Reklama

Wielkanoc pachnie drożdżowym

Przed tygodniem odbyła się już siedemnasta edycja Konkursu Potraw Regionalnych "Stół Wielkanocny" ze "Śniadaniem Wielkanocnym", którego zadaniem jest promowanie wielkanocnych zwyczajów i tradycji.

- Biorą w nim udział członkinie osiemnastu kół należących do naszego Stowarzyszenia Gospodyń Wiejskich - mówi prezes Czesława Wojewodzic. - Każde koło ma za zadanie przygotować stolik ze śniadaniem wielkanocnym, na którym powinny się znajdować potrawy ukazujące bogactwo kulinarne naszego regionu.

Ponadto palmy i świąteczne stroiki - najładniejsze trafiają do kaplicy znajdującej się na Groniu im. Jana Pawła II - szczycie we wschodniej części Beskidu Małego.  Wszystkie tegoroczne konkursowe stoły prezentowały się doskonale. A na widok ułożonych  na nich potraw aż ślinka ciekła z ust. Wybór najlepszego był na prawdę trudny - ale to należało do jury.

Reklama

My zatrzymaliśmy się na dłużej przy stoliku pań z koła w Andrychowie-Łęgu (to właśnie to koło było inicjatorem powołania konkursu). Najpierw z panią Julią Nalborczyk wdaliśmy się w pogawędkę na temat koszyka ze święconką.  Teraz to ma być dużo, ma być kolorowo - Można odnieść wrażenie, że współczesne koszyki bywają przygotowywane według zasady: byle dużo, byle kolorowo. Można w nich zobaczyć mandarynki, po marańcze, a nawet lubiane przez dzieci czekoladowe "jajka z niespodzianką"! U nas to nie do pomyślenia! - podkreśla Julia Nal- borczyk.

- Zawartość naszego koszyka wielkanocnego musi być zgodna z tradycją, a dobór wkładanych do niego produktów nieprzypadkowy. - Każdy z siedmiu obowiązkowych pokarmów symbolizuje coś innego. Pierwszy to oczywiście chleb - niezbędny do życia. Kolejny to oczywiście jajka - symbol odradzającego się na wiosnę życia. Nie może zabraknąć soli, która przydaje smaku, konserwuje i symbolizuje oczyszczenie. Wędliny dają zdrowie i płodność, chrzan - krzepę i siłę fizyczną. Ciasto jest symbolem umiejętności i doskonałości gospodyni, która je upiekła, zaś baranek z cukru - zwyciężającego śmierć Chrystusa - tłumaczy pani Julia.

Zdradza nam, że w jej koszyku wielkanocnym - zgodnie z miejscową, małopolską tradycją - znajdzie się jeszcze surowy ziemniak. Po poświęceniu i wykiełkowaniu wsadza się go do ziemi na polu, żeby zapewnić jesienią dobre zbiory. Żurek i barszcz biały to nie ta sama zupa Potrawy, jakie podziwiamy na stole pań z Andrychowa-Łęgu, stają się pretekstem do rozmowy o jedzeniu. Okazuje się, że Małopolska słynie z wielkanocnego żuru i białego barszczu. A czy to nie jedna i ta sama zupa?

- Tylko laik tak może uważać. Żur bowiem powstaje na zakwasie z mąki żytniej, ewentualnie owsianej, natomiast barszcz - z mąki pszennej - wyjaśnia pani Ewa Boba, która w swej rodzinnej miejscowości słynie z kulinarnego talentu, a za przygotowywanie dań na wielkanocny stół bierze się już na początku Wielkiego Tygodnia. Zdradza nam, że świąteczny barszcz robi trochę inaczej aniżeli sąsiadki, po swojemu. Do wywaru z wędzonki dodaje zamiast zakwasu chrzan oraz trochę suszonych grzybów.

Oprócz tego dobrze uwędzoną i pokrojoną w kostkę kiełbasę, nadto czosnek, majeranek, słodką śmietankę, a podaje z ugotowanymi jajkami. U was w domu czuć już święta Jej specjalnością są ciasta. Kruche spody do mazurków piecze trochę wcześniej, bo im dłużej postoją, tym są później smaczniejsze. Pokrywa je najrozmaitszymi masami - pomarańczową, makową, kajmakową czy grysikową (kaszę mannę, na południu Polski nazywaną grysikiem, gotuje na mleku, a po wystygnięciu uciera z masłem i cukrem).

Jej popisowy wypiek to tzw. mazurek kruszony. - Piecze się zawsze dwa spody. Jeden się kruszy i miesza z bakaliami, których trzeba wziąć od serca, skrapia kawą, alkoholem i uciera na masę, którą wykłada się na drugi upieczony spód - opowiada pani Ewa. - Ten mazurek muszę na Wielkanoc  robić obowiązkowo, cała moja rodzina go uwielbia. Po mazurkach przychodzi czas na pieczenie bab drożdżowych, a na końcu - mięs i pasztetów.

Kiedy Ewa Boba mięsi ciasto, w domu nie może być przeciągu, bo drożdże, aby rosły, muszą mieć stałą, pokojową temperaturę. Kiedy baby dochodzą w piecu, po całym domu roznosi się wspaniały drożdżowy aromat.  - Któregoś roku podczas pieczenia ciast odwiedził nas listonosz z przesyłką. Już na progu stwierdził, że czuje się święta w  naszym domu. Ja uważam tak samo, bo pamiętam ten zapach z dzieciństwa. To jest właśnie zapach Wielkanocy.   

TK

Życie na gorąco
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy