Reklama

W męskiej sieci

Jak wygląda polski mężczyzna w realu? Każdy widzi! O wiele ciekawszy jest jego wizerunek w internecie. To mieszanina sezonowych trendów, niespełnionych marzeń i wiecznie aktualnych kompleksów. Faceci w sieci, czyli... historia o tym, jak trudno być mężczyzną idealnym.

Poznajcie Iksa: 43 lata, żonaty, dwoje dzieci. Mieszkanie na kredyt, auto na kredyt, ale już spłacone. Wakacje za gotówkę. Klasa, powiedzmy, wyższa średnia. Nieźle płatna praca na stanowisku. Życie seksualne: ze wskazaniem na zanikające. Samoocena w skali od 1 do 10: pięć, a jeszcze parę lat temu sześć i pół. Ale to było przed czterdziestką, przed oponą na brzuchu i drugim dzieckiem, które zmieniło seks w sypialni Iksów w wydarzenie odświętne i raczej z kategorii satyrycznych. Na co dzień sypialnia to dwa stanowiska komputerowe. Iksowa na swoim ogląda serial i gada z koleżankami (albo, nie daj Boże, przeszło kiedyś Iksowi przez głowę, z kochankiem!). On w sieci żyje lepszym życiem. Gubi brzuch, dodaje sobie parę centymetrów w bicepsie i marzy. Iks mówi: KPP - to kupię, tu popatrzę, tam pomarzę, że jestem kimś innym. Znacie go? Szczerze mówiąc, macie kontakt z wieloma Iksami. To wasi mężowie, kuzyni, koledzy.

Reklama

Śmierć metroseksualnego

Z internetu regularnie korzysta prawie dwie trzecie Polaków. W dużych miastach niemal 90 proc. Ośmiu na dziesięciu polskich internautów robi zakupy w sieci, siedmiu na dziesięciu korzysta z elektronicznej bankowości. Mężczyźni są online częściej niż kobiety. Czego szukają? Rozrywki, informacji sportowych i pornografii.

- Bardzo chętnie oglądają zabawne filmy wideo na YouTube lub przeglądają grafiki w serwisach typu kwejk.pl - mówi Anna Kalinowska, kulturoznawca z Uniwersytetu SWPS. - Co ciekawe, wielu mężczyzn regularnie robi także prasówkę portali plotkarskich. Kobiety częściej w sieci szukają informacji i odpowiedzi na ważkie pytania egzystencjalne, np. jak schudnąć, traktując internet jak rodzaj encyklopedii. Sieć mówi nam też, jacy powinniśmy być, kreuje marzenia i kanony piękna.

- To w internecie "mieszkają" trendsetterzy i blogerzy będący kreatorami opinii publicznej - zaznacza Kalinowska. - Takim wzorcem męskości, który wyskoczył z sieci, był mężczyzna drwaloseksualny. Zgodnie z dynamiką internetu boom na drwali był potężny, ale też przeszedł w ciągu dwóch-trzech miesięcy.

Drwal to gatunek, który wyewoluował z hipstera, pierwszej wizerunkowej rewolucji millenialsów (urodzonych po 1980 r.). Rurki, luźne T-shirty, obowiązkowe okulary i markowe gadżety wyglądające jak wygrzebane z second-handów. Hipsterzy wymietli starszych o kilkanaście lat, urodzonych w latach 70., mężczyzn metroseksualnych. Wyśmiewani metroseksualni byli jednak pierwszym pokoleniem facetów, którzy zaczęli o siebie dbać wzorem swojego idola Davida Beckhama (Beckham pozuje dziś na drwala, ale wszyscy wiedzą, że to nie to samo - on do śmierci będzie metro).

Wzór mężczyzny metroseksualnego jako pierwszy opisał w 1994 r. brytyjski felietonista Mark Simpson na łamach dziennika "The Independent": "Młody, dobrze zarabiający singiel, mieszkający lub pracujący w city. Klient idealny. W latach 80. mogliście go znaleźć tylko w magazynach modowych. Dziś jest wszędzie". Mężczyzna metroseksualny był pierwszym, który nosił laptopa do pracy, używał iPoda i kremów przeciwzmarszczkowych. Jeszcze w połowie lat 90. psycholog Ronald F. Levant pisał, że "tradycyjna męskość to zaprzeczenie kobiecości", wiąże się z "ukrywaniem emocji, oddzieleniem seksu od uczuć, demonstrowaniem siły, agresji i statusu, homofobią".

Niemal w tym samym czasie badania prowadzone przez socjologów wykazały rewolucyjne zmiany w definiowaniu męskości. Mężczyźni zaczęli okazywać emocje, spełniać się w nietradycyjnych rolach, używać kosmetyków, czytać magazyny lifestylowe. Redaktor naczelny wydawanego od lat 80. pisma dla mężczyzn "Details" napisał, że jego czytelnicy to "mężczyźni, którzy stosują kremy nawilżające i czytają dużo magazynów". Metroseksualni potrafili sobie poradzić w świecie cyfrowym, ale byli tam gośćmi. Internetowi tubylcy byli od nich znacznie młodsi. I bardziej metroseksualni. Dla millenialsów (najstarsi są dziś po trzydziestce) wizerunek stał się sprawą kluczową, a internet - środowiskiem naturalnym.

Licz lajki

Wizerunek wycenia się w lajkach. Dla dzisiejszych nastolatków to naturalna (i pierwsza!) waluta, choć lajki liczymy wszyscy. Anna Kalinowska jest autorką pojęcia "homo userus", człowieka użytkownika. To dzisiejszy everyman. Sprawdza pocztę, korzysta z serwisów społecznościowych. Zamieszcza zdjęcia i filmy, komentuje materiały innych. Iks mówi, że internet jest jak świat równoległy, z którego czasem chciałoby się nie wychodzić.

- W Japonii już mają wirtualne partnerki, randki i tożsamości. A podobno ona jest 20 lat przed resztą świata. Znaczy: za 20 lat wszyscy będziemy wirtualni. A poważnie: chcesz zobaczyć, o czym marzy facet? Wejdź na jego profil na fejsie i przejrzyj historię wyszukiwarki. Tam jest wszystko. Iks ma pietra, że żona tak kiedyś zrobi. Wystarczy wyjść do toalety i zostawić otwarty komputer, zasnąć przy serialu, nie zabezpieczyć się hasłem! I zaraz na jaw wyjdzie: Tinder (portal randkowy dla amatorów szybkiego seksu - Iks nie korzysta, tylko podpatruje), Facebookowe profile koleżanek z pracy i koleżanek żony z pracy. I wyszukiwane hasła: "Jak wyglądać dziesięć lat młodziej", "Jaka jest najlepsza różnica wieku między partnerami".

A największą tajemnicą, przyznaje Iks ze wstydem, są inni faceci. Tacy, na których profile się wchodzi i im zazdrości: Ryan Gosling - romantyk, George Clooney - piękny i chyba nigdy się nie zestarzeje. Albo kolega Iksa, Marcin. Proszę bardzo: zdjęcie z poligonu, po którym biega z karabinem i strzela. Szczupły, wysoki, z piękną brodą. 230 lajków. Iksowi jest czasem żal, że gdzieś tam, w internecie, są ludzie, którzy mają piękne życie. A tu: wiadomo. Wszystko dziś przeżywa się w dwóch rzeczywistościach naraz. Wirtualnej i realnej. A więc, cholera, kryzys wieku średniego też. Iks wrzuca na fejsa fotkę z siłowni, w której był raz, pół roku temu, a do zdjęcia wciągnął brzuch. I liczy lajki. Jeden... drugi... trzeci...

Nie tylko "gimbaza"

Jacek Gadzinowski odbiera telefon. Jest na Sardynii. Piękna wyspa. I wieje, co jest szczególnie ważne, jeśli ktoś jest fanem kitesurfingu. Gadzinowski na Sardynii jest trochę w pracy, a trochę na wakacjach. Na wakacjach, bo zaraz idzie popływać na kicie. A w pracy, bo kręci tu filmy, które za chwilę trafią na jego kanał na YouTube, obserwowany przez ponad 100 tys. osób. W internetowym marketingu uchodzi za guru. W świecie youtuberów - za dinozaura. Youtuberzy to prawdziwe gwiazdy XXI w. Dla nastolatków znacznie ciekawsze od aktorów czy sportowców. Numerem jeden na świecie jest 26-letni Szwed PewDiePie, którego filmiki obejrzano ponad 10 mld razy. To youtube’owy rekord. Nawet Rihanna go nie pobiła. Na filmikach PDP można najczęściej zobaczyć, jak podczas gry wideo komentuje to, co dzieje się na ekranie. Mieszka we Włoszech z dziewczyną, też youtuberką. Zarabia koszmarne pieniądze. Jeden z amerykańskich portali dla nastolatków umieścił go na pierwszym miejscu listy najgorętszych facetów w sieci.

W polskim internecie prym wiedzie SA Wardęga, pamiętany m.in. dzięki filmikowi, w którym przebrany za Spidermana jeździ metrem. Wynik - 25 mln wyświetleń na oficjalnym kanale. Młodszy od niego, nastoletni youtuber ReZigiusz zajmuje się głównie przechodzeniem na kolejne poziomy w grach. Dzieciaki go kochają. Jego konto ma ponad milion subskrypcji i ponad 160 mln wyświetleń. ReZigiusz potrafi na tej pasji nieźle zarobić. Sprzedaje głównie kubki i koszulki. W sylwestra 2014 r. ogłosił, że pieniądze, które zarobi tego dnia na sprzedaży gadżetów, przekaże na rzecz Szpitala Rehabilitacyjnego dla Dzieci w Jastrzębiu-Zdroju. Liczył na 5 tys. Zebrał prawie 140.

Co robi facet koło czterdziestki wśród dzieciaków? - pytają znajomi Gadzinowskiego. Do znudzenia powtarza, że internet to nie tylko "gimbaza".

- Dla mnie to forma reportażu - tłumaczy. - Ludzie chcą zobaczyć reportaż z perspektywy pierwszej osoby. A także pasjonatów, miejsca, w których nigdy nie byli. Jego sztandarowym programem jest ostatnio "Wjazd na chatę" - seria filmików, w których odwiedza znanych youtuberów w ich domach. Coś jak MTV Cribs, tylko bez lukru. O Gadzinowskim mówi się czasem, że to typ pokorporacyjny. Taki, który zrozumiał, że są alternatywy dla siedzenia w biurze po nocach, i rzucił to, o co wielu jego kolegów do dziś walczy od poniedziałku do soboty. Choć przyznaje, że korporacji nie zostawia się łatwo.

- Wielu ludzi odchodzi i wielu wraca - mówi. - Trudno się odzwyczaić od socjalu i tego, że pensja zawsze przychodzi dziesiątego. Gadzinowski odszedł ponad cztery lata temu. Miał dość procedur, procesów, dress code’ów. Tego, że ktoś zawsze próbował myśleć za niego. No i jeśli pracujesz za biurkiem, zapomnij o tym, że na Sardynii jest dobry wiatr, więc zbieramy paczkę znajomych do dwóch samochodów i jedziemy na kite’a. Bo trzeba było pół roku temu wypełnić wniosek o urlop. Część kontaktów urywa się od razu.

- Ludzie po prostu przestają z tobą rozmawiać, bo o czym, jeśli jedynym tematem jest praca? Ja nie potrafię dzień w dzień gadać o tym, że nie dostałem faktury. Postawiłem sobie granicę finansową, powyżej której nie wchodzę, bo nie miałbym czasu na inne rzeczy. Korpoludzie żyją w swoim świecie, w którym inni zadają się z tobą, bo masz kasę i pozycję i może im coś załatwisz. Korporacja to gra. Dość łatwa, więc wielu, jak już raz tam trafi, nie chce odchodzić. Na zewnątrz ta gra jest trudniejsza. Czasem znajomi mówią, że jestem idiotą. Że cały ten internet jest dla dzieci. Swoich klientów pyta o pasje. Bo co z tego, że pan prezes wrzuci na fejsa zdjęcie, jak skacze ze spadochronem, skoro ten skok będzie najgorszym koszmarem jego życia?

- Czasem to przypomina sesje terapeutyczne - opowiada Gadzinowski. - "Panie prezesie, proszę spojrzeć. Świat idzie w tę stronę - mówię. - To jest kohorta 15-20-latków. Oni tu idą, za dziesięć lat będą decydować o tym, co warto zobaczyć, a czego nie". Jeśli ktoś się wyklucza cyfrowo, to za chwilę może zupełnie wypaść z gry. Siedzę w internecie od 1999 r. Dla mnie to środowisko naturalne.

Mogę wrócić na Mazury

- Nawet moi kumple się ze mnie śmiali - przyznaje Kamil Pawelski, czyli Ekskluzywny Menel, bloger modowy z ponad 100 tys. fanów na Facebooku (dokładnie 119 tys., tylko o 6 mniej od Kasi Tusk). Ma 30 lat, prezentuje się tak, jak chciałaby połowa mężczyzn w Polsce, czyli ci z brodami i pomadą na włosach. - Wyglądam dobrze - przyznaje skromnie i zaraz dodaje, że to przecież zasługa rodziców. Kiedy kilka lat temu zakładał bloga, Polska wciąż jeszcze pamiętała metroseksualnych w marynarkach, z włosami na żel. A prowadzenie bloga o ciuchach nie przystawało facetowi. Bo takie niemęskie.

- Do dziś dwie trzecie wiadomości dostaję od kobiet - potwierdza Pawelski. - Bo w Polsce to kobiety ubierają mężczyzn. A zresztą facet, jak wchodzi na bloga i coś mu się spodoba, klika w link do sklepu i tyle. Po co miałby do mnie pisać?

Męskie blogi modowe to sensacja ostatnich lat. Jednym z popularniejszych blogerów jest Adam Gallagher, nowojorczyk o urodzie modela, podróżnik i fan sportów. Jego stronę na Facebooku lajkuje prawie pół miliona osób z całego świata. Adam ze swoimi perfekcyjnymi stylizacjami pojawia się wszędzie: od Mediolanu po Tokio. Męscy blogerzy chętnie powołują się na historię Scotta Schumana, fotografa modowego, który 11 lat temu rzucił pracę, by zająć się córką. I blogiem The Sartorialist, który czytają dziś mężczyźni na całym świecie. Tak jak Michał Kędziora, czyli Mr Vintage, nazywany profesorem Miodkiem mody męskiej. Jego bloga co miesiąc przegląda 120 tys. osób, które "chcą wiedzieć, jak się ubrać i dlaczego właśnie tak". Jedną z największych sensacji ostatnich lat jest 34-letni Filipińczyk Bryanboy. To prawdziwy obywatel cyfrowego świata. Zaczynał jako twórca stron internetowych, potem nieśmiało zaczął prowadzić bloga o modzie.

Kilka lat później "New York Post" zaliczył go do grona dziewięciu najgorętszych internetowych celebrytów. Męskie blogi to dla fanów stylizacji prawdziwa uczta. Chcecie wybrać się do świata znanego z serialu "Mad Men"? Wejdźcie na He Spoke Style Briana Sacawy. Swoje blogi prowadzą też projektanci. Na przykład Pelayo Diaz Zapico - jego Kate Loves Me znalazł się na liście najbardziej wpływowych blogów świata "Time’a". Blogerzy modowi przypominają facetom, że powinni o siebie zadbać. Ale to nie wszystko.

- Kiedyś facet miał być twardy - mówi Pawelski. - A twardy znaczyło, że zasuwa. W fabryce, korporacji. Teraz jest inaczej. Może mówić o emocjach, być partnerem, wychowywać dzieci. Pawelski przez prawie 10 lat stawiał na karierę. Szybkie życie w dużym mieście: praca, imprezy, leki na bezsenność i znowu praca. Nie każdy może wytrzymać tempo. Jeden z jego przyjaciół dostał wylewu, miał 32 lata. Znajoma poroniła. Pawelski wpadł w depresję, która skończyła się przemyśleniami o życiu i śmierci w otwartym oknie.

- Byłem wypalony zawodowo, nieszczęśliwy, miałem poczucie, że w życiu musi być coś więcej niż tylko prestiż, kasa i imprezy - mówi. - Kariera, konsumpcja i karty kredytowe... Myślałem, że tego mi trzeba. Dziś wiem, że jeśli nie jestem w stanie czegoś zrobić, to tego nie robię. A z "mieć" czy "być", wybieram "być". W każdej chwili mogę wrócić na Mazury i sadzić marchewki. Męskość wcale nie wymiera. Z facetami jest coraz lepiej.

Dwa tysiące za literę

Jak Paweł wspomina lata 90., to mu się łezka w oku kręci. Ostatnio na przykład znalazł w necie artykuł z cytatami z filmów Bogusława Lindy.

- "Ty-stara-du-pa-jes-teś" - sylabizuje. To z "Psów". Paweł miał 20 lat, jak widział je w kinie. Był jeszcze na romanistyce. Tam studiowały ładne dziewczyny. Potem przeniósł się na inżynierię lądową, bo po niej robi się pieniądze. A "Psy" to klasyka, do dziś się ją wspomina. Kumple przy piwie, jak tylko usłyszą coś z Bogusia, zaraz dołączają i potem pięciu tatusiów ryczy: "Co się tak, k...a, patrzysz, nas tu nie ma". To też z "Psów". No i przede wszystkim: "Od kiedy to, do k...y, jesteśmy na ty?" - "Kroll".

- Każdy facet z mojego pokolenia chciał być Bogusiem - przyznaje Kamil. - Twardy, przystojny, niby szorstki, ale da się lubić. No i kobiety za nim szaleją. Pięknie, nie? To taki męski idol. W każdej szkole jest chociaż jeden taki chłopak. I jeszcze stu innych, którzy by oddali wszystko, żeby być jak on.

Bogusław Linda miał wyjątkowe szczęście, bo był symbolem seksu dla co najmniej dwóch pokoleń. I to w dwóch różnych wcieleniach. Jeszcze przed trzydziestką zagrał u Wajdy w "Człowieku z żelaza", był wrażliwcem w klasykach kina moralnego niepokoju ("Przypadek" Kieślowskiego), potem stał się "pierwszym polskim aktorem hollywoodzkim". Od roli w "Zabij mnie glino" Jacka Bromskiego zaczyna się Linda twardziel. Potem były jeszcze m.in.: "Kroll", "Psy", "Demony wojny...", "Operacja Samum" Władysława Pasikowskiego, "Sara" Macieja Ślesickiego. Lindzie nie udało się już porzucić wizerunku twardziela z sercem, dziś grywa rzadziej, ale fani pamiętają.

- Lajkuję go na fejsie - przyznaje Paweł. - Raz nawet po pijaku chcieliśmy mu z kumplami napisać: "Boguś, wróć!", ale Facebook zmienił coś z osią czasu i się nie dało. Linda to męski idol z czasów przed internetem. Niby wrażliwiec, ale potrafi przyłożyć. Z problemami, lubiący zajrzeć do butelki. Polski odpowiednik Bruce’a Willisa. Był przeciwieństwem misiowatego safanduły z reklamy proszku do prania. Takiego, co przypala obiad, w sobotę dzwoni do mamusi, ma kłopoty z obsługą pralki. To dziś gatunek wymierający - przedinternetowy polski mężczyzna bez fryzury, z wąsem i bez pomysłu na strój, przedwcześnie wchodzący w wiek męski. Młodszy od Lindy ledwie o dekadę Kuba Wojewódzki dalej robi za chłopca. Imponuje młodszymi partnerkami, ubiorem i, przede wszystkim, chłopięcością. Jest jedną z najpopularniejszych gwiazd polskiego Facebooka, jego profil lajkuje ponad 600 tys. osób. Wśród użytkowników Twittera przoduje z kolei dziennikarz Jarosław Kuźniar, obserwowany przez ponad 300 tys. użytkowników.

To i tak nic w porównaniu z idolem mężczyzn i kobiet Christiano Ronaldo, śledzonym na Twitterze przez prawie 40 mln ludzi. Specjaliści od reklamy w internecie policzyli, że za jeden wpis reklamowy Ronaldo dostałby 260 tys. dol. Jeden wpis to maksymalnie 140 znaków. Wychodzi prawie dwa tysiące dolarów za literę.

- Wizerunek sieciowy to odpowiednik wirtualnej tożsamości użytkownika - mówi Anna Kalinowska. - O ile wcześniej budowanie go to mógł być niedostrzegalny proces, o tyle obecnie robimy to świadomie, coraz bardziej profesjonalnie i konsekwentnie. Nie dotyczy to tylko portali społecznościowych, ale też profili i miejsc w sieci, które świadczą o naszych kompetencjach, doświadczeniu, prestiżu.

Siedemnaście lajków

Wyśrubowany wizerunek internetowego faceta ma swoją cenę w realu. Iks też ma konto na Twitterze i nawet śledzi Kuźniara. Czasem ma wrażenie, że prezenter żyje w świecie, który przed Iksem jest zamknięty. Nic dziwnego, że wszyscy w kółko mówią o kryzysie męskości. Jak Iks ma konkurować z Ronaldo?

Michał Pozdał, seksuolog z SWPS, mówi, że kryzys, owszem, jest, ale nie męskości.

- To kryzys oczekiwań - tłumaczy. - Kobiety nie wiedzą, czego od mężczyzny oczekiwać. Chciałyby, żeby czytał wiersze, chodził do sklepu, a w seksie był trochę agresywny. Niech pan spojrzy na ostatnią modę - drwala. Brodacz, niby macho. A jak to wygląda w praktyce? Powiem panu, bo sam mam brodę. Chodzę do jakiegoś cholernego barber shopu, gdzie mi ją strzygą. Kupuję balsam i szampon do brody. Drwal używa kosmetyków jak kobiety. To co to za drwal? Istnieją absurdalne kursy męskości, gdzie oferuje się na przykład naukę umiejętności latania po lesie i rozpalania ogniska. No i ten facet biega po lesie, a jeszcze powinien być odpowiednio wypachniony, z przystrzyżoną brodą. Mężczyzn często się dziś namawia do uczestnictwa w porodzie. Że to takie dojrzałe, partnerskie. A potem mam pacjentów z impotencją poporodową. Bo za dużo widzieli, lepiej by było, gdyby poszli w tym czasie na wódkę z kumplami. Wmawia się nam, że męskość można nam odebrać, a to niemożliwe. Niech ci mężczyźni o siebie zawalczą.

Minęły 24 godziny. Zdjęcie Iksa z siłki ma 17 lajków i trzy komentarze, w tym jeden złośliwy. Iksowi zrobiło się przykro. Żona poklepała go po brzuchu i powiedziała, żeby się nie martwił. Iksowi zrobiło się bardzo miło. Zamierza wrócić do siłki. I rzadziej korzystać z fejsa.

Daniel Grosset

PANI 2/2016

Tekst pochodzi z magazynu

PANI
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama