Reklama

Ostatnia stacja. Jaki los czeka dworce z PRL?

Dworzec kolejowy w Tarnowie-Mościcach, uznany właśnie za zabytek, to fenomen. I to nie wyłącznie architektoniczny. Budynek znajduje się na krótkiej liście PRL-owskich stacji, które udało się wpisać do rejestru zabytków, chroniąc je tym samym przed rozbiórką albo krzywdzącą modernizacją.

Można powiedzieć, że Tarnów-Mościce ma szczęście do ludzi.

Pierwszy raz szczęście objawiło się w momencie jego powstania - pracownicy pobliskich Zakładów Azotowych, w latach 70. ubiegłego wieku, zorganizowali zbiórkę pieniędzy, by postawić budynek, w którym będą mogli oczekiwać na transport w komfortowych warunkach. A oczekujących było niemało: w czasach świetności fabryki każdego dnia do Tarnowa zjeżdżało kilkanaście tysięcy robotników z różnych krańców Małopolski.

Drugi raz szczęście objawiło się przy wyborze architektów. Obiekt zaprojektowali Andrzej Stefański i Stanisław Wilkosz wraz z zespołem Biura Projektów Kolejowych, a za aranżację wnętrza odpowiadali Janusz Trzebiatowski i Maria Banaś, z krakowskiej Pracownik Sztuk Plastycznych. Mimo ograniczonych środków, udało im się stworzyć budynek nie tylko funkcjonalny, ale również piękny.

Reklama

Trzeci raz szczęście dało znać o sobie pod koniec lipca. Dzięki staraniom władz i mieszkańców miasta, dworzec Tarnów-Mościce kilka dni temu wpisano do rejestru zabytków. Radość jest tym większa, że zrobiono to w ostatniej chwili. Jeszcze kilka lat i prawdopodobnie nie byłoby czego wpisywać.

Tarnów-Mościce. Stacja-nowoczesność

 - To było coś pięknego: szkło, oświetlenie, kasetony - wspomina Marcin Pałach, dyrektor Tarnowskiego Centrum Informacji. Choć to wspomnienie dość odległe, bo z dzieciństwa, dodaje, iż dobrze pamięta, że na trasie Kraków-Tarnów ładniejszego dworca nie było.

Ów niezwykły obiekt przedstawiał się następująco: 228 metrów kwadratowych, jedna kondygnacja, antresola. Prostokątna bryła o wysuniętym zadaszeniu i szklanych ścianach, sprawiała wrażenie tak lekkiej, że mogłaby unieść się kilka centymetrów nad ziemię. We wnętrzu dworca mieściły się kasy, poczekalnie i punkty usługowe. W oczekiwaniu na pociąg można było siedzieć na drewnianych siedziskach o prostej formie, a gdyby ktoś na chwilę oderwał wzrok od zegarków, gazet i rozkładów jazdy i zadarł głowę, zobaczyłby przepiękny, wyłożony kasetonami sufit. Całość nie gorzej prezentowała się wieczorem. Rozświetlona blaskiem lamp, z oddali wyglądała jak geometryczny lampion.

Niektórzy mówią, że bryła zainspirowała Rema Koolhaasa do zaprojektowania fasady Kunsthalle w Rotterdamie. Niemal wszyscy, że otwarty w 1976 roku dworzec był jednym z najnowocześniejszych w Polsce.

Wizytówka się łuszczy

Dziś to piękno można podziwiać tylko przez szybę. Na teren dworca już nie wejdziemy - kilka lat temu budynek został wyłączony z użytku i zamknięty. Powód? Taki jak w wielu innych miejscach: mniejsza niż przed laty liczba podróżnych i brak pieniędzy.

Również, jak w wielu innych miejscach, nieczynny dworzec z czasem zaczął popadać w ruinę. Zachwycające w latach 70. elementy namakały, blakły, łuszczyły się, odpadały, wreszcie pokrywały warstwą kurzu, brudu i graffiti. Zarządca nie spieszył się z remontem (dziś jest to bodaj jedyny niewyremontowany dworzec na trasie Kraków-Tarnów), zamiast tego zaproponował miastu jego sprzedaż. Włodarze odmówili, tłumacząc, że skoro obiekt sfinansowano z pieniędzy mieszkańców, to jedyne na co dziś są gotowi, to przejęcie za darmo.

Zdawało się więc, że dworzec Tarnów-Mościce czeka niewesoły finał, który stał się udziałem już kilku innych, kolejowych perełek.Ten scenariusz może jednak odmienić niedawny wpis do rejestru zabytków.

Wpisu dokonano dość szybko - niewiele ponad pół roku po złożeniu wniosku. Jak czytamy w uzasadnieniu, wydanym przez Małopolskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w Krakowie: "Budynek dworca kolejowego w Tarnowie-Mościcach stanowi swoistą wizytówkę architektury użyteczności publicznej z okresu PRL, charakteryzującą się schematem formy i układu przestrzennego wynikających z funkcji obiektu. Dodatkową wartością artystyczną niniejszej budowli jest szczegółowo dopasowane wyposażenie pod względem estetyki i zastosowania materiałów. Pomimo, że jest dziełem powstałym w czasach ograniczonych normami budowlanymi oraz możliwościami technicznymi, prezentującym styl minionej epoki, mościcki dworzec nadal zachwyca unikatowością zastosowanych rozwiązań architektonicznych i estetycznych".

 - Wśród mieszkańców - radość - mówi Marcin Pałach. - Wielu z nich nie wyobraża sobie Mościć bez bryły dworca. Starsi pamiętają jego budowę, dla młodszych stanowi on nieodłączny element krajobrazu. Wszyscy są zżyci z tym miejscem.

Dyrektor dodaje, że w ostatnich latach pojawiło się już kilka koncepcji na wykorzystanie tego miejsca. Na tarnowskim dworcu najpierw miała powstać mediateka, później muzeum żużlu, a wreszcie galeria sztuki współczesnej, w której prezentowano by m.in. prace pochodzącego z Mościc Wilhelma Sasnala (jego instalacja z betonowych kręgów znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie obiektu).

 - Ten ostatni pomysł może częściowo uda się wcielić w życie. Jeśli dworzec zostanie wyremontowany i ponownie udostępniony podróżnym, obok kas, poczekalni i punktów usługowych, na antresoli mogłaby funkcjonować galeria. To doskonałe miejsce na wielkoformatowe prace - mówi Marcin Pałach.

Remont? Może w "nowej perspektywie"

Czy pomysł uda się wcielić w życie? Teraz piłka jest po stronie zarządcy obiektu, czyli PKP S.A. - to spółka musi zwrócić się do konserwatora z prośbą o zgodę na prowadzenie prac remontowych w zabytkowym obiekcie. Powinna podjąć takie kroki, bo o zabytkowy obiekt trzeba należycie dbać. Teraz powinno być to tym łatwiejsze, że wpis do rejestru otwiera drogę do pozyskiwania dotacji na remont obiektu.

Problem jednak w tym, że PKP zdaje się nie spieszyć z podjęciem prac. Spółka sprzeciwiała się wpisowi dworca do rejestru zabytków, a teraz mówi o remoncie w "kolejnej perspektywie inwestycyjnej", czyli po 2023 roku. Niby nieodległa przyszłość, ale tarnowianie woleliby przyspieszyć proces.

 - W 2023 Tarnów będzie współgospodarzem Igrzysk Europejskich, witający podróżnych zabytkowy, odnowiony dworzec, byłby świetną wizytówką miasta - mówi Pałach.

Dworzec-szczęściarz

- Cholerne szczęście - tak o tym, co spotkało dworzec Tarnów-Mościce mówi historyczka sztuki, Alicja Gzowska. - W jego przypadku po cichu przeprowadzono procedurę, której nie udało się zakończyć sukcesem w kilku większych miejscowościach. Zdecydowało pewnie nieco peryferyjne położenie i determinacja lokalnego środowiska artystycznego, które wywalczyło mu miejsce w historii architektury.

 - Zwykle kolejowe budynki z PRL czeka o wiele smutniejszy los: zarządcy przerzucają je sobie jak gorący kartofel, a podróżni często ich nie doceniają. Utylitarny charakter architektury sprawia, że często nie zauważamy jej artystycznych walorów - dodaje ekspertka.

A te są niebagatelne. Wzdłuż polskich linii kolejowych powstawały prawdziwe cacka, szczególnie w latach 60. Z uwagi na ograniczone budżety, projektujący je architekci sięgali po proste rozwiązania, takie jak: kamienne okładziny, mozaiki, przeszklenia, starannie dobierali też kolory i oświetlenie. W efekcie do użytku oddawano budynki nie tylko funkcjonalne, ale i piękne.

Po ’89 roku wiele z nich podzieliło los stacji w Mościcach - ograniczenie połączeń, coraz mniejsza ilość podróżnych i brak inwestycji sprawiły, że zaczęły podupadać. Najbardziej spektakularny jest przypadek dworca w Katowicach - perła brutalizmu, która ponad dziesięć lat temu została zrównana z ziemią. Zburzono również dworzec w Oświęcimu, by na jego miejsce postawić nowy obiekt. Jakiś czas temu przymierzano się również do rozbiórki Dworca Centralnego w Warszawie, ostatecznie w 2019 roku wpisanego ro rejestru zabytków.

O co tym architektom chodziło?

Również remonty, choć zdawałoby się pożądane, okazują się nie zawsze służyć dworcom.

- Mało który inwestor zadaje sobie pytanie: o co właściwie tym PRL-owskim architektom chodziło? Z dworców bezrefleksyjnie demontuje się więc wyposażenie, wartościowe artystycznie dekoracje likwiduje się lub przykrywa nowymi okładzinami, przeszklenia zamurowuje, a przestrzeń zaburza nośnikami reklamowymi - tłumaczy Alicja Gzowska. - Nawet kiedy chęci są dobre, efekty bywają rozczarowujące. Dla przykładu, w Oświecimu zabytkową mozaikę z wnętrza starego dworca, wmontowano w fasadę nowego budynku. Dobrze że ją uratowano, jednak w nowym miejscu, nie prezentuje się tak dobrze, jak w lokalizacji, do której została zaprojektowana.

Karol Trammer, twórca i redaktor naczelny czasopisma "Z biegiem szyn", autor książki "Ostre cięcie. Jak niszczono polską kolej" na sytuację dworców z PRL patrzy nieco bardziej optymistycznie. - Są i szczęśliwe przebudowy, jak w przypadku dworców Leszno i Brzesko Okocim, które dostosowały te obiekty do współczesnych standardów, czyniąc z nich mniej energochłonne obiekty - mówi. Przyznaje jednak, że sporym problemem jest standaryzacja.- Część ciekawych, PRL-owskich dworców zastępowana jest tzw. Innowacyjnymi Dworcami Systemowymi, modułowymi, powtarzalnymi, pozbawionymi indywidualnego charakteru, a czasem także zbyt małych jak na liczbę pasażerów korzystających z danej stacji. Tak stało się m.in. w Czeremsze, Nidzicy czy Nasielsku.

Trammer dodaje, że dworce, powstałe w poprzednim ustroju, są szczególnie narażone na tego rodzaju zabiegi. - Dworzec z przełomu XIX i XX wieku, czy z dwudziestolecia międzywojennego, kolejowym decydentom trudniej zastąpić nową bryłą, jego kształt od razu kojarzy się z czymś wartościowym, zabytkowym. W przypadku dworca z PRL, tego szacunku dla historii często nie ma - tłumaczy.

Ratować dworzec, ratować wspomnienia

Takich przykładów będzie pewnie przybywać, bo PKP z dumą mówi o realizowanym od 2016 roku i mającym potrwać do 2023 projekcie #zmieniamydworce, w ramach którego budowanych lub modernizowanych jest 200 obiektów. Dobrze, że idziemy z duchem czasu, oby tylko w tym przemarszu nie "zadeptać" wartościowych realizacji.

Gzowska, proszona o wskazanie kilku obiektów, które należałoby otoczyć szczególną opieką, długo się zastanawia. Nie dlatego, że nic nie przychodzi jej do głowy. Wręcz przeciwnie: miejsc jest tak wiele, że nie wiadomo od którego zacząć. - Stary dworzec w Poznaniu - wciąż do uratowania, Olsztyn - szczęśliwie otoczony opieką lokalnych aktywistów, Częstochowa - to, co prawda postmodernizm, ale też wart uwagi, Grudziądz - wpisany na listę zabytków, szczęśliwie uniknął rozbiórki, ale wciąż wymaga remontu - wylicza. Karol Trammer od siebie dodaje zaś: - Radziechowy Wieprz, Piasek czy Sosnowiec Porąbka - dworce wybudowane według typowego, lecz ciekawego projektu Karola Fojcika dla katowickiej dyrekcji okręgowej PKP. Część tych dworców, na przykład na przystanku Czerwionka Dębieńsko, została już wyburzona.

Te miejsca warto otoczyć opieką nie tylko ze względu na ich wkład w historię architektury. - Lokalny dworzec to dla wielu osób element tożsamości. Miejsce, z którego wyjeżdża się w świat i które jako pierwsze widzi się, wracając do domu. Takim punktom w przestrzeni należy się coś więcej niż standardowe rozwiązania - podsumowuje Gzowska.

Czytaj również:

Tak się buduje nowe mieszkania w Polsce. Absurdalne projekty za miliony 

W Polskiej wsi powstał niezwykły budynek. Co się w nim kryje?

Harcerze kontra żywioł. Co się wydarzyło w podkrakowskich obozach?

Patoplace zabaw to zmora. Takich miejsc jest coraz więcej

   

Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy