Reklama

Zwierzenia w Warsie

Czasami łatwiej jest powiedzieć coś osobie, której nie znamy. Nie zostaniemy ocenieni, a jeśli nawet, nigdy o tej ocenie się nie dowiemy. Zwierzanie się obcym jest jak puszczanie słów na wiatr. Nie wrócą do nas i nie zrobią nic złego. Znikną.

Będąc młodą studentką często jeździłam pociągiem relacji Kraków - Rzeszów, by następnie zaliczyć przesiadkę na autobus do Kolbuszowej. Piątkowy szlak wiódł wprost do drzwi mojej babci.

Lubiłam te moje samotne podróże, kiedy czas płynął między czytaniem, a drzemaniem w kołyszącym pociągu. Niedzielny powrót należał do mniej radosnych, niż wyjazd z Krakowa. Zdarzało się, że jedyne miejsca siedzące były w Warsie, w którym serwowano herbatę, piwo i fusiastą kawę.

Usiadłam kiedyś na jednym z niezbyt wygodnych wysokich barowych stołków, a obok mnie kobieta w średnim wieku. Nie pamiętam czy zdążyłam coś zamówić, bo sąsiadka nawet nie siliła się na zaczepkę, tylko zaczęła od razu z grubej rury:

Reklama

- Wie pani, moje małżeństwo od początku nie było szczęśliwe. Tydzień przed ślubem zmarła mi matka. Potem wcale nie było lepiej. Mój mąż, lekarz, zdradził mnie chyba ze wszystkim pielęgniarkami w szpitalu.

Byłam wstrząśnięta jej bezpośredniością. Nie wiedziałam jak się mam zachować, więc wysłuchałam cierpliwie, co ma do powiedzenia. Podróż trwała naprawdę długo. Gdy wjechaliśmy na krakowski Dworzec Główny, miałam poczucie, że zwierza mi się moja przyjaciółka. Za chwilę nastąpi czułe pożegnanie i oczywiście - wymiana numerów telefonów.

Nic takiego jednak nie nastąpiło. Kobieta wysiadła, nie patrząc w oczy powiedziała "do widzenia" i odwróciła się na pięcie, a ja stałam na peronie, wpatrując się w jej znikające plecy.  

Tak jest łatwiej

Przypomniałam sobie tę historię czytając o Shoji Morimoto. Mężczyzna zarabia całkiem duże pieniądze, słuchając, co mają mu do powiedzenia inni ludzie. Jego pracą jest bycie obecnym.

Jak do tego doszło, że nasze kontakty społeczne stały się tak mało satysfakcjonujące? Czy aż tak pochłania nas praca i nie mamy czasu spotkać się z przyjaciółmi? Mamy za to pieniądze, które możemy zapłacić komuś, by nas wysłuchał, choćby terapeucie. Ten przyjmie każde nasze słowo, w dodatku bez oceniania. 

- Myślę, że ludzie, którzy opowiadają obcym swoje historie robią to dlatego, że nie mają wystarczającego wsparcia wśród bliskich, wiedzą że tamci nie znajdą przestrzeni na to, żeby ich wesprzeć i wysłuchać, w taki sposób żeby im to przyniosło ulgę. Szukają więc kogoś, kto zaspokoi tę potrzebę, kogoś obcego - ale nie przypadkowego - tylko empatycznego, takiego, który swoim "body language" wysyła sygnały "jestem otwarty na innych" - mówi psycholog dr Monika Wasilewska.

Czyli sama jestem sobie winna? Zachęciłam obcą panią do zwierzeń w pociągu, chociaż nie byłam tego świadoma!  

Opowiem ci swoją historię

Sprawa jednak nie jest tak prosta. Nie chodzi tylko o język ciała. Chodzi o coś jeszcze.

- W kwestii zwierzania się, położyłabym nacisk nie na obcego, któremu się zwierzamy, tylko na samą potrzebę opowiedzenia innemu człowiekowi swojej historii. Potrzeba, żeby ktoś przyjął naszą historię, z którą wiążą się różne, często negatywne emocje, jest normalna, chcemy poczuć się lepiej, wyrzucić z siebie trudne "treści", przerzucając je na kogoś innego. Ważne jest, aby wysłuchał cię ktoś empatyczny, zainteresowany tym co mówisz - twierdzi Monika Wasilewska. 

Psycholog zwraca też uwagę, że ludzie, w miarę postępu technologii i rozwoju cywilizacji, stają się coraz bardziej narcystyczni i egocentryczni. Świat wymaga od nich zadbania o siebie, a że tempo życia jest duże, nie wystarcza im zasobów, żeby poświęcać innym swój czas, którego ledwie wystarcza na zaspokojenie własnych potrzeb.

Towar deficytowy

O tym, że spotkania z przyjaciółmi są towarem deficytowym, przekonaliśmy się na własnej skórze. Obwieszczany wszem i wobec, że jak tylko pandemia się skończy, będziemy widywać się z nimi na potęgę. Żałujemy, że nie skorzystaliśmy z zaproszeń, kiedy można było, bijemy się w pierś i obiecujemy,  że nadrobimy stracony czas, chociaż gdzieś z tyłu głowy kołacze się myśl, że skoro zaniedbywaliśmy relacje przed COVID-19, to może niekoniecznie będziemy rzucać się na szyje ludziom po COVID-19. 

Nie nadrobimy zaniedbanych relacji, nie da się opowiedzieć o emocjach, które minęły, jakby jeszcze w nas były. Prawdziwa przyjaźń jest jak wieczorne Wydarzenia - musisz być na bieżąco, żeby połapać się w świecie, nawet jeśli ten świat dotyczy tylko jednej osoby.  

Kiedy nie dbamy o wzajemne relacje z czasem stają się one powierzchowne. A może chcemy, by nasi przyjaciele cały czas nas podziwiali? Może nie jesteśmy z nimi do końca szczerzy w obawie, że zdradzą nasze sekrety, albo odsuną się od nas, bo nie będą chcieli kogoś, kto ma problemy? Może mówiąc prawdę obawiamy się, że kogoś stracimy?

Pytanie, po co nam taki przyjaciel, skoro nie pozwalamy sobie czuć się przy nim swobodnie. Gubiąc coś, co nie istnieje, nie powinniśmy czuć żalu. Lepiej rozglądać się wokół, bo może znajdziemy bratnią duszę obok, niekoniecznie w pociągu i niekoniecznie na jedną podróż. 

Zobacz także:

Styl.pl
Dowiedz się więcej na temat: psychologia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy