Reklama

Po co była ta Eurowizja?

O rolę Doriana ubiegał się również Orlando Bloom. 33-letni gwiazdor usłyszał jednak, że jest za stary, by wcielić się w symbol wiecznej młodości i urody.

Reżyser Oliver Parker wybrał innego brytyjskiego aktora - Bena Barnesa. Jest tylko cztery lata młodszy od Blooma, ale wygląda jak nastolatek. Pytany o tajemnicę wyglądu, śmieje się i mówi, że to zasługa genów. Jego ojciec wygląda na młodszego o dziesięć lat, niż wskazuje na to metryka.

Barnes nie zawdzięcza sukcesu tylko warunkom zewnętrznym. Oprócz studiowania literatury na Kingston University uczył się aktorstwa w National Youth Music Theatre, londyńskiej kompanii teatralnej, w której nauki pobierali też Jude Law i Jamie Bell. Sama uroda i dyplom prestiżowej szkoły nie wystarczyłyby do podołania zadaniu, które mu powierzono.

Reklama

Dorian Gray to wyjątkowa postać w literaturze, a powieść wydana w 1890 roku uważana jest za rodzaj autobiografii Wilde'a, w której zawarł swoje poglądy na sztukę i rolę artysty. Dziś może być też odczytywana jako tragiczny komentarz do homoseksualnego związku pisarza, będącego przyczyną jego upadku i przedwczesnej śmierci. Gray, piękny młodzieniec, wypowiada życzenie, by zamiast niego starzał się jego portret pędzla malarza Basila Hallwarda. Wkrótce Dorian, ulegając wpływom diabolicznego lorda Wottona, zmienia się w grzesznika o twarzy dziecka, któremu wszystko uchodzi płazem.

Oscar Wilde twierdził, że jest po trochu i Grayem, i Hallwardem, i lordem Wottonem. Ekscentryk, brylujący w towarzystwie, uchodził za dziecko szczęścia. Mąż i ojciec dwóch synów nie ukrywał swojego biseksualizmu. Jednak romans z lordem Alfredem Douglasem położył kres jego karierze. Oskarżony przez ojca kochanka o uwiedzenie syna został skazany na dwa lata ciężkich robót. Na wolność wyszedł jako bankrut opuszczony przez rodzinę i przyjaciół, w tym Douglasa. Wkrótce po zwolnieniu zmarł.

Dotychczasowe ekranizacje "Portretu…" skupiały się na wątkach psychologicznych. Parker postanowił zamiast moralitetu nakręcić horror. Etyczne rozważania zeszły na dalszy plan, najważniejsza jest rozrywka. Pomimo to Ben Barnes nie zrezygnował z ambitnego potraktowania roli.

- Gdy wiedziałem już, że go zagram, promowałem swój poprzedni film - "Opowieści z Narnii: Książę Kaspian". Chodziłem na wywiady, gdzie cała uwaga była skupiona na mnie. Na ulicy wisiały gigantyczne billboardy z moją twarzą. Zdałem sobie sprawę, że temat powieści Wilde'a jest ponadczasowy. Kult młodości i obsesja na punkcie wyglądu to znak naszych czasów. Pomyślałem, że rola Graya będzie mogła mieć dla mnie znaczenie terapeutyczne.

Aktor nie ukrywa, że starał się uczynić swojego bohatera znacznie sympatyczniejszym niż w książce. - Cechy Doriana: ciekawość świata i zachłanność na życie, doprowadziły go wprawdzie do tragedii, ale nie są to rzeczy, które przekreślają go jako człowieka. Pod koniec naszego filmu pojawia się Emily, córka lorda Wottona. Nie wiadomo, czy Gray zakochuje się w niej naprawdę, czy jest ona tylko kolejnym celem. Rozstrzygnąłem to na korzyść mojego bohatera - przyznaje.

Barnes opowiada, że w trakcie zdjęć dużo myślał o tragicznie zmarłym amerykańskim aktorze Heathcie Ledgerze.- Z jednej strony był utalentowanym artystą, który kochał grać. Z drugiej, nienawidził tego, co wiązało się z popularnością. Pod koniec życia prawie nie zdejmował czarnych okularów. Gdy kręciliśmy scenę balu, dano mi do założenia maskę przypominającą ray-bany. Za taką współczesną maską chował się Ledger.

Przed moim domem nie koczują paparazzi. Mam rodzinę, przyjaciół z tak zwanego normalnego środowiska. Patrzenie na świat z ich perspektywy daje dystans. Barnes nie czułby się gotów do grania Doriana osiem lat temu, gdy miał 21 lat, czyli tyle, ile jego bohater. - Byłem wstydliwy i odważne sceny sprawiłyby mi trudność - śmieje się.

- Pocałowałem mężczyznę. Pojawiłem się nago przed kamerą. Kręciłem wyuzdaną scenę z tancerkami. Boże, jak się nią przejmowałem! Cały czas miałem z tyłu głowy, że wyglądam idiotycznie. Było jedno wyjście: pójść na całość i nie zastanawiać się nad tym zbyt długo. Zresztą, Gray też robił to w tych scenach po raz pierwszy, więc zachowałem większą wiarygodność. Na szczęście nie mam teraz dziewczyny...

Młody aktor żartuje, że wstydzi się tylko jednego epizodu ze swojej przeszłości. Przez krótki czas był członkiem boysbandu Hyrise, który sześć lat temu wystąpił w konkursie Eurowizji. - Pokochałem muzykę od czasu, kiedy tata zabrał mnie w dzieciństwie na koncert Rolling Stonesów. W liceum grałem na pianinie i na perkusji. Potem śpiewałem w zespole. Któregoś dnia zadzwonili do nas jacyś ludzie i zaprosili na Eurowizję. Do konkursu byliśmy nastawieni sceptycznie, ale w końcu się zgodziliśmy. Zaśpiewałem jedną piosenkę i w tym momencie zrozumiałem, że nie tego szukam. Następnego dnia opuściłem Hyrise.

- Moja kariera wokalisty pop trwała dokładnie cztery i pół minuty, tyle, ile występ. Pop to nie moja muzyka. Ale kiedy zaczyna się życie zawodowe, warto spróbować wielu rzeczy. To jedyna taka chwila, kiedy możesz bezkarnie popełniać błędy - mówi aktor.

Ciekawe, czy za dziesięć lat sławny Ben Barnes wciąż zachowa zdrowy rozsądek. Aby zagrać księcia Kaspiana w "Narnii", zerwał kontrakt z National Theatre. Kiedy pytam o to, śmieje się. - Niczego nie żałuję. Coś musiałem wybrać. "Narnia" była projektem o ogromnym budżecie, a książę Kaspian to główna rola. Jestem przekonany, że jeśli moja filmowa kariera dobrze się potoczy, będę występował na scenie. Na razie nie zamierzam przepuścić żadnej okazji.

No cóż, podobne deklaracje składał Dorian Gray w powieści Oscara Wilde'a…

Maria Barcz

PANI 10/2010

Tekst pochodzi z magazynu

PANI
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy