Reklama

Umysł przestępcy nie ma granic

- Dla mnie każda ludzka krzywda jest okrutna w stosunku do ofiary i jej rodziny. A to czy ktoś miał obciętą głowę, był dźgnięty raz, 15 czy 84, bo też miałem taki przypadek, nie ma aż takiego znaczenia - mówi Jan Gołębiowski, profiler kryminalny, autor książki "Umysł przestępcy". - Czytam nieraz komentarze, że żal kogoś, bo był taki ładny albo taki młody. A jak ktoś jest stary i brzydki, to jego życie jest mniej wartościowe? Mniej przez to cierpiał?

Agnieszka Łopatowska, Styl.pl: W ostatnich tygodniach Polską wstrząsnęły szczególnie dwie zbrodnie - morderstwa 11-letniego Sebastiana z Katowic i 18-letniej Magdaleny ze Świnic, obie prawdopodobnie z motywem seksualnym w tle. Obaj sprawcy, którzy przyznali się do winy, w przeszłości byli karani za podobne przestępstwa. Czy gdyby w międzyczasie zostali poddani opiniom profilerów kryminalnych, mogłoby nie dojść do tych tragedii?

Jan Gołębiowski*: - Profilowanie nie jest wykorzystywane w tym celu. Profilowanie kryminalne nieznanych sprawców dotyczy procesu śledczego, wykrywczego. Polega na wytypowaniu osoby, która może być sprawcą zbrodni. Jeśli zostanie wytypowana i zatrzymana, opinia profilera może być wykorzystana w sądzie. Istnieje możliwość wykorzystywania profilów tzw. prewencyjnych do przewidywania zagrożenia, ale opierają się one głównie na analizowaniu statystyk. Jest to od wielu lat wykorzystywane w bezpieczeństwie lotnictwa, służy do wykrywania przemytników czy porywaczy. Pasażerowie przechodzą przez sito statystyczne i, jeśli spełniają ustalone kryteria, są dokładniej sprawdzani.

Reklama

- W przytoczonych przez panią przypadkach, mamy do czynienia z prognozą kryminologiczną tych konkretnych ludzi. Kiedy zostali zatrzymani przy pierwszych wykrytych przestępstwach, zbiorcza analiza danego sprawcy, przygotowana przez zespół ekspertów z różnych dziedzin, powinna zawierać odpowiedzi na pytania czy jest poczytalny, czy ma zaburzenia preferencji seksualnych, czy dokonane przestępstwo wpisuje się w jego stałe zachowanie albo jest jedynie epizodem, który nie jest w stanie potwierdzić skłonności, na przykład do pedofilii. Należałoby stworzyć od razu tzw. prognozę kryminologiczną, czyli ocenę ryzyka popełnienia kolejnego przestępstwa przez tę konkretną osobę.

- W obu przypadkach ewidentnie zawiodło to ostatnie. W pierwszym dość pobłażliwie traktowano sprawcę, który dostawał krótkie wyroki w zawieszeniu, a w drugim, choć sprawca dostał maksymalny przewidywany prawem wyrok pobytu w poprawczaku, został z niego zwolniony mniej więcej w połowie. W przypadku młodego człowieka bardziej stawia się na danie mu szybciej szansy funkcjonowania w społeczeństwie. Oczywiście to powinno być to poparte dokładną analizą tego, czy się zresocjalizował i jakie działania korekcyjne oraz terapeutyczne należałoby jeszcze wobec niego zastosować.

Mając swoje doświadczenia, wierzy pan w resocjalizację?

- Uważam, że resocjalizacja jest bardzo trudna. Natomiast nigdy nie można tracić nadziei i zawsze można próbować. Na jednych sprawców, którzy ponawiają swoje wyczyny - możemy niektórych nazwać "seryjnymi", łatwiej jest oddziaływać, na drugich trudno, a wobec trzecich jest to niemożliwe. Wtedy mówi się właśnie o działaniach korekcyjnych.

Na czym one polegają?

- Powinny być dostosowane możliwie indywidualnie do osoby. Ważnym czynnikiem jest inteligencja i doświadczenia życiowe. Do czego można się odwoływać. Nieraz chodzi o nabranie świadomości własnych reakcji, trening zastępowania agresji innymi sposobami rozwiązywania konfliktów. Kalkulowanie co się opłaca, a co nie i tutaj zawsze pokazuje się, że odsiadka w więzieniu się nie opłaca, że przestępstwo przynosi więcej szkód niż korzyści. W trakcie odbywania kary premiuje się zachowania oczekiwane, trochę jak warunkowanie u psów Pawłowa. Czasem trzeba przeprowadzić też terapię uzależnień.

Wyodrębnił pan kroki milowe w życiu przestępców - w którym momencie można się zorientować, że człowiek w przyszłości może wejść na kryminalną ścieżkę?

- Najważniejsze momenty, które są najprostsze do dostrzeżenia, to pierwsze naruszania norm społecznych i zasad spisanych, czyli prawnych. Przemoc, łamanie prawa to sygnały, że coś poważniejszego może dziać się w przyszłości. Najłatwiej oczywiście diagnozować te symptomy po fakcie, kiedy wiemy, co dany człowiek zrobił. Każde przestępstwo jest inne i inaczej to wygląda w przypadku złodzieja, a inaczej gwałciciela czy mordercy.

- W typowaniu, kiedy analizujemy biografie konkretnych figurantów i porównujemy je z naszym profilem, dostrzegamy pewne wydarzenia, dzięki którym możemy kogoś bardziej do niego dopasować. Jest słynna triada McDonalda, która mówi o tym, że patologiczne moczenie się, wykraczające poza stadium rozwojowe, fascynacja ogniem i znęcanie się nad słabszymi, zazwyczaj zwierzętami, to sygnały, które najczęściej były potwierdzane u socjopatów i seryjnych zabójców. Te trzy powtarzające się zdarzenia to sygnał niebezpieczeństwa. Mówi się, że wielu przestępców miało trudne dzieciństwo, choć oczywiście wiele osób, które miały trudne dzieciństwo nie popełnia przestępstw. Uogólnienia są mylące.

Przedstawiciele którego typu przestępców są najtrudniejsi do wykrycia w Polsce? Którzy najlepiej zacierają ślady, ukrywają się czy zrzucają z siebie podejrzenia?

- To dwa różne aspekty: którzy sprawcy wkładają najwięcej wysiłku w zachowania zapewniające im bezpieczeństwo, a co innego to ogólna wykrywalność, bo ona nie jest związana z intencją sprawcy. Najwięcej wysiłku w zatarcie śladów wkładają ci, którzy mają coś do stracenia, ze względu na swój status albo na zagrożenie karą. No i tacy, którzy się do przestępstwa przygotowują, myślą o nim od dłuższego czasu. Tu znowu mamy różne kategorie przestępstw. Ekonomiczne to, między innymi, "skok stulecia" zaplanowany przez człowieka, który zatrudnił się w firmie ochroniarskiej, zmienił wygląd, przygotowywał się to akcji przez wiele miesięcy, ale mamy też plany zabójstwa, kiedy ktoś chce usunąć członka rodziny, ma plan, ma alibi.

Dużą część książki poświęcił pan przestępcom na tle seksualnym. Coraz częściej słyszymy o tym, że ktoś nagabywał dzieci na placu zabaw, wykorzystywał dzieci rodzeństwa, znajomych - czas pandemii nasilił ich działania czy po prostu są bardziej nagłaśniane?

- Odnoszę się w swojej książce do przestępstw z tłem seksualnym dlatego, że w tej kategorii często śledczy, czyli policja lub prokuratura, zwracają do profilera. Ponad 50 proc. naszych zleceń to sprawy o zabójstwo, a na drugim miejscu są sprawy z tłem seksualnym. Zresztą często ze sobą połączone. Z tym po prostu często spotykam się w mojej pracy.

- Co do pandemii, na razie rysują się pewne ogólnie postrzegane tendencje, bo statystyki są jeszcze podliczane. Trudno powiedzieć kategorycznie, czy jakaś przestępczość w czasie pandemii się zmieniła. Widać było trend okazjonalny, jak dezynfekcje mieszkań, które się kończyły kradzieżami, po oszustwa na testach i szczepionkach czy wykorzystywanie maseczek do ukrycia twarzy podczas dokonywania zbrodni. Nie ma rewolucji w statystykach dotyczących przestępstw seksualnych. Dużo robi dostępność tych informacji i ich obieg w mediach. To zawsze przyciągało publikę, wszelkie historie "wampirów", seryjnych gwałcicieli i morderców. Media skupiają naszą uwagę na wybranych wydarzeniach. Intrygowało mnie zawsze, dlaczego sprawa Ewy Tylman z Poznania, jej zaginięcie i śmierć w Warcie w niewyjaśnionych do tej pory okolicznościach, przykuła uwagę całej Polski, choć mamy takich zaginięć i zgonów setki, jeśli nie tysiące - w zależności od okresu, jaki weźmiemy do analizy.

Czy to nie jest związane z tym, że część rodzin zaginionych bardziej walczy o to, żeby poznać prawdę o losie zaginionych, a część ma nadzieję, że kiedyś po prostu zapukają do drzwi?

- Na pewno aktywność rodziny jest znacząca, wciąganie w to innych osób, medialnych detektywów, jasnowidzów. Media odgrywają rolę moderującą. Jeśli sytuacja zainteresuje jakiegoś reportera, który przygotuje program interwencyjny, wszyscy się o niej dowiemy.

Jak ocenia pan działania tych detektywów i jasnowidzów?

- Tych, którzy naprawdę pracują, na ogół nie widać. Profesjonalni detektywi pracują po cichu, współpracują z policją, pomagają rodzinie. A boli to, że są osoby, które robią show w kontekście ludzkiej tragedii, wykorzystują emocje, zarabiają na tym i budują swój PR. Prawdziwe działanie jest bardziej dyskretne niż to w blasku fleszy i na konferencjach prasowych.

Ile w Polsce wykonuje się profili kryminalnych - czytaj na następnej stronie >>>

Ile w Polsce wykonuje się profili?

- Pierwsza informacja, dla mnie bardzo intrygująca, jest taka, że liczba profili przygotowywanych przez psychologów policyjnych - mamy dostęp tylko do tych statystyk - spada. Zastanawiam się, z czym to jest związane. Z moich doświadczeń wynika, że z brakiem dostępności psychologów policyjnych, czyli tym, jakie mają inne polecenia. Na ile przełożeni są otwarci na profilowanie, na tyle pozwolą psychologom profilować. Być może jest to też związane z wymianą kadr, starsi odeszli na emerytury, młodzi przygotowują się do takich działań. Trudno określić. W 2020 roku było wykonanych profili 17, w 2018 - 30, w 2016 - 38, w 2015 - 45, rok wcześniej 46.

A ilu jest profilerów?

- Nominalnie występujących w policji jest około 30. Należy do nich dodać biegłych, takich jak ja, których jest 10, może 12. Czyli około 40 osób zajmuje się profilowaniem w Polsce. Natomiast nie wszyscy są aktywni, a w statystykach nie ma danych od biegłych. Ja sam w ubiegłym roku przygotowałem pięć profili.

Profilerzy rzadko pojawiają się na miejscach zbrodni, ich praca zaczyna się później - to dobrze czy źle?

- Właśnie tym nasza rzeczywistość różni się od wizerunku filmowego. W serialach czy powieściach kryminalnych profiler zawsze wchodzi na miejsce zbrodni w czasie pierwszych oględzin tuż po ujawnieniu przestępstwa. Jeśli mamy do czynienia z zabójstwem, obrazowo można powiedzieć tak: leżą zwłoki zamordowanej osoby, wokół chodzi ekipa, a wśród nich również profiler. W realnej sytuacji rzadko to się odbywa. Powodem jest fakt, że w tych pierwszych godzinach zazwyczaj nie wiadomo, czy sprawa będzie wymagała udziału profilera, a oględziny muszą być zrobione możliwe jak najszybciej po ujawnieniu przestępstwa. Po zebraniu informacji z tych oględzin, rozpytaniu policyjnym, kiedy pojawia się podsumowanie i wątpliwość, że sprawa może nie być standardowa, rozpatruje się potrzebę skorzystania z innych narzędzi śledczych, w tym właśnie profilowania.

- Jeśli mielibyśmy na to patrzeć tym wizerunkiem filmowym, wydawałoby się, że to za późno, ale profiler nie jest technikiem kryminalistycznym ani medykiem sądowym, więc nawet jeśli byłby na tym gorącym miejscu zdarzenia, wszedłby tam jako osoba ostatnia, bo ani nie może zadeptać istniejących, ani zostawiać własnych śladów. Musi poczekać aż inni specjaliści, którzy mają pierwszeństwo ze względu na procedurę kryminalistyczną, skończą swoje czynności. Jeśli są dobrze zrobione oględziny przez techników i medyka - zdjęcia, wideo, protokoły, szkice, to wystarczy nam do analizy. Sam profiler śladów nie ujawnia, nie będzie szukał odcisku palca czy ukrytego pod dywanem narzędzia zbrodni. To mity i wizualizacje z filmów.

Jaki jest więc optymalny czas, po którym powinien dołączyć do śledztwa?

- Im szybciej, tym lepiej dla śledztwa. Profilowanie jest jakby mapą do prowadzenia czynności śledczych - w odróżnieniu od filmów, gdzie profiler sam rozwiązuje całą zagadkę, w rzeczywistości pełni funkcję wspierającą dla śledztwa. Mamy też kategorię spraw z tzw. Archiwum X, do których powraca się po wielu, nieraz kilkudziesięciu latach. Dobrze by było, żeby profiler się pojawił na ich wczesnym etapie, ale jest to po prostu niemożliwe do realizacji.

Są sytuacje, w których się zmienia profilera?

- Są śledztwa, które się toczą od wielu lat i profil wykonuje się co jakiś czas. Rozsądnym jest, żeby każdy z nich wykonywała nowa osoba oceniająca zebrany materiał świeżym okiem. Przykładem jest zabójstwo Katarzyny Z. z Krakowa, z której ściągnięto skórę, a ciało wrzucono do Wisły. To sprawa długotrwała i robiono w niej kilka profili na różnych etapach. Głośna sprawa ze Szczucina: zabójstwo Iwony Cygan - tam też były robione ze trzy profile. Podobnie w przypadku jej imienniczki, Iwony Wieczorek. Kiedy śledztwo trwa ileś lat, pojawiają się nowe informacje, dowody czy poszlaki, które trzeba przeanalizować.

Jednym z możliwych działań śledczych inspirowanych przez profilera są prowokacje, na przykład wypuszczanie medialnych informacji, które mają sprawić, że podejrzany się "podłoży". Przynoszą skutek?

- Liczy się na to. Nigdy nie ma stuprocentowej gwarancji, bo takie działania, nazwijmy je operacyjnymi, robione są trochę w ciemno. Opierają się na hipotezach, wersjach śledczych, z pewnymi założeniami, że tak może być. Gdyby wszyscy mieli pewność, po prostu zatrzymano by sprawcę i postawiono go przed sądem. Działania prowokacyjne Amerykanie nazywają proaktywnymi, czyli takimi, które mają sprowokować sprawcę do odpowiedniego zachowania - wysyła się bodziec i oczekuje się reakcji, tego, że sprawca się może jakoś podłożyć. Najlepiej byłoby mieć kogoś wytypowanego do obserwacji, gdzie ta reakcja może nastąpić. Bo jeśli puszczamy informację w mediach do całej populacji i czekamy, że kto coś zrobi, to nam się nie uda. Może nic nie zrobić albo zrobić tak, że tego nie zauważymy. Takie działania mają większy sens, kiedy mamy wytypowanego figuranta i robimy coś pod niego, włącznie z, na przykład, założeniem mu podsłuchu. Wiemy wtedy, że komentuje przez telefon coś, co pojawiło się w mediach i mamy najskuteczniejsze potwierdzenie.

- Jest przykład amerykański - seryjnego przestępcy, który podpisywał się BTK od słów bind, torture, kill, czyli wiąż, torturuj, zabijaj. Działał w Kansas. Został złapany po 31 latach od zabicia pierwszej ofiary. Okazał się nim Dennis Rader. Na początku jego działań, w programie na temat popełnianych przez niego zbrodni, puszczono przekaz podprogowy z klatką niezauważalną przez świadomość zwykłego widza, z numerem telefonu i hasłem dla sprawcy, który miał go zaktywizować. Wtedy jednak na ten haczyk nie dał się złapać.

Z danych, które zgromadził pan w książce, wyłaniają się dwa dość smutne wnioski: najwięcej przestępstw dokonywanych jest na rodzinie i znajomych, a najczęstszym ich "zapalnikiem" jest alkohol.

- Niestety tak. Żyjemy wizją seryjnych morderców jako osób nam obcych. To może działać na wyobraźnię. Ale statystyki są porażające - największe zagrożenie stanowią osoby, które znamy: członkowie rodziny, sąsiedzi i znajomi z pracy. Najbardziej przerażają nas zbrodnie dokonywane na zimno, planowane, przygotowywane, a większość wynika ze splotów sytuacyjnych, pod wpływem silnych emocji, impulsywnych. Czynnikiem, które te impulsy podsyca i przede wszystkim znosi hamulce, jest alkohol. Mieszanka silnych emocji - a najwięcej czujemy do tych, których znamy - podlanych alkoholem to gotowa recepta na tragedię.

Pośród polskich podcastów najpopularniejsze są te o tematyce kryminalnej, czytamy i oglądamy kryminały - co ludzi niebędących przestępcami tak bardzo w nich fascynuje?

- Po prostu lubimy się bać. Jest nawet nazwa gatunku sztuki, może teraz rzadziej używana: dreszczowiec. Thriller. Lubimy się przestraszyć w bezpiecznych warunkach, w domu. Pamiętam czwartkowe wieczory z dzieciństwa, kiedy w telewizji leciała "Kobra", na ekranie za kurtyną pojawiał się człowiek z pistoletem czy nożem i bardzo się wtedy bałem. Te tradycje są długie, można nimi tłumaczyć powodzenie Shakespeare’a, Agathy Christie, Edgara Alana Poe, przygód Sherlocka Holmesa. Niektóre z tych historii miały morały, niektóre zostały ich pozbawione, bo chodzi w nich tylko o dane przeżycie. Może to jest charakterystyczne dla naszej popkultury, że raczej chodzi o wrażenia niż o to, żeby coś z tego wyciągnąć.

Czy da się zmierzyć ludzkie okrucieństwo - czytaj na następnej stronie >>>

Co sprawia panu największą satysfakcję z pracy?

- To, że komuś pomagam. Że staramy się wspólnie dojść do prawdy. Najbardziej satysfakcjonujący moment jest kiedy wraca do mnie śledczy z kolejnym zleceniem. Przekonuję się wtedy, że moja praca komuś pomogła. Postrzegam ją typowo usługowo, jestem w pewnym sensie rzemieślnikiem, jak kucharz, fryzjer czy mechanik samochodowy, do którego klient powraca, bo uważa, że usługa została dobrze wykonana. To jeśli chodzi o mój chleb codzienny. Kilkukrotnie słyszałem też miłe słowa od rodzin ofiary. To cieszy, że ktoś poczuł pewien rodzaj ulgi, bo dowiedział się prawdy albo w niej utwierdził. Czasem jest też zupełnie prywatna satysfakcja, że rozgryzłem zagadkę albo byłem tego bardzo bliski.

Jeśli to rzemiosło, to jak definiuje pan sprawcę, którego profil pan wykonuje - jest przeciwnikiem, wyzwaniem?

- Przez to, że, jak sama nazwa wskazuje, to profil kryminalny nieznanego sprawcy, dla mnie to postać hipotetyczna przez większość czasu pracy. Nie personalizuję go, jakbym był Sherlockiem Holmesem, a on profesorem Moriatym. Tym bardziej, że opinia zawiera kilka alternatywnych wersji kryminalistycznych, mówiących co się mogło wydarzyć w danym przypadku. W niektórych sprawach jest już osoba typowana, przesłuchuje się ją, sprawdza, współpracuje z wariograferem prowadzącym badanie wykrywaczem kłamstw. Wtedy może ta postać nabiera konkretnych kształtów twarzy, imienia, nazwiska i bardziej się personalizuje. Raczej nie patrzę na samego przestępcę, ale na całość przestępstwa, jego kontekst. Bardzo dużo czasu zabiera analiza wiktymologiczna, czyli studium ofiary, którą staramy się poznać jak najbardziej. Raczej interesuje nas przestępstwo niż ten antybohater - nazwijmy go tak.

Ma pan jakieś nierozwiązane sprawy, które nie dają panu spokoju?

- Tak, dużo mam takich spraw. Jest to ryzyko wpisane w zawód profilera, bo z zasady uczestniczy on w wykrywaniu spraw trudniejszych, nieoczywistych. Wykrycie tych spraw nie zależy od niego samego, ale też od czynników sytuacyjnych, tego czy się uda na przykład zabezpieczyć jakieś ślady biologiczne typu DNA. Około 1/3 spraw, przy których pracowałem, nadal jest niewykryta. Część jest w toku. 100-procentowym zamknięciem sprawy jest wyrok skazujący - niedawno taki zapadł w jednej ze spraw sprzed ponad dwóch dekad, którą zajęło się Archiwum X. Chodziło o zabójstwo starszej kobiety w Hajnówce pod Białymstokiem. Również sąd drugiej instancji potwierdził, że dobrze wytypowaliśmy sprawcę.

- Sprawy niewykryte w sposób naturalny bardziej zalegają w pamięci. Jest to nazwane w psychologii efektem Zeigarnik, która badała procesy pamięciowe. Stwierdziła, że niedokończone zadanie ludzie pamiętają lepiej, bo przez niedomknięcie zalega nam w umyśle. Mam kilka takich spraw, które nie tylko są nierozwiązanymi zagadkami, ale też ich okoliczności bardziej rzucały się w oczy. Na przykład dziewczyny znalezionej w łóżku z twarzą zalepioną taśmą klejącą. Przyczyną śmierci było uduszenie, nie miała żadnych innych obrażeń. Nietypowo miała zaklejone wszystkie otwory w czaszce. Bardzo chciałbym dowiedzieć się, czy było to zabójstwo, samobójstwo czy nieszczęśliwy wypadek w czasie głupiej zabawy lub dla żartu.

A pamięta pan przypadki, które uznano za typowe, a później pana zaskoczyły?

- Również sprawa z Archiwum X - zabójstwo dwójki dzieci na Podlasiu. Rozważane były różne wątki, włącznie z seryjnym pedofilem, osobą dojrzałą. A został wytypowany człowiek, który wówczas miał lat 13. Sprawa jest w toku, ale wszystko na to wskazuje, że za nią odpowie. Jego młody wiek był całkowitym zaskoczeniem - to w pewnym sensie podobny przypadek do Dawida J. z wydarzeń, o których rozmawialiśmy na początku.

- Są przypadki, które wyglądają na zabójstwo, a okazują się samobójstwem. Miałem taką sprawę, kiedy znaleziono chłopaka z pojedynczą raną kłutą klatki piersiowej, z uszkodzeniem serca, nad rzeką, do której prawdopodobnie wyrzucił nóż, którego nie udało się znaleźć.

A przypadek wyjątkowo okrutny?

- Nie lubię rankingów makabreski, bo to też odwołanie się do naszych emocji i wyobrażeń o tym, co nazywamy okrucieństwem. Przykładem jest sprawa Kajetana P. i lektorki języka włoskiego. Nie pracowałem przy niej, ale wiele osób mówiło, że to zbrodnia okrutna, bo obciął jej głowę i rozczłonkował ciało. Wszystko wskazuje na to, że robił to po jej śmierci, więc było to bestialstwo w stosunku do jej ciała, a akt okrucieństwa był wtedy, gdy dźgnął ją nożem w plecy, gdy ona robiła mu herbatę. Pytanie też, co się działo z Katarzyną Z. z Krakowa, z której ściągnięto skórę. Wydaje nam się to skrajnie ekstremalnym zachowaniem, ale jeśli była z niej ściągana po śmierci, nie było to już okrutne w stosunku do niej. Nie wiemy jednak, co działo się wcześniej - czy bała się podczas złapania, ewentualnego przetrzymywania. To pytanie o definiowanie okrucieństwa.

- Dla mnie każda ludzka krzywda jest okrutna w stosunku do ofiary i jej rodziny. A to czy ktoś miał obciętą głowę, był dźgnięty raz, 15 czy 84, bo też miałem taki przypadek, nie ma aż takiego znaczenia. Ciężko to kategoryzować. Musielibyśmy znowu zrobić ranking, którego nie lubię: ofiar. Która cierpiała bardziej, mniej, czyjś ból był większy niż kogoś innego.

Sprawdzać, czy to że krzywdę robi osoba bliska, jest bardziej emocjonalne niż świadomość, że to ktoś obcy...

- Tak. Dochodzi tu również postrzeganie ofiary. Wracając do przykładów, od których zaczęliśmy rozmowę - Sebastian i Magdalena to ofiary wpisujące się w stereotyp bezbronności: dziecko i młoda kobieta. Czytam nieraz komentarze, że żal kogoś, bo był taki ładny albo taki młody. A jak ktoś jest stary i brzydki, to jego życie jest mniej wartościowe? Mniej przez to cierpiał? Klasyfikowanie krzywdy ludzkiej jest ryzykowne, tym bardziej, że jest bardzo subiektywnie postrzegana. Są bardzo okrutni sprawcy, którzy potrafią zadawać makabryczne obrażenia.

Tymi pytaniami dążyłam do tego, żeby nawiązując do tytułu książki zapytać, czy uważa pan, że umysł mordercy ma jakieś granice.

- Dobre pytanie... Wydaje mi się, że nie ma żadnych granic. Kwestia naszej wyobraźni, nazwijmy - porządnych, normalnych ludzi, nawet autorów kryminałów, to nic. Życie pisze najbardziej śmiałe scenariusze i trudno mówić o jakiejś granicy. Mamy swoje wyobrażenia, swoją wizję świata, dla większości o ustalonych, wydawałoby się bardzo sztywnych, zasadach. Niektórym tę granicę jest bardzo łatwo przekroczyć. Ktoś mówi: "Ta rzecz jest niewyobrażalna", a ja ze względu na mój zawód, na to, że wiele już widziałem, wiem, że granica mojego zaskoczenia jest postawiona znacznie dalej. Policjanci pracujący przy zabójstwach pewnie widzieli jeszcze więcej. Ale zawsze jednak zdarza się przypadek, który człowieka zaskoczy.

Rozmawiała: Agnieszka Łopatowska

* Jan Gołębiowski - psycholog kryminalny. Biegły z listy Sądu Okręgowego w Warszawie w zakresie psychologii. Założył Centrum Psychologii Kryminalnej. Na Uniwersytecie SWPS prowadzi zajęcia z zakresu psychologii kryminalnej oraz profilowania psychologicznego nieznanych sprawców przestępstw. Bohater serialu dokumentalnego "Zawód: Profiler" (CBS Reality Polska). Autor książki "Umysł przestępcy. Tajniki kryminalnego profilowania psychologicznego", wydawnictwo Mando 2021.

***

Zobacz również:

Styl.pl
Dowiedz się więcej na temat: zbrodnie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy