Reklama

Kościoły PRL-u. Wyglądają jak pozaziemskie budowle

W latach 1945 - 1989 powstało w Polsce ponad 3 tysiące kościołów. Wiele z nich to budowle niezwykle odległe od promowanego przez państwo komunistyczne topornego socrealizmu. Realizm socjalistyczny był dla partii narzędziem propagandy, krzewienia ideologii. Projektując kościoły, architekci mogli wreszcie puścić wodze fantazji i pokazać swój prawdziwy talent — tak powstały budowle, które przypominają czasem kosmiczne gmachy z filmów science fiction. Przykuwają wzrok i zachwycają.

Dwie równoległe drogi: rządowa i kościelna

Jednym z założeń Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej było wykreowanie nowego socjalistycznego człowieka. Miał to być wykształcony, niewierzący robotnik. Ateistyczne społeczeństwo było jednym z dążeń komunistów. To dlatego, gdy projektowano Nową Hutę, nie przewidziano w niej żadnego kościoła. 

Ideologia komunistyczna swoje a przekorny naród swoje. Wierzące społeczeństwo nie miało zamiaru pozwolić, by odebrano im miejsca modlitw i kultu. Własnym sumptem i pomysłowością zdobywali materiały i pieniądze na kościoły, które miały być wyrazem ich niewzruszonej wiary. 

Reklama

Dla architektów możliwość zaprojektowania kościoła była także nie lada gratką. Mogli wówczas odpocząć od siermiężnych, socrealistycznych osiedli, szkół, centrów kultury, projektowanych według ściśle określonych norm i często wyglądających jak przekalkowane z innego miasta. Kościoły dawały pole do rozwijania wyobraźni, testowania nowych rozwiązań i sposobów ich realizacji. Architekci tworzący w tej epoce za dnia pracowali dla państwa, "szyjąc mu identyczne, budowlane mundury" zaś po godzinach stawiali niepokorne kreski, tworząc kościoły, takie jak Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Kaliszu na osiedlu Adama Asnyka.

Czy to wyrzutnia latających talerzy? Czy to pałac królowej kosmosu? Nie, to kościół

Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Kaliszu to awangardowa, nowoczesna budowla, która bardziej przypomina czterdziestopięciometrową rzeźbę czy kosmodrom niż budynek użyteczności publicznej. Jego powstanie było możliwe dzięki odwilży politycznej po 1956 r. Co nie mniej ciekawe, odpowiedzialni za tak ciekawą bryłę byli dwaj młodziutcy architekci: Andrzej Fajans i Jerzy Kuźmienko (Fajans był wówczas jeszcze studentem).

Architekci, nazywając bryłę tej budowli, mówią o paraboloidzie hiperbolicznej i jednopowłokowej łupinie. Co ciekawe, choć wygląda na zakrzywioną, w rzeczywistości składa się z układu linii prostych.

Projekt sanktuarium wyglądał zachwycająco, jednak okazał się wyjątkowo problematyczny — podczas budowy trzeba było użyć bardzo cienkiej warstwy białego cementu (5-13 centymetrów). Tutaj w sukurs przyszedł Wacław Zalewski — pionier technik linowo-prętowych w konstrukcjach lekkich zadaszeń bez zastosowania podpór wewnętrznych. Dzięki niemu konstrukcja mogła zostać wykonana bez zagrożenia, że zawali się na głowy wiernych. Sanktuarium powstało dzięki parafianom, którzy własnymi siłami — bez fachowców i specjalistycznych maszyn, przez 19 lat wznosili swoją świątynię Trwało to tak długo, bo władze komunistyczne cofnęły pozwolenie na budowę. 

Podobnie stało się z krakowską Arką Pana, o której więcej dowiesz się z artykułu: Kraków: Wyjedź poza centrum

Co wspólnego ma Solidarność z architekturą?

Nie był to odosobniony przypadek, po czasach odwilży w drugiej połowie lat 50, kolejna dekada upłynęła pod znakiem prześladowania Kościoła, a przejawem tego było między innymi cofanie pozwoleń na budowy świątyń. Jednak towarzysze z partii robotniczej ponieśli na tym polu sromotną klęskę. Nadszedł bowiem rok 1980, powstała Solidarność, a polska architektura sakralna epoki PRL-u przeżywała prawdziwy rozkwit. Władze komunistyczne, aby łagodzić rewolucyjne nastroje w społeczeństwie, poczyniły pewne ustępstwa na rzecz Kościoła Katolickiego, a jednym z nich było wydawanie pozwoleń na budowę świątyń.

Zrobili wszystko, żeby ten kościół nie pasował do otoczenia

Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Kaliszu odróżnia się wyraźnie od otaczających je budynków. Jest jak z innej bajki. To nie przypadek, architekci często celowo projektowali kościoły, które nie pasowały do okolicznej zabudowy. Wojciech Jarząbek — czołowy polski przedstawiciel postmodernizmu — w książce “Architektura VII Dnia", wspomina projekt osiedla dla 23 tysięcy mieszkańców, nad którym pracował z pasją. Był ogromnie sfrustrowany po tym, jak zobaczył niechlujne wykonanie oraz fakt, że budynki pozbawiono wszystkich detali architektonicznych, które zaprojektował.

Architekt postanowił, że projektowany przez niego wraz z Wacławem Hryniewiczem i Janem Matkowskim kościół pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny Królowej Pokoju we Wrocławiu — Popowicach musi stanowić kontrast dla otaczających go PRL-owskich bloków. Właśnie ten projekt architekt stawia na pierwszym miejscu, pomimo wielu późniejszych, nagradzanych na całym świecie, prac. Dzięki niemu Wojciech Jarząbek mógł założyć własne studio i rozwijać dalej karierę.

Kościół to dwupoziomowa budowla, która składa się z nierównych, połączonych wieżą i przeszklonym łącznikiem, brył. Budynek wykonano z czerwonej cegły, która tak jak chcieli tego architekci, odcina się na tle szarości betonowych bloków.

Betoniarka z koła od roweru i beczki, tak powstawały kościoły PRL-u

Choć pozwolenia wydawano, to w latach 80. pojawił się inny problem — brak materiałów do budowy. Państwowe zakłady budowlane, co oczywiste, nie miały też zamiaru udostępniać swoich maszyn na kościelne potrzeby. Ludzie nie mieli więc wyjścia, własnymi siłami, z materiałów, do których mieli dostęp, budowali swoje święte miejsca. Tak między innymi zostały zrealizowane projekty Stanisława Niemczyka, który w książce “Architektura VII Dnia" wspomina, że wówczas, w każdym polskim gospodarstwie były betoniarki zrobione z beczki i koła od roweru, ludzie więc udostępniali je na potrzeby budowy kościoła. Od świtu do zmierzchu w wiadrach pracujący przy budowie ludzie nosili beton mozolnie wznosząc swoją świątynię.

Zobacz również: Kultowe szkolne gadżety. Też miałeś je w piórniku

Polski Gaudi i jego Namiot Spotkania

Stanisław Niemczyk nazywany polskim Gaudim zaprojektował pięć kościołów, które powstały w epoce PRL-u. Jednym z najciekawszych jest kościół Ducha Świętego w Tychach w dzielnicy Żwaków. Na pierwszy rzut oka widać inspirację namiotem, który w chrześcijaństwie odgrywał niemałą rolę. Zanim powstała Świątynia Jerozolimska starotestamentowi Izraelici modlili się w Namiocie Spotkania, tam też przechowywano Arkę Przymierza. Tabernaculum to po łacinie namiot i nie jest to nazwa przypadkowa. W teologii biblijnej namiot jest bowiem symbolem obecności Boga wśród swojego ludu.

Kościół w Tychach ma czterospadowy, blaszany dach, spod którego nie widać niemal ścian. Na szczycie dachu znajdują się cztery smukłe wieżyczki z ażurowymi krzyżami. Budynek powstał z połączenia drewna, cegły i kamienia. Architekt zaprojektował także wyposażenie, które znajduje się w rozległej hali stanowiącej wnętrze świątyni. Wnętrze kościoła zdobią polichromie Jerzego Nowosielskiego. To kolejny niebanalny projekt architektoniczny epoko PRL-u.

Brytyjskie media o polskich kościołach doby komunizmu

Kościoły, które powstały w Polsce w czasie komunizmu wzbudziły niemałe zdumienie u Clare Dowdy, która podzieliła się wiedzą o nich na łamach portalu BBC. Kobieta nazwała je “boskimi darami dla architektów" i “budowlami, które wyglądają jakby przybyły z kosmosu". Dla dziennikarki specjalizującej się w architekturze było nie lada odkryciem, że w kraju, gdzie panował komunizm — system stojący w opozycji do religii — powstało ponad 3 tysiące kościołów, a wiele z nich przyciąga wzrok i nie daje o sobie zapomnieć.

Zobacz również: Kryształy z PRL-u biją rekordy. Sprawdź, czy masz w domu skarb

Styl.pl
Dowiedz się więcej na temat: architektura | Polska Rzeczpospolita Ludowa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy