Reklama

Niebezpieczna zabawa ma kilkaset lat. "Fajerwerki dla biedoty"

​Próbowaliście kiedyś chlusnąć rozżarzonym żelazem w powietrze tylko dla samego widoku? Nie. Bardzo dobrze, bo to niebezpieczne. Niektórzy jednak ponad bezpieczeństwo stawiają widowisko, a w mieście Nuanquan w Chinach festiwal "fajerwerków dla biedoty" zwany Dashuhua jest tradycją liczącą kilkaset lat.

Nuanquan to niewielkie miasto w północno-zachodniej prowincji Chin, Hebei, znane z pewnej niecodziennej tradycji, która wygląda równie efektownie co ryzykownie. 

Chińczycy jako pierwsi na świecie strzelali w niebo sztucznymi ogniami dla rozrywki, ale nigdy nie była to tania zabawa.

Aby zapewnić biedniejszej części społeczeństwo widowisko na poziomie tych serwowanych mieszkańcom Pekinu, lokalni kowale z miasteczka Nuanquan opracowali mniej kosztowną metodę. 

Wyrzucali w powietrze rozgrzane niemal do czerwoności żelazo w stanie płynnym, dzięki czemu tworzyli nad swoimi głowami wodospady z iskier.

Reklama

Jak nietrudno się domyślić, chlustanie płynnym żelazem, które potem spada na głowę, nie jest najbezpieczeniejszą czynnością, a wypadki zdarzają się dość często. Toteż mistrzowie ceremonii zwanej Dashuhua lub Da Shuhua (oryg. 打树花) zakładają ochronne kapelusze oraz kombinezony - w przeszłości robione z twardych włókien roślinnych i owczej skóry, dzisiaj coraz częściej szyte z nowocześniejszych materiałów. Kowale mają też na ciele liczne poparzenia. Dla nich jest to jednak powód dumy, który stanowi dowód ich odwagi.

Drewniana chochla, która nabiera się żelazo musi być zanurzona szybkim, płynnym ruchem na odpowiednią głębokość. Inaczej różnica temperatur pomiędzy zimnym narzędziem, a materiałem rozgrzanym do 1600 stopni w skali Celsjusza może doprowadzić do... eksplozji.

Nikt inny w Chinach nie robi podobnych rzeczy, toteż mieszkańcy Nuanquan szczycą się swoją unikatową tradycją i dbają o nią. Do dzisiaj zachował się zwyczaj przechowywania i przekazywania kawałków metalu kowalom, którzy następnie używają ich podczas ceremonii. 

Z czasem najlepsi z nich nauczyli się tworzyć iskrzące pióropusze także z innych materiałów, takich jak miedź czy aluminium, a nawet zmieniać kolory "fajerwerków" na zielone lub białe.  

W pewnym momencie tradycja straciła na popularności ze względu na brak młodych kowali, którzy chcieliby uczyć się niebezpiecznej sztuki ciskania płynnym żelazem. Na szczęście w ostatnich latach za sprawą internetu i turystów zwyczaj Dashuhua odżył i znów przyciąga tłumy.

Przeczytaj także:

W Chinach powstał Skytrain. Lewitujący pociąg maglev

Straż Pożarna: źle odpalane fajerwerki mogą urwać dłoń

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Chiny
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy