Reklama

Staszek Karpiel-Bułecka: Z czasem nabrałem pokory

Jak to się mówi na Podhalu: śwarny z niego chłopak. Ale, jak sam twierdzi, uroda i znane nazwisko nie gwarantują sukcesu. - Chcę was przekonać moją muzyką - mówi lider zespołu Future Folk. 29 czerwca zagrają w Oświęcimiu podczas Life Festiwalu na jednej scenie ze... Stingiem!

Śledziłam wasz występ w "Must Be The Music" - nie dodarliście od  finału, ale i tak osiągaliście wiele. Szkoda było odpaść z programu?

Staszek Karpiel-Bułecka: - Oczywiście, żal było zakończyć tę przygodę. Bardzo chcieliśmy się sprawdzić, dać szansę się poznać. Dzięki temu, że udało nam się pokonać tylu innych wykonawców, przejść tak mocną selekcję, czujemy, że mamy wsparcie i wiemy, że to, co robimy, znajduje odbiorców. Nic tak nie cieszy artysty.

- Chcieliśmy dotrzeć do ludzi, którym jeszcze się nie mieściło w głowie połączenie góralskiej i nowoczesnej muzyki. MBTM daje szansę pokazania się takim, jakim jesteś.

Reklama

Występowałeś już w "Tańcu z Gwiazdami", niedawno w MBTM. Lubisz pokazywać się telewizji, a telewizja lubi ciebie.  Masz "parcie na szkło"?

 - Absolutnie nie. Moje poprzednie występy w - jak to się śmialiśmy - Tańcu z Gazdami, a teraz udział w MBTM miały wspólny cel - zaprezentować Future Folk. Chodziło o to, by pokazać się od tej niemuzycznej strony, bo to jest też ważne - zaprezentować, kim jesteśmy, i przybliżyć naszą góralską naturę. Nasza muzyka to siła, radość i żywioł. To porywa ludzi, może dlatego spotykamy się z taką przychylnością.

Zanim na poważnie zająłeś się muzyką, byłeś utytułowanym zawodnikiem w narciarstwie freestyle’owym. Narty poszły już całkowicie w odstawkę?

- Nie. Nadal jeżdżę, tylko już nie zawodowo. Coś się musiało skończyć, żeby coś innego mogło się zacząć. Muzyka też zawsze była obecna w moim życiu, teraz tylko zrobiłem jej więcej miejsca.

- Poza tym z wiekiem przyszedł też pewnie strach i rozwaga - mniej chęci do ryzyka, co w nartach jest konieczne. Kiedyś nieważne było, czy wyląduję na głowie czy na nogach, teraz mam więcej pokory wobec gór i nart.

Internauci zarzucają ci, że robisz karierę dzięki znanemu nazwisku i podobieństwu do swojego wujka - Sebastiana. Jak to skomentujesz?

- Nazwisko zawdzięczam ojcu, a on swojemu ojcu, czyli mojemu dziadkowi. Pochodzę z muzykalnej rodziny, tata jest znakomitym muzykiem, tworzył zespół Krywań. A że Sebastian jest najbardziej popularny, to wszyscy wytykają mi jego nazwisko.

- Sebastian to Sebastian, a ja jestem zupełnie inną osobą. Nasza muzyka nie jest nawet do siebie podobna  i nigdy nic z tego, co osiągnąłem, nie było spowodowane niczyją protekcją. Na internetowych forach roi się od dziwnych wypowiedzi i szkoda czasu na ich prostowanie. Prawda jest taka, że bardzo się lubimy i Sebastian jest mi bardziej jak brat niż wuj, ale muzycznie nie mamy zbyt wiele wspólnego.

Future Folk pokonał sto innych zespołów w konkursie Life Festival Oświęcim. 29 czerwca zagracie przed Stingiem. Jakie to uczucie? Jest trema?

- A może to Sting się tremuje wystąpić po nas? (śmiech) Serio, to czujemy się wyróżnieni i dumni. Na tremę ostatnio nie mamy czasu, pewnie pojawi się tuż przed samym występem. Pochwalę się, że to nie jest nasz pierwszy wygrany festiwal, za każdym jednak razem na początku nie dowierzam, że nam się udało. To będzie superkoncert!

Rozmawiała: Karolina Siudeja

Styl.pl
Dowiedz się więcej na temat: Future Folk
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy