Reklama

Mieli walczyć ze skutkami koronawirusa. Postawili… kałamarnicę

Nie tylko w Polsce fundusze, mające pomóc w odbudowie gospodarki po pandemii, budzą emocje. Sporo mówi się o nich również w Japonii. Jednym z wątków dyskusji jest miasto Noto, które covidowe wsparcie zainwestowało w… budowę pomnika gigantycznej kałamarnicy.

Różne są pomysły na wyjście z wywołanego COVID-19 kryzysu. Można oferować przedsiębiorcom ulgi podatkowe, można wypłacać dotacje, można rozdawać bony. Można też inwestować w atrakcje turystyczne. Na tę ostatnią opcję postawiło japońskie miasteczko Noto. O ile sam koncept zdaje się być niekontrowersyjny, o tyle jego realizacja już nie. W przypadku Noto ową inwestycją jest bowiem... pomnik kałamarnicy.

Dodajmy, pomnik niebagatelny, bo mierzący dziewięć metrów długości. Proporcjonalne do skali inwestycji okazały się jej koszty - jak podają dziennikarze "Guardiana", kałamarnica kosztowała 25 milionów jenów (ok. 800 tys. złotych). Za tę cenę uzyskano rzeźbę nie tylko nietuzinkowych rozmiarów, ale i nietuzinkowej formy: oddana naturalistycznie kałamarnica z daleka przyciąga wzrok swoim jaskrawym kolorem. Na uwagę zasługują również jej macki, zaprojektowane tak, by stanowiły idealne tło do zdjęć wykonywanych przez turystów.

Reklama

Bo przecież właśnie o turystów tutaj chodzi. Jak tłumaczą włodarze Noto, gigantyczna kałamarnica ma stać się atrakcją, która ożywi zamrożony na okres pandemii ruch turystyczny. Dodatkowo, zdaniem lokalnych władz, przyczyni się ona też do promowania lokalnych specjałów, jakimi są owoce morza.

Jak nietrudno się domyślić, entuzjazm władz nie wszystkim się udziela. Sceptyczne wobec antycovidowej kałamarnicy są nie tylko media, ale też sami mieszkańcy Noto. 60-letnia Japonka, zapytana o opinię przez dziennikarzy "Guardiana", tłumaczyła, że ona sama wolałaby wydać fundusze pomocowe na wsparcie służby zdrowia. Nie brakowało też głosów, że miasto pieniądze powinno po prostu oddać.

Krytykom trudno się dziwić: japońska służba zdrowia wciąż jest w trudnej sytuacji. Rząd rozważa przedłużenie stanu wyjątkowego dla kilku prefektur, by ograniczyć rozprzestrzenianie się wirusa. Kampania szczepionkowa, która mogłaby iść w sukurs sanitarnym obostrzeniom na razie w kraju kwitnącej wiśni postępuje bardzo powoli - dotychczas zaszczepiono zaledwie kilka procent społeczeństwa. I choć mówi się o powolnym odmrażaniu handlu i gastronomii (miałoby to nastąpić w połowie maja), Japończycy wiedzą, że minie jeszcze sporo czasu, nim życie wróci na dawne tory.

Na obronę władz Noto można dodać jednak, że w porównaniu z pozostałymi regionami Japonii, liczba zakażeń w prefekturze Ishikawa jest stosunkowo niewielka. Również sam koncept, choć brzmi z lekka kuriozalnie, rozpatrywany z promocyjnego punktu widzenia wydaje się być trafiony. O nadmorskim Noto mówi dziś cały świat. Czyż nie o to chodziło?

***

Zobacz również:

Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy