Reklama

Żołnierki i gościnie. Kobiety chcą więcej miejsca w słowniku

Skoro jest chirurg, dlaczego nie może być również chirurżki lub chirurgini? Mimo że feminatywy - żeńskie formy gramatyczne nazw zawodów i funkcji – słyszymy w mediach coraz częściej, w miejscach pracy nadal ich brakuje lub są nagminnie wyśmiewane. Badanie pokazuje, że kobiety chcą równouprawnienia również w języku!

Wyniki badania Pracuj.pl są wyraźnym dowodem na to, że coraz więcej kobiet chce, by feminatywy zagościły w miejscach pracy i podczas rekrutacji na stałe. Ponad osiem na dziesięć kobiet, które wzięły udział w badaniu, uważa, że żeńskie nazwy stanowisk powinny być używane równie często, jak męskie. 78 proc. badanych chciałoby, aby feminatywy pojawiały się w treściach ogłoszeń o pracę. Z kolei, jedynie 30 proc. respondentek jest zdania, że nie zawsze się sprawdzają, a więc powinno się je wykorzystywać jedynie w niektórych przypadkach.

Reklama

Wciąż boimy się ich używać

Wyniki są jednoznaczne, a mimo to wykorzystywanie, a zwłaszcza tworzenie nowych feminatywów bywa obiektem żartów i kpin społecznych. Najpopularniejszym przykładem jest chyba medialna dyskusja o kontrowersyjnej formie ministra, zapoczątkowana przez Izabelę Jarugę-Nowacką i kontynuowana przez Joannę Muchę kilka lat później. Ministra nie jest wyjątkiem, a stary jak świat żart o kierownicy, czyli kobiecie, która jest kierowcą, na imprezach rodzinnych powtarza się do znudzenia. Co tak bardzo przeszkadza nam w gościniach, odkrywczyniach i naukowczyniach?

Dlaczego feminatywy są takie kontrowersyjne?

Radą Języka Polskiego jest zdania, że: "większość argumentów przeciw tworzeniu nazw żeńskich jest pozbawiona podstaw". Podczas dyskusji o feminatywach zazwyczaj pada jedno i to samo uzasadnienie ich szkodliwości: brzmią dziwnie, nietypowo, a czasami nawet śmiesznie. Bywa, że jak w przypadku "chirurżki" są trudne do wymówienia i "kłują w język". Jednak czy nie jest tak, że wiele wyrazów, zasłyszanych po raz pierwszy na początku sprawia nam trudność? Praktyka czyni cuda, a język polski jest przecież językiem żywym i zmienia się nieustannie. Na co dzień używamy wielu skomplikowanych, obcobrzmiących nazw, do których nasze uszy z biegiem lat się przyzwyczaiły.  

Doktorki habilitowane, prezeski

Brak symetrii języka w nazwach stanowisk szczególnie zauważalny jest w przypadku tytułów naukowych i osób wysoko postawionych, sprawujących ważne funkcje społeczne. Jeśli chodzi o władzę, język jest szczególnie męskocentryczny. Z żeńskimi nazwami zawodów: nauczycielka, dziennikarka, fryzjerka, sekretarka nie mamy większego problemu, jednak mówiąc o prezesce dużej i dobrze prosperującej firmy, odczuwamy językowy zgrzyt. Podobnie jest w przypadku doktorki czy profesorki - to potoczna nazwa, której studenci używają w rozmowach prywatnych. Jednak mało kto w trakcie oficjalnej sytuacji powiedziałby o doktorce habilitowanej. To pachnie wpadką i brakiem poszanowania - a przecież tak nie powinno być.

Chcę być chirurżką

Kobiety dążą do tego, by feminatywy występowały równocześnie z męskimi formami, przede wszystkim dlatego, że język kształtuje obraz świata. W konsekwencji niemożliwe jest wykreowanie rzeczywistości niezwiązanej z doświadczeniem językowym społeczności. Brak feminatywów utrzymuje stereotypy, mówiące o rolach pełnionych przez kobiety i mężczyzn, mówi również o społecznej hierarchii. Chociaż dla niektórych żeńskie końcówki wydają się dziwne, gdybyśmy wychowali przyszłe pokolenia w symetrii językowej, traktowałyby je jako coś oczywistego.

Co na to eksperci?

Rada Języka Polskiego w stanowisku wydanym w 2012 roku zaznaczyła, że język polski  umożliwia tworzenie form żeńskich w większości przypadków. Kwestią jest jedynie to, czy społeczeństwo z tej możliwości skorzysta. Z lingwistycznego punktu widzenia, nic zatem nie stoi na drodze. To, że feminatywy mimo upływu czasu nadal są rzadkością, wynika głównie z negatywnych emocji jakie budzą wśród osób mówiących po polsku. Stan rzeczy można zmienić jedynie poprzez zmianę praktyki językowej.

Nie ma cię w języku, nie istniejesz

Nie chodzi bynajmniej o wytworzenie społecznego przymusu używania femintywów, lecz o stworzenie takiej możliwości - chodzi po prostu o wybór. Krystyna Pawłowicz, w 2013 roku podczas rozmowy z  dziennikarzem powiedziała, że nie życzy sobie, aby zwracano się do niej "posłanko", ponieważ: "Konstytucja mówi o posłach, a nie o posłankach i posłach". Pawłowicz miała do tego pełne prawo. 

Niech wiec kobiety-żołnierze, jeśli tylko chcą, staną się żołnierkami, a panie latające w przestworzach, pilotkami. Niech wymawianiu tych nazw nie towarzyszą szydercze uśmiechy kolegów po fachu lub obawy, że ktoś nie potraktuje je poważnie. Skoro, jak wynika z badania Pracuj.pl, ponad 70 proc. kobiet chce, by feminatywy występowały częściej, może czas by trafiły do słowników.  

Przeczytaj również:

Agnieszka Kaczorowska-Pela urodziła. Hejt zamiast gratulacji

Kleszcze z Azji i Afryki w Polsce!

Zobacz również:

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy