ani flirt jest formą znajomości, która rozwija się w czasie. A Warszawa to wspaniałe, dynamiczne miasto, w którym szybko się żyje i łatwo nawiązuje relacje.

Ta łatwość jest pułapką, wpada w nią wiele kobiet, w tym Małpka, bohaterka grana przez aktorkę w "Kompleksie Portnoya" Philipa Rotha w reżyserii Aleksandry Popławskiej i Adama Sajnuka. Dziewczyna zostaje poderwana przez faceta na ulicy. On jej oferuje drinka albo kawę, a ona mówi: "Spadaj". Dopiero gdy w humorystyczny sposób proponuje jej seks, odpowiada: "O, to dobra". Na widowni wybuchają salwy śmiechu.

Sama Ania pochodzi z Radomia, zadebiutowała w Teatrze Ludowym w Krakowie spektaklem "Stefcia Ćwiek w szponach życia" na podstawie książki Dubravki Ugrešić w reżyserii Mateusza Przyłęckiego. - Lubię takie postrzelone, pogubione postacie. Stefcia ma przyjaciółki. Jedna mówi, że mężczyźni to zło i że teraz jest era kobiet. Druga przekonuje, że facet jest w życiu najważniejszy, bo bez niego kobieta nie istnieje.

Skołowana tym wszystkim bohaterka siedzi na kanapie i wygłasza monolog o idealnej miłości: "Palma de Majorka, leżę w leżaku na plaży, piję drinka z parasolką, podchodzi do mnie mężczyzna, piękny jak Brad Pitt...".

- Mówię go ze sceny i słyszę aplauz kobiet na widowni. Widzę, że one pragną bajki i... księcia. Odrobiny szaleństwa. W tym jesteśmy ze Stefcią podobne. Lubię ryzyko, dreszcz przygody, nowe wyzwania.

Z kolei w programie "Pożar w burdelu" (warszawski Klub Komediowy Chłodna) aktorka dała się poznać jako Ania z Polski. Na scenie przeżywa nieszczęśliwą miłość do amerykańskiego idola, w którym kochają się wszystkie dziewczyny, śpiewa o nim piosenkę pt. "Ryan Gosling". Marzy, że pokaże mu swoją Warszawę: Plan B i Łazienki, Przekąski Zakąski, Instytut Teatralny i Dworzec Centralny, a na koniec zwiedzania Muzeum Powstania Warszawskiego. Piosenka stała się hitem, ma już ponad 19 tys. odsłon na YouTube.

Forum: To mężczyzna powinien zaprosić na pierwszą randkę! ~ egocentryk

Biegnący z emocjami

Czy to we flircie, czy w miłości najważniejsze są emocje. W tej dziedzinie specjalistami są aktorzy, to ich narzędzie pracy. Sambora Czarnotę udało mi się oderwać na chwilę od prób w Teatrze Dramatycznym - Scena Na Woli, gdzie przygotowywał się do roli w "Martwej naturze w rowie" w reżyserii Małgorzaty Bogajewskiej. - Zwykle głęboko wchodzę w postać. Bywa, że przeżywam fascynacje partnerkami na scenie i tylko cienka granica dzieli sztukę od prywatności - wyznaje.

Co działa na niego jak magnes w kinie? Nieprzewidywalność, dziecięca natura Meg Ryan i kocie spojrzenie Michelle Pfeiffer. Aktor często wciela się w mrocznych, skomplikowanych wewnętrznie bohaterów. Niedawno wrócił z festiwalu filmowego w Moskwie, gdzie pokazywany był film braci Skolimowskich "Ixjana" z jego udziałem. Zagrał w nim pisarza rywalizującego z przyjacielem o względy pięknej kobiety.

- Dążę do tego, żeby wzbudzić silne emocje i w sztuce, i w miłości, bo najgorsza jest obojętność. Dziś boimy się uczuć. Sam też miewam z tym problemy. A tymczasem warto je poznać, nawet się zatracić. Zawsze fascynowało mnie przekraczanie własnych granic - dodaje. Jego zdaniem na relację z kobietą składa się mnóstwo rzeczy: poczucie humoru, lojalność, odpowiedzialność.

- Wcześniej zdarzało mi się za szybko pokazywać, że mi na kimś zależy. To było niedobre. Kiedy odsłonimy przed kobietą wszystkie karty, tracimy tajemnicę - przestrzega. - Z drugiej strony, nie warto niczego udawać. Dawniej, gdy mi się ktoś podobał, próbowałem zaprezentować się jako bardziej atrakcyjny i przestawałem być sobą. Dziś wiem, że wszelkie pozy prędzej czy później zostają zdemaskowane. Dlatego nie intrygują mnie osoby uchodzące za ideał. W kobietach najbardziej cenię naturalność. Nawet jakaś niedoskonałość czy wada potrafią mnie zachwycić.

Miłość w stylu oldskul

- Podrywanie jako sposób na zawieranie znajomości to coś zupełnie innego niż szukanie kogoś, z kim można stworzyć stały związek. Zupełnie inny arsenał narzędzi, inny obiekt - przekonuje Przemysław Bociąga.

Anna Smołowik jako osoba otwarta i ciepła przyciąga do siebie ludzi, ale umie też stawiać granice. - Bo dziś trudno jest kochać na serio - twierdzi. - Jesteśmy zagonieni, zapracowani, w tej gonitwie odcinamy sferę uczuciową. Nie potrafimy się w tym wszystkim zatrzymać, odnaleźć. Miłość jest staroświecka, oldskulowa.

Kiedy Ania śpiewa o tym w jednym z ostatnich kabaretowych programów pt. "Don Juan w Warszawie" (autorstwa Michała Walczaka i Macieja Łubieńskiego, fragment na stronie obok), kobiety na widowni szaleją.

- Tęsknota za oldskulowym mężczyzną, za uczuciem w dawnym stylu, czasem się ucieleśnia - opowiada aktorka. - Niedawno siedziałam ze znajomymi w kawiarni. Podszedł starszy pan i poprosił, by w jego imieniu wysłać SMS. Powiedział, że podyktuje. Wyjął małą karteczkę i przeczytał: "Dojechałem na miejsce. Kropka. Ciągle myślę o Tobie. Tęsknię. Nie gniewaj się ukochana. Kocham cię. Władek". Czyli można - przekonują warszawscy hipsterzy. 

Mężczyzną w stylu oldskul, choć nie hipsterem, okazał się też Sambor Czarnota. Przed sześcioma laty związał się z aktorką Martą Dąbrowską. Spotkali się na przyjęciu u znajomych. Zwrócił uwagę na jej subtelność i młodość. Ona była wtedy na czwartym roku studiów, on od ośmiu lat występował już na scenie.

- Jestem człowiekiem na pozór otwartym - mówi. - Ale tak naprawdę chronię swoją wrażliwość z lęku przed zranieniem i odrzuceniem. Teraz już nie musi tego robić, czuje się kochany. Sprawia mu radość zrobienie śniadania do łóżka swojej partnerce albo podarowanie jej kwiatów. - Miło jest tak zacząć poranek - rozmarza się. Lubi też gotować, a za najlepszy afrodyzjak uważa owoce morza.

- W związku dwojga aktorów oczywiście pojawia się element gry, ale ważne, żeby nie była wyrachowana, musi mieć lekkość i wdzięk - podkreśla Sambor Czarnota. - Lubię przyglądać się młodym ludziom, bo przypomina mi się wtedy, jaki sam kiedyś byłem. Może to infantylne, ale te motyle w brzuchu są prawdziwe. Pamiętam, jak przed laty czekałem na telefon, spotykaliśmy się z dziewczyną na podwórku i nie wiedziałem, co powiedzieć. Milczałem, wszystko wibrowało mi w środku, a potem nie mogłem zasnąć w nocy. Piękny jest taki stan zakochania. Z perspektywy czasu wiem, że w życiu nie ma niczego ważniejszego niż miłość. Pod tym względem jestem niepoprawnym romantykiem.

Fatalna z toksycznym

Zdaniem Ryszarda Kalisza bycie osobą publiczną nie ułatwia kontaktów z płcią piękną, bo zdarza się, że wizerunek wykreowany w mediach zasłania prawdziwego człowieka. Jaki jest więc naprawdę? - Domator, raczej uległy - odpowiada. - Niestety, nikt nie wynalazł szczepionki przeciw kobiecie fatalnej - dodaje.

- Żaden mężczyzna nie jest na to odporny, trzeba samemu być stabilnym mentalnie, świadomym siebie i odpowiedzialnym za związki, które się tworzy, także za rozstania. Nikt nie jest doskonały. To nie sukcesy nas tworzą, a porażki w życiu osobistym. Błędy, jakie popełniają mężczyźni i kobiety. Najgorszy jest brak szacunku.

- Trzeba wiedzieć, jak uniknąć pułapek - tłumaczy Katarzyna Grochola. Jest świeżo po przeczytaniu "Toksycznych mężczyzn" Lillian Glass.

- To powinna być lektura obowiązkowa dla wszystkich, bo i kobiety potrafią traktować mężczyzn instrumentalnie. Problemem jest też niedojrzałość. Natrafiłam kiedyś na wywiad z polską gwiazdą, która stwierdziła, że jak spotyka kogoś, na kim jej zależy, najpierw pokazuje się od jak najgorszej strony. A potem może być już tylko lepiej. Przecież to jest pragnienie dziecka! Ja nawrzeszczę, rozbiję wazon, napluję, a ty mnie kochaj. Mama ma się domyślić po naszym płaczu, czego nam potrzeba. W dorosłym życiu oczekujemy tego samego. Najlepiej nie mieć oczekiwań - stwierdza pisarka.

- Ale to nie jest jednoznaczne z brakiem marzeń. Przyznaje, że tak naprawdę dorosła poczuła się, gdy zaproponowano jej udział w "Tańcu z gwiazdami". Wtedy uważała, że jak jest osobą znaną, to pewnych rzeczy nie wypada jej robić. I nagle pomyślała sobie: "A dlaczego nie? Dlaczego to inni mają kierować moim życiem?". Udział w show i spotkanie z Janem Klimentem wiele zmieniło. Przyjaźni się z nim do dziś.

- Nigdy nie usłyszałam od nikogo, tym bardziej od mężczyzny, tylu prawdziwych rzeczy na swój temat - opowiada. - Na samym początku, po półtoragodzinnym treningu, bardzo męczącym, Janek stanął przede mną i powiedział: "Nie mogę. Jestem nauczycielem tańca od dwudziestu lat, moja najstarsza uczennica ma 98 lat, a najgrubsza 150 kilogramów, jestem tu dla ciebie, ale ty nie chcesz się niczego nauczyć, nie chcesz brać, czerpać. Wolisz prowadzić, choć wcale nie stoisz na własnych nogach".

A potem wygłosił dziesięciominutową mowę: co widzi we mnie, kiedy z nim ćwiczę, co mówi moje ciało, kiedy się boję, dlaczego nie potrafię zaufać, czego pragnę. On to mówił z bezsilności i rozpaczy, ale ja usłyszałam o sobie najważniejsze rzeczy, których istnienia nie podejrzewałam. Ta rozmowa dała mi więcej niż jakakolwiek terapia, książka, czy związek - wyznaje Katarzyna.

A ja słuchając tej opowieści, myślę, że najpiękniejsze w relacjach damsko-męskich jest to, co nas zaskakuje i wytrąca z życiowych schematów. Siedzimy w ogrodzie wśród rozkwitłych kwiatów i drzew, obserwujemy ptasie zaloty. Okazuje się, że Grochola dobrze zna zwyczaje kosów. - Najpierw kokoszą się w krzaczkach, potem biorą kąpiel w sadzawce - tłumaczy. Mnie nie daje spokoju, dlaczego robią to w trójkątach. - A tego nie wiem - zamyśla się pisarka.

Magda Rozmarynowska

PANI 8/2013

Tekst pochodzi z magazynu

PANI
Dowiedz się więcej na temat: romans | flirt | Ryszard Kalisz | Katarzyna Grochola
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy