Reklama

Maserati Levante - moc i luksus we włoskim wydaniu

Modena - jedno z najpiękniejszych miast północnych Włoch. Miłośnicy sztuki kulinarnej kojarzą je z prawdziwym octem balsamicznym, melomanii z miejscem urodzenia Pavarottiego, dla fanów motoryzacji natomiast jest to miejsce związane z kultową marką Maserati. Jak jeździ się Levante - SUV-em, który jak na prawdziwego Włocha przystało jest czarujący i magicznym sposobem sprawia, że z każdą chwilą szybciej bije serce? Sprawdziłam na zupełnie innych niż włoskie, polskich, zimowych, deszczowych drogach.

Levante to śródziemnomorski wiatr, który charakteryzuje się wysoką zmiennością - w jednej chwili lekki powiew może przekształcić się w wichurę, wiejącą z ogromną siłą. Nie bez przyczyny Maserati nazwało tak ważącego ponad 2 tony SUV-a. Prowadzi się lekko i przyjemnie, aby w trybie sport pokazać prawdziwą siłę. Levante już swymi wymiarami robi ogromne wrażenie. Ponad 5 metrów długości, 2 metry szerokości i prawie 1,7 metra wysokości sprawiają, że siadamy dużo wyżej niż w przeciętnym SUV-ie i zarówno z przodu, jak i z tyłu mamy do dyspozycji mnóstwo miejsca.

Reklama

Nadwozie Levante to designerski popis równowagi proporcji, muskulatury i elegancji. Ten SUV ze sportowym rodowodem, zbudowany na płycie Ghibli, jest wizualnym majstersztykiem to autentyczny włoski styl i szyk, który podkreślają przetłoczenia na masce, lekko opadająca linia dachu i ogromny grill, na którym dumnie prezentuje się charakterystyczny trójząb. Wszystko to, w unikalny dla włoskiego designu sposób, tworzy razem jedno z ładniejszych aut jakim zdarzyło mi się jeździć.

Gdy liczy się wnętrze

Gdy wsiadam do środka, zaskakuje mnie liczba fizycznych przycisków. W nowych samochodach, nawet tych ze średniej półki, coraz częściej zastępuje się je dotykowymi. Tymczasem w Maserati jest przyjemnie i luksusowo, ale do nowoczesności, jakiej spodziewałabym się po marce premium, trochę brakuje, przynajmniej w przedniej części kokpitu, choć trzeba przyznać, że jakość wykończenia i użyte materiały są absolutnie z najwyższej półki. Ekran, za pomocą którego sterować można większością funkcji ma 8,4 cala i jest zgrabnie wkomponowany pomiędzy pionowe wyloty nawiewów.

System multimedialny działa gładko i płynnie, jest skonstruowany dość intuicyjnie i nawigowanie po nim nie sprawia kłopotów. Wciąż mam jednak wrażenie, że jak na auto tej klasy te 8,4 cala to jednak zbyt mało. Z radością zauważam jednak na desce rozdzielczej analogowe zegary. Podświetlone w charakterystyczny sposób wskazówki są miłą odmianą po bezdusznych cyfrowych wyświetlaczach, choć i takowy, służący do komunikacji z kierowcą znajduje się także pomiędzy zegarami - ilość prezentowanych na nim informacji jest wystarczająca, jest tu po prostu minimalistycznie i przejrzyście, dokładnie tak, jak być powinno.

Fotele jak na auto takich gabarytów przystało również są duże i wygodne. To tutaj najbardziej czuć sportowe dziedzictwo Maserati. Dobrze wyprofilowane, ze zintegrowanym zagłówkiem zapewniają odpowiednie podparcie i komfort podczas dłuższej podróży, a regulacja na 12 różnych sposobów umożliwia dopasowanie do preferencji każdego kierowcy. Wykonane z miękkiej skóry  i dopracowane w każdym detalu są kolejnym dużym atutem Levante. Tylna kanapa również imponuje swoim rozmiarem, podłokietnik z miejscem na napoje jest pomocny, zwłaszcza gdy z tyłu podróżują dzieci.

Nawyki kontra pomysły projektantów 0:1

W Maserati nie brakuje też funkcjonalnych schowków - zarówno z przodu, jak i z tyłu pojazdu znajdzie się miejsce, gdzie można przechowywać niezbędne podczas podróży drobiazgi. Na środku kokpitu zupełnie zbędny ale jakże uroczy i charakterystyczny dla luksusowych marek, analogowy zegar - przyznam, że często zerkałam na niego aby sprawdzić godzinę, więc może ma on jeszcze jakiś głębszy sens niż tradycja.

Zaskakuje mnie też duża, sportowa kierownica i jeszcze większe manetki ze szczotkowanego aluminium, oraz fakt, że po prawej stronie brak dźwigienki wycieraczek. Znajduje ją po drugiej stronie i odkrywam, że za jej pomocą steruje się także, jak to zwykle bywa, kierunkowskazami. Podczas pierwszej jazdy za każdym razem chcąc uruchomić wycieraczki sięgam odruchowo w pustą przestrzeń z prawej strony a gdy już mój mózg przestawi się na lewą, nieustannie zahaczam dłonią o wystającą manetkę. 

Zanim dotrze do mnie, że wycieraczki przednie uruchamia się pokrętłem na uchwycie, a spryskiwacz działa po wciśnięciu końcówki dźwigni, padający śnieg z deszczem skutecznie ograniczy moją widoczność. I jeszcze jedna niespodzianka - regulacja głośności i sterowanie multimediami. Wszystkie przyciski służące do tych działań znajdują się na tylnej części ramion kierownicy i to także nie jest zbyt intuicyjne rozwiązanie. Na szczęście głośność można także regulować pokrętłem znajdującym się na panelu w okolicy skrzyni biegów i to dla odmiany jest bardzo wygodne.

A jeśli już o skrzyni biegów mowa, to ośmiobiegowa automatyczna przekładnia ZF działa płynnie i szybko. W Maserati dostępne są następujące tryby jazdy: Normal, SPORT, Off-Road i I.C.E., a w Levante Trofeo także wyścigowy tryb Corsa. Każdy z nich pozwala zobaczyć inną twarz Maserati, w zależności od potrzeb i preferencji kierowcy. Dźwięki i usztywnienie zawieszenia w trybie Sport pozwalają poczuć się jak na torze wyścigowym.

Przeczytaj też: Porsche Tycan - elektryk, że sportową duszą

Wysportowany i szybki - ten typ tak ma

Pod maską Levante skrywa się trzylitrowe V6  o mocy 350 KM. Po jeździe cichymi i komfortowymi  elektrykami wsiadam do spalinowego klasyka z nieskrywaną radością. Dźwięk wypełniający kabinę jest subtelny a równocześnie pozwala na frajdę z jazdy. Nawet podczas jazdy z autostradowymi prędkościami w kabinie jest stosunkowo cicho. Komfort jazdy zapewnia też dobrze zestrojony i precyzyjny układ kierowniczy i pneumatyczne zawieszenie oraz dopracowany napęd na cztery koła. Dodatkowo w trybie SPORT da się słyszeć charakterystyczne pomruki a przyśpieszenie w 6 sekund do "setki" pozwala poczuć prawdziwą moc tego samochodu. Mimo ulewnego deszczu i porywistego wiatru Maserati Levante nawet przy wyższych prędkościach świetnie trzyma się drogi. Komfortowy SUV ze sportową duszą i nonszalanckim charakterem, okazuje się też doskonałym autem rodzinnym.

Bagażnik o pojemności 580 litrów bez problemu mieści dwie duże walizki i inne mniejsze bagaże, w środku znajdziemy też sporo funkcjonalnych schowków, mnie najbardziej urzekła przegródka pozwalająca przechowywać kartę płatniczą w taki sposób by była zawsze pod ręką, gotowa do wyjęcia w razie potrzeby, choć sama najczęściej płacę telefonem wyobrażam sobie, że to doskonałe miejsce na wszelkie identyfikatory czy karty wjazdu.

Przy dość agresywnym trybie jazdy Maserati Lavante pali w okolicy 15 litrów, w cyklu mieszanym wskaźnik zużycia paliwa pokazywał 13,8 litra. Producent deklaruje, że spalanie w warunkach miejskich wynosi 9,3-9,5 litra/100 km. Być może to moja ciężka noga a być może warunki atmosferyczne i ukształtowanie terenu, a może wszystko razem sprawiło, że nawet nie udało mi się zbliżyć do spalania na poziomie 10 l/100 km.

Tak czy inaczej osoby kupujące taki model Maserati, za bagatela 130 tysięcy euro (ok. 630 tysięcy złotych), najprawdopodobniej ani przez chwilę nie zastanawiają się nad cenami paliwa czy jego konsumpcją. Radość z jazdy, wizualne aspekty i nietuzinkowy charakter wynagradzają absolutnie wszystko. Zwłaszcza, gdy obsługa stacji benzynowej z uśmiechem pyta "Ile paliwa dla pani", zagadując przy okazji o moc i wrażenia z jazdy i wyznając, że to pierwsze w życiu Maserati widziane na żywo. Nic dziwnego - Maserati na polskich drogach pojawia się niezwykle rzadko - w 2021 roku w naszym kraju sprzedało się zaledwie 65 sztuk samochodów tej marki. Jest to najwyraźniej auto dla koneserów kochających włoski styl, szyk i luksus z domieszką prawdziwego południowego temperamentu. 

Zobacz także:
Maserati Ghibli, Levante i Quattroporte w limitowanej edycji
Dubaj: Kierowcy porzucają luksusowe samochody

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: testy samochodów
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama