Reklama
Sukces nie smakuje, gdy jest się samemu

Joanna Koroniewska

Odeszła z serialu, który przyniósł jej sławę. Media przekonują, że dziś uważa to za błąd. Jak jest naprawdę? Co zyskała, a co straciła? Czy zarabia mniej? I co daje jej teraz najwięcej radości?

Schudłaś, mniej ciebie na wizji. A jeszcze niedawno wyskakiwałaś z każdej lodówki. Było "Kocham cię Polsko", "M jak miłość", "Matka czy nastolatka". Mam wymieniać dalej?

Joanna Koroniewska: - Byłam wtedy bardzo zmęczona. Jednocześnie wiele osób mówiło mi, że robię źle, odchodząc z serialu, bo przecież tak niewiele jest nowych ról. Ale pomyślałam sobie, że nie mogę mieć poczucia, że pracuję tylko po to, by zarobić na kolejny kredyt. Życie jest na to za krótkie. Wśród bliskich obserwuję teraz poważne sytuacje kryzysowe - takie fundamentalne, jak choćby choroby. Kiedy na to patrzę, nie mam wątpliwości, co jest naprawdę ważne.

Reklama

Co dla ciebie liczy się najbardziej?

- Oczywiście przebywanie z rodziną. Nie ma nic piękniejszego! Wiem, że sukcesy kompletnie nie smakują, gdy jest się samemu. Bo jeśli nie masz się z kim cieszyć, to jest okropne doświadczenie. Myślę, że nawet porażka jest łatwiejsza do zniesienia w samotności niż sukces.

Planujecie powiększenie rodziny?

- Błagam. Na te tematy jednak wolę rozmawiać z moimi najbliższymi.

Da się pogodzić życie rodzinne z intensywną pracą?

- Pamiętam, że był czas, kiedy grałam cztery, a nawet pięć spektakli w miesiącu. I to jest trudne, jeśli jesteś matką. Możemy podliczyć: każde przedstawienie grasz trzy, cztery razy w miesiącu, więc kilkanaście wieczorów nie ma cię w domu z dzieckiem. Pod koniec zeszłego roku pracowałam przez niemal dwa miesiące non stop. Ale wtedy też potrafiłam "wyrwać" czas dla córki. Gdy miałam set wyjazdowy, wstawałam o czwartej rano i wracałam o szesnastej, by przenocować w domu i zobaczyć się z małą. W tym czasie ekipa przenosiła się z hotelu do hotelu.

Nie bałaś się, że się "zajedziesz"?

- Zajechałam się (śmiech). Do 15 grudnia pracowałam naprawdę intensywnie. Kiedy miałam jeden dzień wolny, nie wiedziałam, w co mam ręce włożyć. Byłam zdruzgotana tym, że mam tyle pracy. W końcu pojechałam na narty i drugiego dnia nabawiłam się kontuzji - to był sygnał, żeby się zatrzymać. Teraz staram się o jakąś zdrową równowagę. Jeżeli wieczorem pracuję w teatrze, rano spędzam czas z córką. Zawożę ją do przedszkola dużo później niż powinnam.

Ale pewnie zarabiasz dziś mniej?

- Dziękuję. Nie narzekam.

Swoją nieobecność wynagradzasz Janince prezentami czy masz inne sposoby?

- Nie, choć skłamałabym mówiąc, że Janinka ma mało zabawek, bo ma ich, niestety, mnóstwo... Ale jeśli tylko czas pozwala, lubimy bawić się w robótki ręczne. Robimy korony, opaski, dekoracje. Mam to po dziadku. Od dzieciństwa uwielbiałam różnego rodzaju kolaże i do takiej zabawy zachęcam też swoje dziecko.

Dość racjonalnie podchodzisz do kwestii wychowania. Do wydatków także?

- Program "Pogotowie rachunkowe", który prowadzę w TVP1, na pewno mnie zindoktrynował. Teraz z koleżankami wymieniamy się np. ubrankami po dzieciach. To bardzo ekologiczne.

Najlepszy sposób na oszczędzanie?

- Nie powinno się robić zakupów "na głodnego", bo wtedy kupujemy więcej. Jeśli więc idziemy do sklepu, to tylko z listą. Wtedy do koszyka wkładamy to, czego naprawdę potrzebujemy. Po szkole filmowej ukończyłam też szkołę reklamy i tam dowiedziałam się wiele o manipulowaniu klientem podprogowo. Ale nie myśl, że jestem teraz taka idealna. Wpadam np. w pułapkę wyprzedaży. Potrzebuję kurtki dżinsowej, a wracam z pięcioma przecenionymi T-shirtami.

Zdradzisz, czym lubisz sobie dogadzać?

- Uwielbiam dobrą kuchnię: tajskie jedzenie, sushi.

To wszystko jest dość kaloryczne, a ty ostatnio bardzo wyszczuplałaś.

- Bo od roku biegam. Osłabia mnie, gdy czytam, że schudłam, bo mam chorą tarczycę. Kiedyś tak było, ale mam za sobą operację i wszystko wróciło do normy. Teraz świadomie pracuję nad ciałem.

Zmieniłaś coś w diecie? U

- nikam glutaminianu i azotynu sodu (wzmacniacz smaku i dodatek konserwujący do żywności - przyp. red.), ale nie wykluczam "modnego" glutenu. Jem więcej warzyw. Zdarzają się słodycze. Naprawdę dużo kalorii.

Spalasz je, biegając z Maćkiem?

- Mam z nim umowę, że nie mówimy o sobie dziennikarzom. A do biegania namówiła mnie koleżanka na wakacjach. Generalnie zawsze uważałam, że to sport raczej nie dla mnie. W szkole na biegach przełajowych, oczywiście bez wcześniejszego przygotowania, wypluwałam płuca. Ale teraz zaczęłam od marszobiegów - naprzemiennie minuta marszu i minuta biegu.

Ile dziś możesz przebiec?

- Dowolną liczbę kilometrów, nawet półtorej godziny bez przerwy.

Wiem, że masz też inną pasję - dekorowanie wnętrz.

- Nie wyobrażam sobie, żeby architekt zaprojektował mi wszystko od A do Z. Takie rzeczy to moja pasja. Sama próbuję tuningować lampy, szafki i inne elementy wystroju wnętrza.

Sprawiasz wrażenie osoby, która bierze sprawy w swoje ręce.

- Bohaterom "Pogotowia rachunkowego" powtarzam, że warto się dokształcać, szukać nowych możliwości zarabiania poza dotychczasowym wykształceniem. Nazywam to dywersyfikacją umiejętności. Sama prowadzę programy telewizyjne, eventy, nagrywam audiobooki. Zastanawiam się nawet nad założeniem firmy. Ale spokojnie, nie będzie to kolejne projektowanie ubrań.

Jeśli się w coś angażujesz, to na maksa?

- Gram teraz w "Intrydze" w teatrze Kamienica. Ponieważ spotkałam reżysera, którego nawet nie śniło mi się poznać (Jana Englerta - przyp. red.), po raz pierwszy w życiu nie opuściłam żadnej próby - nawet takiej, na którą byli zaproszeni tylko koledzy z zespołu. Czerpałam garściami nauki i w pewnym sensie dowartościowałam siebie jako aktorkę.

Podobno na początku się stresowałaś?

- Nie ukrywam, że tak. Ale z Janem Englertem porozumieliśmy się szybko. Najbardziej zaskoczył mnie wielki szacunek, jakim on darzy każdego aktora. Poza tym praca z Beatą Ścibakówną, Zbyszkiem Zamachowskim, Szymonem Bobrowskim i Tomkiem Stockingerem to prawdziwa przyjemność.

Iwona Zgliczyńska

SHOW 12/2014

Show
Dowiedz się więcej na temat: Joanna Koroniewska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy