Reklama

Nazywali ją "babą z krokodylem"

​W szkole zdecydowanie wyróżniała się na tle rówieśników. Delikatne rysy, piękny uśmiech, szczupła sylwetka - koledzy nie mogli oderwać od niej wzroku, a koleżanki zazdrośnie spoglądały w jej stronę. Dlatego Rebecca Gilling, późniejsza odtwórczyni głównej roli w serialu "Powrót do Edenu", postawiła wszystko na jedną kartę i ruszyła na podbój świata show-biznesu.

Urodziła się 3 listopada 1953 r. na przedmieściach Sydney. Jej matka była znaną działaczką feministyczną, a ojciec architektem. Los chciał, że któregoś dnia ktoś wypatrzył ją w pubie i zaangażował do udziału w reklamie szamponu. Była wysoka i bardzo ładna. Idealny materiał na modelkę. Okazało się również, że obiektyw ją kocha. Później wszystko potoczyło się w błyskawicznym tempie. Pojawiły się pierwsze małe role w filmach, potem coraz większe. W przerwach pracowała jako modelka i grała w kolejnych reklamach np. odtłuszczonego mleka. - Wiedziałam, że już nie ma odwrotu i to jest to, co chcę robić w życiu - wspominała Rebecca Gilling. W latach 80. w stacjach telewizyjnych królowały opery mydlane. Ich produkcję niemal zmonopolizowali Amerykanie, ale w pewnym momencie także Australijczycy zapragnęli mieć swą "Dynastię". I tak narodził się pomysł nakręcenia miniserialu "Powrót do Edenu" (w Polsce trzy 90-minutowe odcinki rozbito na sześć). Według niektórych, Australijczycy poszli nawet krok dalej niż Amerykanie, bo historia młodej dziewczyny, która odziedziczyła fortunę po ojcu, wyszła za mąż za mężczyznę chcącego zabrać jej pieniądze, który w tym celu rzucił ją krokodylom na pożarcie, biła na głowę najbardziej pokręcone perypetie rodziny Carringtonów. A to, co wydarzyło się potem, czyli uratowanie poranionej przez gada głównej bohaterki przez lekarza mieszkającego w buszu, jej spektakularna operacja plastyczna i powrót ze zmienionymi rysami twarzy, by odzyskać fortunę, wprawiało w osłupienie nawet odtwórców głównych ról.

Reklama

- W pewnym momencie aktorzy grający moje dzieci byli w tym samym wieku, co ja - mówiła ze śmiechem Rebecca. - Dlatego, wcielając się w Stephanie Harper, wyobrażałam sobie, że nie jestem sobą, tylko swoją matką. Widzom to jednak nie przeszkadzało. Gilling otrzymywała tysiące listów od fanów z całego świata. Ogromny sukces sprawił, że postanowiono kontynuować tę historię. W 1986 r., trzy lata po premierze miniserialu, do telewizji trafiła jego 22-odcinkowa kontynuacja. "Powrót do Edenu" był największym sukcesem aktorki, choć krytykom serial się nie spodobał. - Dostałam za niego tylko jedną nagrodę, przyznaną w Jugosławii, zresztą nawet nie miałam okazji, żeby ją odebrać - narzekała Rebecca. Mimo to serialowi aktorzy jeździli po wielu krajach i spotykali się z widzami, którzy ich uwielbiali. 8 marca 1986 r. główna bohaterka, w ramach promocyjnego tournée, odwiedziła także Polskę. Zanim Gilling dostała rolę w "Powrocie do Edenu", dzięki której zyskała złośliwy przydomek "baby z krokodylem", występowała w kilku innych australijskich operach mydlanych. Ten gatunek przyzwyczaił ją do niecodziennych wątków i spektakularnych zwrotów akcji. Występ w "The Young Doctors" (1979-81), jak sama przyznaje, nauczył ją najwięcej. - Zaczynałam jako pielęgniarka, a potem ktoś uznał, że powinnam robić coś innego. Więc z dnia na dzień stałam się psychologiem - wspominała ze śmiechem. Żegnała się z produkcją w dość niecodziennych okolicznościach. Jej bohaterka podczas nocy poślubnej została porażona prądem i zmarła.

Serial bez finału?

"Powrót do Edenu" zakończono w 1986r. Pojawił się wprawdzie pomysł nakręcenia kolejnych odcinków, ale ponoć zarzucono go, gdyż produkcja była bardzo droga (kosztowała 8 mln dolarów australijskich) i nie powtórzyła sukcesu miniserialu. Ostatni odcinek został zakończony tzw. cliffhangerem, czyli akcję zawieszono w najbardziej dramatycznym momencie. Wieść o tym, że widzowie nie dowiedzą się, jaki jest finał historii, spowodowała falę protestów na całym świecie. Pod presją zagranicznych widzów twórcy spotkali się ponownie, by dokręcić 4-minutowe zakończenie,w którym podomykano wszystkie wątki. Filmik został wyemitowany w Polsce w jednym z wydań "Teleexpressu". Co ciekawe, nigdy nie zobaczyli go Australijczycy. Co więcej, Polacy postanowili też sami nagrać swoje zakończenia historii. I to aż cztery! Można je było obejrzeć w "Pegazie", a w bohaterów wcielili się m.in. Barbara Wrzesińska,Tadeusz Ross, Janusz Rewińskii Bohdan Smoleń. Kariera odtwórczyni roli Stephanie Harper zaczęła przygasać po ostatnim klapsie serialu. Nie przyjmowała nowych ról czy też nie dostawała propozycji? Raczej to pierwsze. Z rozmów z Rebeccą Gilling można wyczytać między wierszami, że aktorstwo przestało ją interesować. - Przemysł filmowy jest bardzo skupiony na kulcie młodości - zdradziła w jednym z wywiadów. - Najpierw grasz główne bohaterki, a potem, z dnia na dzień, zaczynasz dostawać tylko propozycje wcielania się w ich matki.

Studia, dom i rodzina 

Rok po zakończeniu zdjęć Rebecca Gilling urodziła pierwszego syna Hamisha, a cztery lata później na świat przyszedł drugi, Billy. Mieszkała wtedy na farmie z poślubionym w 1985 r. mężem, Tonym Pringle’em. Chciała się skupić na wychowaniu dzieci. Zaczęła się przejmować tym, w jakim świecie przyjdzieim kiedyś żyć. Postanowiła pójść na studia i zaangażować się w działalność ekologiczną. Miała to we krwi, bo nie dość, że jej matka była aktywistką, to jej babcia - jedną z najbardziej znanych sufrażystek. Zaczęła żyć w zgodzie z naturą i uczyć ludzi, dlaczego jest to takie ważne. Udziela mało wywiadów. Dlaczego? Jak sama mówi, po zakończeniu serialu rozpoczęła nowe życie. Dom stał się dla niej najważniejszą rzeczą na świecie. Wprawdzie w latach 90. jeszcze przez jakiś czas pracowała jako prezenterka, ale już nie na taką skalę jak wcześniej. Praca nie mogła kolidować z rodziną. Po raz ostatni zrobiło się o niej głośno w 2012 r. z powodu ogłoszenia planów nakręcenia remake’u "Powrotu do Edenu". Niestety, pomysł ostatecznie porzucono. Może powróci jeszcze kiedyś, a zanim to nastąpi, z sentymentem możemy oglądać kolejne powtórki tego najsłynniejszego w historii australijskiego serialu. 

MICH

7/2016 Nostalgia

Nostalgia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy