Reklama

Australijskie miasto marzeń, którego ludzie nie chcą opuszczać

Bris Vegas, jak nazywają Brisbane Australijczycy, jest dla nich obecnie najbardziej pożądanym miejscem do życia. Nic w tym dziwnego. To miasto kosmopolityczne, świetnie prosperujące i zorganizowane. Mnóstwo tu teatrów, kin, sal koncertowych, galerii sztuki i muzeów. Parków może mu pozazdrościć niejedna metropolia na świecie. Do tego znawcy sztuki i koneserzy muzyki mogą przebierać w niezwykle bogatej ofercie wystaw i koncertów.

A i na scenie kulinarnej Brisbane radzi sobie wybornie. Jeśli dodać do tego subtropikalny klimat i bliskość dwóch zjawiskowych wybrzeży: Złotego i Słonecznego, to do Brisbane pozostaje się tylko przeprowadzić. 

Na początku, jak w całej Australii, mieszkali tu Aborygeni. Rejon ten zbadał po raz pierwszy w 1823 roku porucznik brytyjskiej marynarki John Oxley. Rok później, sir Thomas Brisbane, gubernator stanu Nowa Południowa Walia kazał przewieźć nad zatokę Moreton, niecałe 20 km na północ od centrum dzisiejszego Brisbane, najbardziej niezdyscyplinowanych skazańców z kolonii nad zatoką Botany, gdzie leży Sydney. Ze względu na trudności z pozyskiwaniem wody pitnej oraz wrogo nastawionymi tubylcami, kolonię przeniesiono nieco bardziej na południe, nad rzekę. 

Reklama

Miejsce okazało się tak dogodne, że udostępniono je osadnikom, a kolonię karną zlikwidowano. Stało się to w 1842 roku. Osada oraz rzeka otrzymały taką samą nazwę, na cześć gubernatora Brisbane’a.

Dobrym wprowadzeniem w klimat Brisbane jest wycieczka do dzielnicy South Bank. To właśnie tutaj, na południowym brzegu rzeki, znajduje się między innymi znakomita sztuczna plaża z panoramą na miasto. Choć cieszy się ogromną popularnością, to nie ona jest królową South Bank. Ten tytuł należy do fantastycznej galerii sztuki współczesnej zwanej GoMA (z ang. Gallery of Modern Art). 

Południowy brzeg Brisbane jest świetnie zagospodarowany. Pełno tu zielonych zakątków - na spacer, trening czy rower, ale też restauracji i kafejek, na biznesowy lunch czy romantyczną kolację. Można pójść do kina, posłuchać muzyki na żywo, nawet wziąć lekcję tańca na powietrzu. To idealne miejsce na relaks dla tych, którzy pracują w dzielnicy biznesowej, po drugiej stronie rzeki. 

Sama rzeka Brisbane, która meandruje przez środek miasta, stanowi zarówno jego chlubę jak i największe zagrożenie. W przeszłości zdarzały się już tutaj katastrofalne powodzie, ale obecnie rzeka Brisbane jest spokojna. Jej bulwary cieszą się powodzeniem wśród miłośników joggingu, zwłaszcza o poranku. 

Jeszcze przyjemniej jest w Roma Street Parklands. To największe na świecie subtropikalne ogrody założone w sercu miasta. Pięć minut spacerem od ogrodów leży centrum Brisbane. Tu architektura nowoczesna miesza się XIX-wieczną. Najlepszym przykładem jest okolica katolickiej katedry. Zanim powstał neogotycki kościół św. Szczepana od połowy XIX wieku w mieście istniała już kaplica pod tym samym wezwaniem. 

Kamienna budowla zachowała się do dzisiaj i stoi tuż obok katedry, wyglądając przy niej jak miniaturka. Kamień węgielny pod budowę katedry położono co prawda w 1863 r., ale ostateczny kształt budowla uzyskała w... 1989 r. Mieszkańcy Brisbane twierdzą, że właściwie nie mają potrzeby opuszczania swojego miasta. Kto by jednak chciał zobaczyć australijskie zwierzęta, powinien udać się do odległego o pół godziny jazdy rezerwatu koali (Lone Pine Koala Sanctuary). Położony na terenach nadrzecznych rajski ogród jest domem dla setek torbaczy: kangurów, wombatów, ale przede wszystkim dla ponad 130 misiów koala. Choć mieszkają tu też kolczatki, psy dingo czy papużki z gatunku lorysy górskiej, to właśnie z natury rozleniwione i przybierają- ce śmieszne pozy misie koala stanowią największą atrakcję wspaniałego parku. 

M&M OSIP-POKRYWKA

Świat & Ludzie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy