Reklama

Sławek Uniatowski: Rozmowy z Wodeckim były zawsze budujące

- Zbyszek Wodecki nie ma łatwych utworów. Zawsze lawirował między dźwiękami z niebywałą lekkością, był wręcz nieomylny. Nigdy nie słyszałem, by zaśpiewał krzywy dźwięk - tak wspomina Zbyszka Wodeckiego Sławek Uniatowski, który został zaproszony do wzięcia udziału w, przerwanej przez śmierć artysty, trasie koncertowej. Jednego z najlepszych wokalistów i kompozytorów w Polsce trzynastoma koncertami pod hasłem: "Twój jubileusz" żegnali inni wspaniali polscy artyści.

Magdalena Tyrała: Sławku, znałeś repertuar Zbyszka Wodeckiego na długo przed tym, jak zostałeś zaproszony do wzięcia udziału w jego niedokończonej trasie, prawda? Skąd u ciebie zainteresowanie jego muzyką?

Sławek Uniatowski: - Oczywiście! Kocham piosenki napisane przez Zbyszka, uwielbiam jego głos. Wielu wokalistów ma tak, że słucha rzeczy, które są napisane w rejestrach ich skali głosu. Najwięcej jest tenorów, mniej barytonów, a jeszcze mniej basów. Zbyszek był barytonem wchodzącym w tenor, o ciepłym falsecie. Ja zaś jestem bas barytonem, zahaczającym o tenor. Jedni śpiewają do nagrań np Kuby Badacha, a ja podśpiewywałem do nagrań Zbyszka i Andrzeja Zauchy.

Co w nim, w jego twórczości cenisz najbardziej?

- Zbyszek nie ma łatwych utworów. Zawsze lawirował między dźwiękami z niebywałą lekkością, był wręcz nieomylny. Nigdy nie słyszałem, by zaśpiewał krzywy dźwięk. Między innymi po tym poznaje się wielkich artystów. Są piosenkarze i wokaliści. On był tym drugim. Kochał Franka, Chicago, Earth Wind and Fire, świetnie zagrane sekcje dęte. Mam tak samo. Cieszę się, że mieliśmy podobnych idoli, to nas do siebie zbliżyło.

Reklama

Był twoim mistrzem, prawda? W jakich okolicznościach i kiedy się poznaliście? Jakie zrobił na tobie pierwsze wrażenie?

- Poznaliśmy się, kiedy wspólnie otwieraliśmy koncert z repertuarem Marka Grechuty w Opolu. Zbyszek grał na skrzypcach, Jan Kanty Pawluśkiewicz na fortepianie, ja śpiewałem. To było Tango Anawa.

- Był moim idolem i na szczęście zdążyłem mu to powiedzieć. Kiedyś, podczas prób do koncertu w Łazienkach Królewskich wyszliśmy sobie na dymka. Duło niebywale, był bodajże grudzień. Tamtejszy cieć zwrócił nam uwagę, że tu nie możemy kurzyć i polecił udać się od zawietrznej.

- Gadaliśmy trochę o muzyce. Powiedziałem Zbyszkowi, że zawsze wstydziłem się do niego podejść, że jest pierwszy w tym kraju, choć kiedyś był drugi, bo Zaucha... Zbysio odparł: "Dziękować Panu Bogu! Nie mogę być panu dłużny - w takim razie teraz pan jest drugi". Pośmialiśmy się trochę wtedy. Była to jedna z najwartościowszych rozmów, jakie odbyłem w życiu. Bardzo mi go brak...

Dużo czasu z nim spędziłeś? Czego się od niego nauczyłeś?

- Niestety, nie miałem szczęścia przebywać w towarzystwie Zbyszka zbyt często. A to telewizja gdzieś, a to koncert "Mitch and Mitch". Kilka razy rozmawialiśmy i zawsze były to budujące rozmowy.

- Od Zbyszka nauczyłem się wiele, słuchając jego kompozycji. Był mądrym i ciepłym facetem, miał bogatą wiedzę muzyczną. Świetnie gawędzi się z kimś, kto wie, co masz na myśli.



Był trudny we współpracy? Wymagający?

- Z tego, co zaobserwowałem, Zbyszek robił swoje. Nie słyszałem, żeby kogoś go krytykował. Chociaż nie podobały mu się pewne zachowania czy też niektórzy "piosenkarze". Trochę nie odnajdywał się w show-biznesie, z którym mamy teraz do czynienia. Był gościem z klasą.

Razem robiliście wiele dobrego dla innych, biorąc udział w koncertach charytatywnych, prawda?

- Kiedyś wystąpiliśmy na jednej scenie w Łazienkach, ale nie było mi dane zaśpiewać wspólnie z nim. Zgodziliśmy się z tym, że powinniśmy kiedyś zrobić taki żart, że będziemy śpiewać zza kotary i jako, że mamy podobne głosy, to przecież mogą nas pomylić.

Jak będziesz go wspominać?

- Będę pamiętał go jako człowieka, który opowiadał świetne dowcipy, był najlepszym wokalistą w tym kraju, którego nie da się zastąpić. Będę go wspominać, jako faceta z klasą. Przypominał mi mojego tatę, Grzesia, który wyglądałby jak Zbyszek, gdyby tylko zgolił wąsy. Jest wysokim blondynem i też ma diastemę. Wodecki był tradycjonalistą wiernym swoim przekonaniom i był usposobieniem dobra.

Wziąłeś udział w przepięknej trasie koncertowej pt. Zbigniew Wodecki "Twój Jubileusz". Miałam przyjemność oglądać krakowski występ. Niesamowite przeżycie. Twój głos w jego piosenkach często przypominał głos Zbyszka. Wywołaliście niezwykłe wzruszenie publiczności. Jak odbierasz całą trasę?

- Myślę, że to piękna klamra spinająca jego dorobek, życie. Ta trasa nigdy nie zostanie powtórzona, więc ci, którzy zdążyli nabyć bilety są wielkimi szczęściarzami.

- Myślę, że Zbyszkowi podobałaby się cała trasa. Smyki, instrumenty dęte i niesamowity młody trębacz. Wydaje mi się, że byłby nim kompletnie zauroczony.

- Odbiór koncertu jest bardzo pozytywny. Jestem bardzo wdzięczny za to, że zostałem zaproszony na tę muzyczną ucztę. Będzie mi jej brakowało. Czekają nas jeszcze ostatnie dwa koncerty w Poznaniu i... koniec.

Co czujesz, gdy śpiewasz dla Zbyszka?

- Na samym początku trasy łamał mi się głos, ale jakimś cudem go opanowałem i nie zacząłem szlochać.To są emocje nie do opisania. Kochałem Zbyszka jak wujka, ojca. Był mi bardzo bliski.

Każdy koncert podczas trasy był podobny czy raczej się od siebie różniły ?

- Koncerty są różne, bo zmieniają się wykonawcy. Każdy ma wielki wkład w każdy występ i godnie oddaje cześć Zbigniewowi Wodeckiemu. Repertuar został doskonale dobrany na tę okoliczność, bo zawiera i przeboje, i utwory, które cenił sobie najbardziej sam mistrz. Gra zespół Zbyszka. Tak naprawdę to oni przeżywają całe wydarzenie najbardziej. W końcu grali z nim 30 lat. To są świetni muzycy i koledzy. Poznajemy się coraz bardziej i zbliżamy do siebie. Orkiestra gra przepięknie... Robimy to dla naszego kochanego Zbysia.

Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy