Reklama

Omotesandō: Tu życie kręci się wokół mody i relaksu

Luksusowy sklep BEAMS w Tokyo /materiały prasowe

Nie istnieje kraj z dłuższą niż japońska kulturą masowej konsumpcji luksusu. Lokalny rynek, choć otwarty na świat, musi rywalizować o uwagę klientów słynących z wysokich wymagań. Japończycy cenią sobie jakość, znają się na tym, co kupują, a potknięć w obsłudze i niedociągnięć w wykonaniu nie wybaczają. W międzynarodowej dzielnicy Omotesandō i prestiżowej Aoyamie tokijczycy spędzają wolny czas, wydając pieniądze.

Przeczytaj fragment książki "Tokyo Lifestyle Book" Aleksandry Janiec:

Masowa konsumpcja luksusu

Zielona aleja obrzeżona szpalerem brzostownicy japońskiej (Zelkova serrata) to tokijskie Pola Elizejskie. Wokół szerokiego pasażu wzniesiono świątynie zakupów zaprojektowane przez najważniejszych architektów świata. Adres w okolicy poprawia wizerunek i dla wielu Japończyków jest szczytem marzeń. Nic dziwnego, że swoje domy mają tu sławni i bogaci, w tym pisarz Haruki Murakami czy projektantka Rei Kawakubo. Obok Omotesandō mieści się Aoyama. W epoce Edo (1603-1868) mieszkali tu co ważniejsi obywatele, samuraje i ninja. Ich domy skupiały się wokół licznych obiektów religijnych. W okolicy najbardziej znana była buddyjska świątynia Zenkō-ji.

Reklama

Ważnym miejscem jest również cmentarz Aoyama, odpowiednik warszawskich Powązek. Na tej nekropolii od 1872 roku chowa się najbardziej zasłużone osobistości. Życie Omotesandō i Aoyamy kręci się jednak głównie wokół mody i relaksu. Liczne domy handlowe łączące japońskie i europejskie podejście do sprzedaży pojawiły się w Tokio w latach 60. XX wieku. Towary przeważnie pochodziły z importu. Kilka dekad później niektóre salony nie mogły już funkcjonować bez japońskiego klienta.

W latach 2004-2005 ponad 50 proc. produktów marki Louis Vuitton, 35 proc. Burberry i 25 proc. z logo Gucci zostało kupionych właśnie przez Japończyków. Jak to możliwe w kraju o powierzchni niewiele większej od Polski?

W 2015 roku Japonia była drugim po Belgii państwem o najbardziej jednolitym rozkładzie bogactwa. Najzamożniejsza część społeczeństwa posiadała jedynie 12 proc. dóbr (w Stanach Zjednoczonych - 40 proc.). Pensje w korporacjach są dość wyrównane, dodatki do wynagrodzenia należą do rzadkości. Większość japońskiego społeczeństwa należy do klasy średniej, a tę przez lata stać było na najlepsze produkty z prestiżową metką.

Ponadto wraz ze zmianą podejścia do życia rodzinnego pojawiło się nieznane dotąd zjawisko społeczne power couples, w którym oboje partnerzy poświęcają się karierze. Średnia pensja wynosi w przeliczeniu kilkanaście tysięcy złotych i wcale nie musi wystarczać na utrzymanie całej rodziny. Niewiele z tych osób zresztą jest zainteresowanych staraniami o dziecko. Może właśnie stąd wynikają bardzo dobre wyniki sprzedaży markowych produktów mimo podupadającej gospodarki?

Istotne wydaje się również to, że Japończycy lubią przynależeć do określonych grup i reprezentować konkretne style. Torby Gucciego są kojarzone jako dodatek szczególnie lubiany przez japońskie sekretarki. Piętnaście lat temu szacowano, że ponad 90 proc. Japonek ma w szafie torebkę Louis Vuitton. Japońskie domy i mieszkania są dużo mniejsze niż na Zachodzie. Z powodu licznych trzęsień ziemi nie przywiązuje się też tak dużej wagi do ich trwałości i wystroju. Ponieważ znajomi zazwyczaj są rozsiani po różnych częściach aglomeracji, czas spędza się raczej w mieście. To kolejny powód, dla którego tokijczycy inwestują głównie we własny wizerunek - w wygląd i garderobę.

Wielu zamożnych Japończyków uwielbia dotować japońską kulturę. Wspomagają artystów rozwijających tradycyjne umiejętności, doskonale znają się na alkoholach i rzemiośle. Dzieciom zapewniają dostęp do najlepszej edukacji i wiedzy na temat zarządzania i pomnażania pieniędzy. Istotną rolę odgrywają w tym kraju koneksje i rekomendacje, a nazwisko potrafi otworzyć drzwi, ale życie z oszczędności rodziców i niepodejmowanie pracy jest bardzo źle widziane. Bogaci wiedzą, że rodzimej gospodarce grozi stagnacja, której mogą zapobiegać dzięki inwestowaniu swoich środków i tworzeniu miejsc pracy. Podróżując, raczej nie opuszczają granic kraju. Stąd wygórowane ceny w hotelach - w niektórych luksusowych ośrodkach wypoczynkowych za noc trzeba zapłacić nawet 10 tysięcy złotych (ponad 290 tysięcy jenów).

Nie jest jednak tajemnicą, że w Japonii mało kto obnosi się z bogactwem. Po prostu nie wypada. W Tokio można więc mieszkać koło milionera i nawet o tym nie wiedzieć. Ubrania o podobnych krojach z daleka wyglądają tak samo - drogie czy tańsze. Po co więc stawiać na luksusowe? Otóż moda w Japonii traktowana jest trochę jak mecenat. Kupowanie ubrań przypomina kolekcjonowanie dzieł sztuki i wspieranie projektantów, z którymi wiąże się pewne nadzieje. Obecny rynek jest bardzo dojrzały. Klienci doskonale znają historię marek i ich kolekcje. Wymagają przy tym wysokich kompetencji sprzedawców i nienagannej obsługi. Instytucje konsumenckiego raju dostarczają więc niepowtarzalnych doznań wliczonych w cenę ubrań i dodatków wartych tysiące złotych.

Antymoda japońskim sposobem na modę

Fascynacja europejską estetyką nie oznacza bynajmniej, że Japonia jedynie przyjmowała wzorce z Zachodu. W istocie miała istotny udział w ich kształtowaniu. W latach 70. ubiegłego stulecia paryżanie kupowali kreacje w wystylizowanym na dżunglę butiku Kenzo i zamawiali zdekonstruowane sukienki u Isseya Miyakego. Z kolei Rei Kawakubo i Yōji Yamamoto całkowicie odmienili zachodnie podejście do mody. Znudzeni pustą konsumpcją, kupowaniem jako przepustką do wyższego statusu społecznego, w 1981 roku przedstawili swoje kolekcje na Paris Fashion Week, dając początek ruchowi antymody. Mroczne i niepokojące stroje rzuciły wyzwanie ówczesnemu podejściu do piękna à la Versace. Kreacje zwiastowały przemoc, przewroty polityczne i kryzysy gospodarcze czasów najnowszych.

Yōji Yamamoto

Samozwańczy krawiec wychował się jako syn samotnej matki, która utrzymywała swoją małą rodzinę, szyjąc sukienki w niewielkim sklepiku w Shinjuku. Jego ojciec zginął podczas wojny, co wpłynęło na całe życie projektanta. Yamamoto sam często to podkreśla w wywiadach, przyznając, że trudy tamtych czasów w pewien sposób stale mu towarzyszą. Patrząc na ciężką pracę matki, zrozumiał, że tworzenie ubrań nie jest łatwe. Na początku chciał wesprzeć rodzinny budżet jako prawnik. Matka powiedziała mu jednak, że najbardziej jej pomoże, kiedy skończy studia na Bunka School of Fashion. Podczas debiutanckiego pokazu zaprezentował estetykę nazywaną później Hiroshima chic - czarne ubrania kontrastowały z białym japońskim pudrem, którego użyto w makijażu modelek.

Charakter kolekcji nawiązywał do wyobrażenia zbliżającej się katastrofy. Same ubrania wydawały się niewykończone, miały dziury, ale przede wszystkim po prostu zapewniały wygodę, co w romantycznych latach 80. nie było wcale oczywiste. Jego surowy butik w Paryżu bardziej przypominał galerię sztuki niż sklep. Proste, zdobione dziurami ubrania początkowo wywoływały oburzenie klientów. Dziś Yōji Yamamoto oprócz marki tworzonej pod swoim nazwiskiem kieruje liniami Y’s i Y’s Men.

Rei Kawakubo

Rei wyjeżdżała do Paryża z zamiarem pokazania swojej definicji piękna, która okazała się jednocześnie atrakcyjna i inna od wizji pozostałych projektantów. Po studiach w zakresie literatury i sztuki przez jakiś czas zdobywała doświadczenie jako stylistka, pomagała także w dziale reklamy firmy tekstylnej. Estetykę swoich projektów nazywała estetyką biedy, dziennikarze z kolei ochrzcili dziewczyny noszące jej kreacje mianem czarnych kruków. Hole, jedna z wczesnych kolekcji Kawakubo, grała z koncepcją koronek, które w wydaniu projektantki przypominały robotę wygłodniałych moli.

Życie Rei wypełniały dążenie do prostoty i ciężka praca. Za cel obrała sobie stały rozwój - żadna z kolekcji nie przypomina poprzedniej. Bawi się konstrukcją, łączy różne elementy sztuki z krawiectwem. Gdy zakładała Comme des Garçons, chciała, aby kobiety noszące jej projekty były właśnie takie, jakie chcą być. Starała się też zacierać granice między kobiecością i męskością. Jej pierwsze perfumy pachniały papierosami, praniem i klejem. Kawakubo prawie nigdy nie udziela wywiadów, a jej butiki zmieniają lokalizację bez zapowiedzi. Od 1993 roku z Adrianem Joffe’em, mężem, a zarazem partnerem biznesowym, tworzy imperium, którego wartość szacuje się obecnie na 220 milionów dolarów.

Zmiana warty

Podobnie jak ekonomiści młode pokolenie japońskich projektantów zdaje sobie sprawę z wysokości poprzeczki postawionej przez międzynarodowe ikony antymody. Poza tym coraz częściej mówi się o większej potrzebie internacjonalizacji branży i otwarcia się na promowanie marek w świecie. W Europie nadal chętnie intelektualizujemy tutejsze projekty, których pochodzenie kojarzy nam się z awangardą japońskiej mody lat 80.

Przyjeżdżających do Japonii turystów, przyzwyczajonych do kolorowych pocztówek z Harajuku, dziwi jednak to, jak wygodnie ubierają się jej mieszkańcy na co dzień. Większość wybiera styl casual, który pozwala na swobodne wypełnianie obowiązków zawodowych i rodzinnych. Japończycy chętniej kupują jednak ubrania topowych marek, ponieważ ich trwałość pozwoli dłużej je nosić. Sieciówki dotarły do Japonii stosunkowo późno, bo zaledwie dekadę temu. Gwałtownie jednak pomnażały przychody, z każdym rokiem pochłaniając kawałki rynkowego tortu należące niegdyś do luksusowych marek.

Najważniejsza w tym obszarze jest oczywiście firma Uniqlo. Co dziesiąty produkt mody męskiej kupowany jest w oddziałach tej sieci. Japończycy łączą nie tylko różne idee, style, ale też ubrania. Coraz popularniejsze są serwisy internetowe sprzedające niebanalne torebki, buty i ubrania z drugiej ręki, które dowozi osobiście specjalista dopuszczający produkt do sprzedaży. Przyzwyczajenie do luksusu pozostaje, zmieniają się jedynie nawyki konsumentów.

Redefinicja czterech ścian

Mówiąc o japońskim stylu, nie można pominąć współczesnej architektury, która jest marką samą w sobie. Początkowo spełniała głównie funkcję dekoracyjną. Krytycy oceniali, czy coś jest piękne czy nie. W latach przedwojennych popularną praktyką było inspirowanie się Zachodem w projektowaniu budynków - zarówno publicznych, jak i mieszkalnych - przeznaczonych dla klas wyższych. Styl nazywał się teikan yōshiki i imitował klasycyzm wzbogacony elementami japońskimi.

Większość ludzi mieszkała wówczas nadal w tradycyjnie budowanych domach. Kolejne pokolenia architektów, już powojennych, szukały nowych form, aby odpowiedzieć na pytanie, czym jest według nich japońskość. W czasach postępującej urbanizacji zrodziła się potrzeba szybkiego i sprawnego budowania domów z materiałów trwalszych niż tradycyjne delikatne drewno. Po wydarzeniach w Hiroszimie chętnie sięgano po beton, reprezentujący nie tylko nowoczesne technologie budowlane, ale i nową erę w historii Japonii. Odbudowujący się kraj szybko zaadaptował myśl modernistyczną, a główną postacią ruchu był urodzony w 1913 roku Kenzō Tange.

Zafascynowany Michałem Aniołem i Le Corbusierem, łączył w swoich projektach elementy lokalnej i zachodniej tradycji, które teoretycznie sobie zaprzeczały. Podczas olimpiady w Tokio w 1964 roku Yoyogi National Gymnasium, obiekt sportowy jego projektu, oczarował świat, a Tange został celebrytą designu, który nie tylko tworzył nowatorskie budynki, lecz także popularyzował teoretyczną myśl architektoniczną. W tej dziedzinie kariera na taką skalę nigdy wcześniej się w Japonii nie zdarzyła. Po Tangem nadeszli architekci stawiający na rzeczywistość alternatywną.

Projekty Fumihiko Makiego czy Araty Isozakiego przypominały futurystyczne wizje rodem z filmów science fiction, a ich budynki - sprawne maszyny. W czasach prosperity lat 70. i 80. architekci agresywnie krytykowali modernizm. Teoretycy nazwali nurt powstały na bazie tej krytyki awangardą architektury. Charakteryzowało go projektowanie oscylujące wokół sztuki, piękna i estetyki. Nastroje gwałtownie zmieniły się po krachu na giełdzie. Projektanci zaczęli się martwić o pracę na terenie Japonii, wielu szukało zleceń za granicą.

Fundusze gwałtownie topniały, a branża nieruchomości przechodziła poważny kryzys. Zrozumiano wówczas, jak na odbiór architektury wpływają media, i uznano, że nowe projekty trzeba odtąd promować za ich pośrednictwem i tak zaskakiwać odbiorców. Ostatni ważny etap w historii japońskiej architektury rozpoczął się, kiedy twórcy uświadomili sobie, że za ich życia boom ekonomiczny na pewno się nie powtórzy. Nie mają nic do stracenia. Projektując, biorą pod uwagę zmiany klimatyczne i kataklizmy naturalne. Szanują przyrodę. Ich architektura jest delikatniejsza, sprzyja doświadczaniu rzeczywistości, koncentruje się na odczuciu. 

Przebywanie w budynkach młodych projektantów trochę przypomina podróż - nierzadko w nieznane. Architekci osiągają sukcesy często później niż inni designerzy. Przedstawiciele ostatniego pokolenia - Sou Fujimoto i Jun’ya Ishigami - są przed pięćdziesiątką i mają wiele do pokazania. Japoński design nie dąży już do przepychu, który znamy z tokijskich "Pól Elizejskich", lecz szuka związków z dziedzictwem japońskiej kultury w nowoczesnym wydaniu. I wygląda na to, że ten trend może się utrzymać dłużej.

Fragment książki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy