Reklama

Pojedynek na półkule

Dziennik „Washington Post" uznał ja za pionierkę nowego sposobu myślenia o różnicach między kobietami i mężczyznami. „New York Times" donosił, że dyskusje o jej badaniach nad „płcią mózgu" ożywiają intelektualnie Amerykę. A Jane Fonda oświadczyła, że jej książkami obdarowała wszystkie przyjaciółki.

Louann Brizendine, amerykańska neuropsychiatra, mówi, co kobiety i mężczyźni powinni o sobie wiedzieć, by nie oczekiwać rzeczy niemożliwych.

Twój Styl: Zbulwersowała pani sporo osób, dowodząc w swoich książkach, że istnieją różnice, i to znaczne, między mózgiem kobiety i mężczyzny. I że naprawdę oni są trochę z Marsa, a my z innej planety. Dlaczego w ogóle zajęła się pani takim tematem?

Louann Brizendine: Dlatego, że 20 lat temu nikt się tym profesjonalnie nie zajmował. W nauce istniały kategorie „mózg człowieka” i „mózg zwierzęcia”. I tylko między nimi dokonywano porównań. Pamiętam, jak jeszcze pod koniec lat 90., w czasie moich studiów na Uniwersytecie Yale, jeden z profesorów prezentował wyniki jakichś badań neurologicznych prowadzonych na szczurach. Po wykładzie zapytałam, jakie dane w tych badaniach uzyskano dla samic. I usłyszałam, że... samic nikt nie przebadał, bo celem eksperymentu było zdobycie informacji o mózgach zwierząt, a nie o ich sferze seksualnej.

Reklama

- Podobna sytuacja powtarzała się wielokrotnie. Jakby nauka zadowoliła się XIX-wiecznym odkryciem, że mózg kobiety jest o prawie dziewięć procent mniejszy od męskiego. I na tym koniec. Z tej różnicy wielkości przez dziesięciolecia wysnuwano zresztą wygodny dla panów i zupełnie nieprawdziwy wniosek, że kobiety są mniej sprawne intelektualnie. Tymczasem nowoczesne badania wykazały, że liczba komórek mózgowych u kobiet i mężczyzn jest taka sama. Tyle że te kobiece z jakiegoś powodu są „gęściej spakowane”. Co w żaden sposób nie wpływa jednak na jakość czy szybkość myślenia.

Ale i tak wnioskami ze swoich badań naraziła się pani feministkom. Bo skoro dowodzi pani, że mózg mężczyzny i kobiety to dwa różne mechanizmy, można się zastanawiać, który jest lepszy, a który gorszy.

- Nie miałam najmniejszego zamiaru atakować kogokolwiek moimi badaniami. Na studiach sama byłam zdeklarowaną feministką. I zgodnie z duchem epoki uważałam, że między kobietą i mężczyzną nie ma innych różnic poza paroma szczegółami anatomicznymi i tym, co wytworzyła kultura. Dopominałam się u profesorów o badanie naukowe prowadzone na samcach i samicach, bo jako początkujący naukowiec uważałam płciową wybiórczość za błąd w sztuce.

- Po studiach, kiedy zostałam matką, nagle zaczęłam mieć wątpliwości, czy mój mózg i mózg mojego męża naprawdę funkcjonują na tych samych zasadach. Kiedy urodziłam syna, poczułam się po prostu inną osobą. I dotarło do mnie, że impuls do tej nagłej zmiany płynie właśnie z mojego mózgu.

Co się w pani wtedy zmieniło?

- Nagle stałam się opiekuńcza, troskliwa, delikatna – wcześniej tak się nie zachowywałam. Instynktownie przyjęłam też postawę obronną wobec świata – nie miałam ochoty z nikim się spierać, a najważniejszym życiowym zadaniem była dla mnie wówczas dbałość o bezpieczeństwo dziecka. Mąż znalazł się na marginesie mojej uwagi. Ponieważ już wtedy planowałam karierę naukową, zaintrygowało mnie to, jak bardzo hormony, których wydzielanie stymulowane jest przecież przez mózg, zmieniły nie tylko mój sposób myślenia, ale też skalę wartości i życiowe priorytety. Od tamtej chwili nie miałam już wątpliwości, że mózg ma płeć. I postanowiłam przyjrzeć się temu profesjonalnie.

W czasie badań nad płcią mózgu coś panią szczególnie zaskoczyło?

- Wiele razy. Pamiętam moment, gdy zrozumiałam, że mózgi kobiet i mężczyzn są identyczne jedynie do ósmego tygodnia życia. A już po tym czasie zaczynają w nich zachodzić inne procesy. U chłopców nagle wydziela się dużo testosteronu, który niszczy część komórek odpowiedzialnych za komunikację, ale pobudza za to do rozwoju obszary zajmujące się seksem i agresją. Już w chwili narodzin chłopcy są więc bardziej nastawieni na walkę i rywalizację.

- A dziewczynki mają z kolei większe zdolności komunikacyjne. Dlatego m.in. lepiej odczytują emocjonalne niuanse mimiki, znaczenie gestów, mowę ciała itp. W czasie moich badań zaobserwowałam np., że „martwa” mimicznie twarz matki, która przesadziła z botoksem, może mieć negatywny wpływ na rozwój samoakceptacji u jej córki. Dziewczynka odbiera ograniczoną mimikę matki jako znak, że coś jest nie tak, że nie jest przez nią akceptowana. Chłopcom przeszkadza to w dużo mniejszym stopniu.

- Mózgi dziewczynek odbierają też szersze pasmo dźwięków niż mózgi chłopców. Dlatego my, kobiety, potrafimy dostrzegać i rozumieć emocjonalne znaczenie nawet niewielkich zmian intonacji, które dla mężczyzn mogą być w ogóle niezauważalne.

W swoich książkach twierdzi pani, że mózgi dziewczynek przez pierwsze dwa lata rozwijają się szybciej niż u chłopców. Czy jakieś tego konsekwencje przenoszą się potem w dorosłe życie?

- Małe dziewczynki są zazwyczaj dużo sprawniejsze werbalnie od chłopców. W obszarach mózgu odpowiedzialnych za język i słuch mają o 11 procent neuronów więcej od rówieśników. Nie chodzi tu tylko o to, że formułowanie myśli przychodzi im łatwiej, ale po prostu lubią mówić więcej. Wśród dorosłych obserwuje się to samo zjawisko. Statystycznie mężczyźni wypowiadają około siedmiu tysięcy słów dziennie, tymczasem kobiety dochodzą nawet do dwudziestu tysięcy. Oczywiście, są wyjątki od reguły...

To dlaczego wśród pisarzy od wieków dominują mężczyźni?

- Przez stulecia rzeczywiście niemal wyłącznie panowie tworzyli światową literaturę. Ale przecież do końca XIX wieku kobieta zajmująca się pisaniem była dziwaczką i odmieńcem, a rodzenie dwanaściorga dzieci nie było niczym niezwykłym. Skąd więc matka takiej gromadki, nawet uzdolniona humanistycznie, miała brać czas na pisanie książek? Dziś w tej kwestii wiele się zmienia. I... na świecie już jest więcej pisarek niż pisarzy, choć to oni nadal częściej dostają literackiego Nobla.

- Testosteron sprawia, że mężczyznom bardziej niż kobietom zależy na rozgłosie. Kobietę w większym stopniu satysfakcjonuje sam akt tworzenia, dla mężczyzny liczy się również to, by trafić na listę bestsellerów. Ale od jakiegoś czasu organizmy kobiet produkują więcej testosteronu niż kiedyś, więc i to się zmienia. Nie do końca jeszcze wiemy, dlaczego tak się dzieje. Efektem tego zjawiska jest m.in. to, że kobiety coraz lepiej radzą sobie w sytuacji rywalizacji.

Ostatnio mówi się nawet o zupełnie nowych zjawiskach. Na przykład nastolatki stają się bardziej agresywne od kolegów z klasy. A jednocześnie nadal panuje przekonanie, że dziewczynki są mniej uzdolnione matematycznie od chłopców. Prawda czy fałsz?

- Do mniej więcej 13. roku życia – fałsz. Mózgi chłopców i dziewczynek są do tego momentu równie sprawne w dziedzinie matematyki. Zagadki, rebusy, łamigłówki sprawiają im podobną frajdę. Potem jednak biologia zaprogramowała silne wydzielanie estrogenu u dziewczynek. A hormon ten sprawia, że stają się one bardziej zainteresowane życiem społecznym, kontaktami, emocjami. Rozwiązywanie zawiłych problemów matematycznych w samotności przestaje być dla nich atrakcyjne.

- Dlatego np. wśród dzisiejszych nastolatków uzależnionych od komputera jest więcej chłopców. W przeciwieństwie do swoich rówieśnic nie widzą problemu w spędzaniu kilku czy kilkunastu godzin dziennie sam na sam z komputerem.

Feministki przekonują, że to przede wszystkim styl wychowania i wzorce kształtują zainteresowania i życiowe aspiracje dzieci. A wciąż jest tak, że to raczej chłopiec dostaje na urodziny mikroskop, a dziewczynka lalkę albo przytulankę.

- Wzorce, którymi otaczamy dzieci, na pewno mają wpływ na to, kim będą. Ale pewne ich skłonności są wrodzone, nawet jeśli się wobec tego buntujemy. Pamiętam, jak jedna z moich pacjentek postanowiła wyposażyć swoją córkę wyłącznie w zabawki, które „nie będą jej wciskać w stereotyp matki i gospodyni”. Któregoś dnia ta kobieta weszła do pokoju i zobaczyła, jak jej trzyletnia córka przytula owinięty w kocyk wóz strażacki i mówi do niego: „Nie martw się, ciężaróweczko. Zobaczysz, że wszystko będzie dobrze”.

- Oczywiście, w przyszłości ta dziewczynka może wykonywać zawód uważany za typowo męski. Jednak płeć jej mózgu sprawia, że jako kilkuletnie dziecko przytula samochodzik i go pociesza, a jej rówieśnik wolałby nim rzucać albo rozebrać go na części.

Rodziców martwią też czasem spore różnice rozwojowe u rodzeństwa odmiennej płci. „Córka już w tym wieku słuchała moich poleceń, a syn jakby ich nie rozumiał” itp.

- Wiem, o czym pani mówi, bo sama jako matka przeżywałam podobne niepokoje. Zastanawiałam się nawet przez pewien czas, czy z moim synem wszystko jest w porządku, bo jako kilkumiesięczne dziecko nie lubił nawiązywać ze mną kontaktu wzrokowego i w ogóle nie interesował się moją twarzą. Za to z uwielbieniem wpatrywał się w lampy, klamki, urządzenia kuchenne. A córka jednej z moich znajomych, w tym samym wieku co mój syn, po prostu nie odrywała wzroku od moich oczu i odpowiadała na każdy mój uśmiech.

- W tamtym czasie w nauce obowiązywało przekonanie, że wszystkie dzieci mają wrodzoną potrzebę nawiązywania kontaktu wzrokowego z rodzicami. Patrzenie na siebie uważano za jeden z podstawowych elementów tworzenia więzi uczuciowej między dzieckiem i rodzicem. Po latach badań odkryłam jednak całkiem inną prawidłowość. W ciągu pierwszych trzech miesięcy życia umiejętność nawiązywania kontaktu wzrokowego wzrasta u dziewczynek aż czterokrotnie. Za to u kilkumiesięcznych chłopców utrzymuje się na tym samym poziomie, co tuż po urodzeniu. Dlatego małe dziewczynki szukają wzroku innych, a chłopcy niekoniecznie.

- Dopiero po pewnym czasie te różnice się wyrównują. Choć nie w stu procentach. Również dorosłe kobiety z reguły dużo lepiej zapamiętują emocjonalne szczegóły zdarzeń i trafniej odszyfrowują uczucia innych niż mężczyźni.

To miłe dla kobiet spostrzeżenie. W swoich książkach sugeruje pani, że te cechy świetnie sprawdziłyby się w dziedzinach wciąż zdominowanych przez mężczyzn, takich jak negocjacje czy polityka. Ale gdy zaczyna pani pisać o tym, jak kobiece mózgi sterują naszymi zachowaniami seksualnymi, wyborem partnera życiowego, padają bardzo kontrowersyjne sformułowania.

- Na przykład, że myśląc o stałym związku, kobiety zdecydowanie bardziej kierują się statusem społecznym i materialnym mężczyzny niż jego atrakcyjnością fizyczną i charakterem?

To jedna z pani najbardziej niepoprawnych politycznie tez.

- Nie stawiam tez, nie dyskutuję z biologią, staram się ją zrozumieć. Musimy pamiętać, że nasze mózgi działają jeszcze na bazie doświadczeń zdobywanych przez praprzodków w jaskiniach. A wtedy liczył się partner, który swoją silną pozycją w stadzie potrafił zapewnić fizyczne bezpieczeństwo i przetrwanie potomstwu oraz partnerce. Kobieta, która podejmowała tzw. „błędną decyzję reprodukcyjną”, np. wybierała słabego i niezaradnego partnera, wypadała z ewolucyjnej gry.

- Mózg przez tysiące lat kodował więc w żeńskich genach informację, że najlepszą strategią jest znalezienie partnera, który na długo zapewni matce i potomstwu szanse na przeżycie. Czy nam się to podoba, czy nie, ten mechanizm nadal wpływa na wybór partnera nawet w przypadku świetnie sytuowanej bizneswoman z kilkoma dyplomami. Cywilizacja weryfikuje te kody, ale bardzo, bardzo powoli.

Swojego męża też wybrała pani według opisanego powyżej klucza?

- Chciałabym powiedzieć, że nie (śmiech). W końcu oboje jesteśmy naukowcami, zbliżyły nas poglądy i wspólne zainteresowania. Mój mąż (Samuel Barondes – red.) jest znanym w Stanach neurobiologiem i psychiatrą. Napisał wiele książek na tematy, którymi się interesuję. Zawsze świetnie nam się dyskutowało, inspirowaliśmy się wzajemnie, a porozumienie intelektualne ma dla mnie duże znaczenie. Ale faktem jest też, że zanim mnie poznał, zbudował piękny, przestronny dom. Gdy się spotkaliśmy, mieszkał już w nim samotnie. To bez wątpienia również zrobiło na mnie wrażenie – było tak, jakby już przygotował dla mnie i naszego potomstwa wygodne gniazdo.

- Pamiętam, że szybko poczułam się z nim bezpiecznie. Mąż do dziś się śmieje, że oboje zachowaliśmy się jak pewien egzotyczny gatunek ptaka: samiec fletnika rdzawobrzuchego w okresie godowym buduje okazałe, piękne domy. Samiczki zwiedzają kolejne „rezydencje” i zostają z... najlepszym architektem. Może wywołam czyjeś oburzenie, ale wiele kobiet zachowuje się podobnie.

A w jaki sposób wyboru partnerki życiowej dokonuje mózg mężczyzny?

- Ta sama prawidłowość działa od wieków i to na wszystkich szerokościach geograficznych. Mężczyzna podświadomie oczekuje od kobiety symetrycznych rysów, czystej cery, pełnych warg, lśniących włosów i figury w kształcie klepsydry. Wszystkie te cechy świadczą o dobrej gospodarce hormonalnej w jej organizmie. Posiadaczki takich cech łatwiej zachodzą w ciążę. Mózg mężczyzny silnie utrwalił ten przekaz.

Ale zdrowa i świetnie przystosowana do rodzicielstwa partnerka wcale nie musi być idealna. Może być np. niewierna.

- Niewierna i jednocześnie bardzo atrakcyjna erotycznie. Z moich badań wynika np., że kobiety, które zdradzają swoich mężów, częściej udają, że mają z nimi orgazm.

To akurat zrozumiałe. Pozorowanie udanego życia erotycznego przez niewierną partnerkę nie rodzi podejrzeń...

- Na poziomie racjonalnym można uznać, że o to właśnie chodzi. Ale dokonuje się tu jeszcze jedna, zupełnie nieuświadomiona manipulacja. Okazuje się, że po stosunku, podczas którego kobieta miała orgazm, jej ciało efektywniej przechowuje męskie nasienie – więcej plemników dostaje się do miejsc, w których dłużej zachowują żywotność, a wydzielane wtedy hormony lepiej służą ich ochronie. Nie jest też tajemnicą, że kobiety częściej miewają orgazm z kochankami niż z partnerami, których zdradzają.

- Jeśli więc niewierna żona prowadzi w okresie płodnym życie erotyczne i z kochankiem, i z mężem, jest nieco większe prawdopodobieństwo, że zajdzie w ciążę z partnerem, który ją bardziej ekscytuje. Genetycy wykazali, że u pewnych gatunków ptaków, dotąd uważanych za wzór małżeńskiej wierności, aż trzydzieści procent piskląt było wychowywane przez samców, którzy wcale nie byli ich biologicznymi ojcami. U ludzi ten odsetek wynosi około dziesięciu procent. Trzeba więc być ostrożnym (śmiech).

Podobno gdy zaczynała pani pracę nad "Mózgiem mężczyzny", Pani mąż żartował, że „będzie to bardzo krótka książka”.

- Słyszałam to od wielu osób (śmiech). Zazwyczaj z komentarzem, że rozdział o seksie zapewne wyczerpie temat. To, oczywiście, musiał być ważny rozdział, skoro w mózgu mężczyzny obszar odpowiedzialny za popęd seksualny jest dwuipółkrotnie większy niż u kobiety. Na szczęście mężczyźni okazali się jednak dużo bardziej skomplikowani, niż sądził mój mąż.

Co pani wyniosła z tych książek dla siebie? Nie jako naukowiec, ale jako kobieta?

- Zrozumiałam m.in., dlaczego dla mojego męża oglądanie meczu to czasem sprawa życia i śmierci. Kiedy mężczyzna kibicuje, jego ciało wydziela dużo testosteronu, dokładnie tak, jakby on sam brał udział w rywalizacji. A jego mózg reaguje wtedy gwałtowną produkcją dopaminy i wazopresyny, hormonów, które wzmacniają poczucie męskości.

- Ta mieszanka tworzy efekt emocjonalnego „haju”, który działa na męski mózg podobnie jak niektóre narkotyki: rodzi poczucie mocy, euforii i gwałtownego przypływu energii. Kiedy się wie to wszystko, łatwiej usiąść z mężem przed telewizorem i popatrzeć na biegających po boisku facetów. Nawet jeśli na nas to zupełnie nie działa.

Rozmawiała Iza Stachurska

-------

Louann Brizendine, amerykańska badaczka. Ukończyła neurobiologię na Uniwersytecie Berkeley, medycynę na Yale i psychiatrię na Uniwersytecie Harvarda. Zasłynęła jako autorka dwóch popularnonaukowych książek "Mózgu kobiety" i "Mózgu mężczyzny".

Twój STYL 6/2011

Twój Styl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy