Reklama

Dardżyling. Królestwo najlepszej herbaty na świecie

Dardżyling daje wytchnienie. Orzeźwia herbatą z pobliskich upraw. Podobno najlepszą na świecie, na pewno z najpiękniej położonych plantacji – z widokiem na trzeci szczyt świata.

Kalkutę, jedno z największych miast świata, opuszczałem bez żalu. Trudno tęsknić za molochem, gdzie nie da się oddychać od upału i kurzu ani zebrać myśli w kakofonii klaksonów i pokrzykiwań. Tylko jedna noc w pociągu dzieliła mnie od stóp Himalajów.

Tak naprawdę czekała mnie jeszcze przygoda – karkołomna podróż zbiorową taksówką. Nie ma innego wyjścia odkąd jakieś osuwiska ziemskie przerwały połączenie kolejowe z Dardżylingiem.

Działa tylko krótki odcinek tuż przy celu podróży. Wpisana na listę UNESCO wąskotorówka wygląda jak nieco większy model kolejki PIKO, marzenie wszystkich chłopców od lat 3 do 100.

Reklama

Miłośnicy kolei z całego świata płacą małą fortunę (jak na tutejsze warunki), żeby przejechać się ciuchcią i dać osmalić gęstym dymem z komina lokomotywy. Przejażdżka pociągiem ciągnionym przez lokomotywę spalinową jest kilkanaście razy tańsza.

Ten pociąg nadal jest wykorzystywany przez miejscowych do dojazdów. Niestety także dla nich są zbudowane siedzenia jak dla dzieci. Stać na schodach, mimo małej prędkości, nie polecam. Niektóre domki czy drzewa skład mija dosłownie o centymetr.

Czuję się jak mały element jakiejś wielkiej makiety. Ten pociąg naprawdę jest jak zabawka. I wjeżdża do bajkowej krainy. Dwa tysiące metrów nad poziomem morza temperatura staje się znośna. Wieczorem czy o poranku nawet latem trzeba założyć cieplejszą bluzę.

Nic dziwnego, że Anglicy w czasie swego panowania założyli tu sanatorium pozwalające odpocząć od nadmorskich upałów. Niektóre domy były inspirowane budownictwem szwajcarskim, tak bliskim wyspiarzom. Dziś trudno porównywać miejscowy chaos z helwecką akuratnością. Ale widoki są jeszcze bardziej imponujące.

Jeśli chcemy obejrzeć jedną z największych atrakcji tej części świata, trzeba wstać przed świtem. Wschód słońca nad głównym łańcuchem Himalajów jest wart zarwanej nocy. Rekompensuje niewygody dojazdu do punktu widokowego na Wzgórzu Tygrysa (Tiger Hill). Kiedy docieram na miejsce, wydaje się, że połowa stanu przyjechała podziwiać spektakl natury.

Przede mną niemal 250 km siedmio- i ośmiotysięczników. Na pierwszym planie Kanczendzonga. Jeżeli mamy szczęście, to w Dardżylingu znajdziemy hotel z widokiem na tę górę. Gdzieś z tyłu jest Mount Everest. Z tej odległości nie wydaje się szczególnie wysoki. Dopiero niedawno jeden z pary jego pierwszych zdobywców został doceniony za ten wyczyn.

Nazwisko sir Edmunda Hillary’ego powtarza się na każdym kroku. Sukces nie byłby możliwy bez wsparcia nepalskiego Szerpy Norgaya Tenzinga. On został tu uhonorowany pomnikiem w Muzeum Himalaizmu. Samo muzeum nie jest wybitne. Za to pobliski ogród zoologiczny ma sporo okazów.

Jest czerwona panda, pantera czarna czy pantera szara (mglista). Jednak muszą one ustąpić pierwszeństwa tygrysowi bengalskiemu. W Bengalu Zachodnim to on jest królem zwierząt.

W świecie flory króluje herbata. Pola krzewów herbacianych pokrywają wzgórza jak okiem sięgnąć. Już niedługo, w marcu rozpoczną się pierwsze tegoroczne żniwa. Na zbocza wyjdą doświadczone pracownice. Zbieranie listków herbacianych to żmudna praca. No i trzeba pamiętać, że zrywamy tylko dwa, trzy listki z każdego krzaczka.

Znawcy twierdzą, że herbata z tzw. first flush (czasem takie opisy znajdziemy na opakowaniach), czyli wiosennego zbioru jest najbardziej aromatyczna i delikatna. Jest też najdroższa. Za opakowanie 100 g trzeba zapłacić nawet 50 złotych.

Zbiory odbywają się cztery razy w roku, aż do listopada. Mieszkańcy Dardżylingu twierdzą, że właśnie ich herbata jest najlepsza na świecie. Nie powtarzajcie tego w Chinach czy na Cejlonie. Ani w innych indyjskich rejonach herbacianych: Madras czy Assam. Pewne jest, że pola herbaciane Dardżylingu są położone najpiękniej...

Mieczysław Pawłowicz

Ile to kosztuje?

Ile to kosztuje: Najdroższy jest przelot do Indii. Bilet do Kalkuty to wydatek ok. 2500 zł.

Pociąg z Kalkuty pod Himalaje jedzie całą noc i kosztuje od 30 zł w zależności od klasy. Potem trzeba się jeszcze przesiąść w taksówkę zbiorową – od 10 zł.

Noclegi znajdziemy już od równowartości 20 złotych. Nieco drożej trzeba zapłacić za pokój z widokiem na Kanczendzongę.

Świat & Ludzie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy