Reklama
SHOW - magazyn o gwiazdach

Orzeł z Gacek

Nie polubił Paryża. Najlepiej czuł się w... Gackach. Stroił się od dziecka. Dziś jego T-shirty z orłem robią furorę!

Choć figuruje na liście znanych kielczan, wszystko zaczęło się dla niego w Gackach, maleńkiej miejscowości położonej w Nadnidziańskim Parku Krajobrazowym. To tam Robert spędził pierwsze lata życia. Malowniczo położona osada robotnicza oferowała wiele atrakcji dla kilkulatka. Mama była kierownikiem domu kultury, a tata prowadził orkiestrę dętą przy miejscowej fabryce gipsu. Ćwiczył z muzykami-amatorami, stworzył wiele zespołów muzycznych. "Ja i moja starsza o trzy lata siostra Małgosia obserwowaliśmy próby, czasami musieliśmy grać na tych instrumentach, choć tego nie lubiłem", mówi SHOW Robert.

Reklama

Mama Teresa wprowadziła go w świat szkolnych teatrzyków, kółka plastycznego. Ale mały Robert miał też inne hobby. "Jeździłem na rowerku nad rzekę Nidę. Sam, bez opieki. Chodziliśmy z kolegami po drzewach, bawiliśmy się w podchody. Kiedyś spadłem z wierzby i złamałem rękę", wspomina projektant.

Sielankę dzieciństwa zakłócały stosunki panujące w domu. Robert przyznaje, że nie potrafił porozumieć się ze swoim ojcem. "Po latach zrozumiałem jednak, że te trudne relacje bardzo mnie wzmocniły", wyznaje. Kiedy przyszły projektant miał dziesięć lat, rodzice zadecydowali o przeprowadzce do Kielc. Dla chłopca przyzwyczajonego do biegania po sadach i łąkach nie było to łatwe - nowe otoczenie go onieśmielało. Ale znalazł na to sposób.

"Chociaż byłem chłopakiem z prowincji, zawsze dobrze wyglądałem. Pierwszego dnia w nowej szkole wystylizowałem się tak, że nie mogłem pozostać niezauważony. Już wtedy miałem dobrą rękę do ubrań", mówi. Szybko też wykorzystał możliwości, jakie daje życie w dużym mieście. "Zapisałem się na siatkówkę, koszykówkę, judo, lekkoatletykę. Postanowiłem dać sobie rok, aby sprawdzić, czy któraś z tych dziedzin spełni moje oczekiwania", wspomina. Spełnił je... taniec.

Robert zaczął go ćwiczyć, gdy był w szóstej klasie szkoły podstawowej. "Wciąż pamiętam salę treningową, na której siedziałem w przemoczonych kozakach. Wreszcie któryś z trenerów poprosił mnie, abym spróbował zatańczyć", wspomina. Spróbował i... "Wiedziałem, że to jest właśnie to, czego szukałem. Chwilę później rzuciłem pozostałe zajęcia". Opłaciło się: wkrótce zaczął odnosić znaczące sukcesy w tańcu. W ósmej klasie został mistrzem Polski. Po skończeniu podstawówki zdał egzaminy do liceum plastycznego w Kielcach. "Poszedłem do »plastyka« z nadzieją, że tam spotkam ludzi, z którymi znajdę wspólny język. Okazało się, że nigdy wcześniej ani później nie spotkałem się z taką nietolerancją. Przeszkadzało im, że tańczę, inaczej wyglądam, osiągam dobre wyniki. Pisano wyzwiska na moich pracach, ławce. Walczyć z tą sytuacją było trudno, tym bardziej, że nauczyciele w ogóle nie reagowali", opowiada.

Po maturze zdał na studia, bo chciał uniknąć wojska. Wybrał pedagogikę. Ale wtedy na dobre wciągnął go taniec. Jako mistrz Polski w tańcu towarzyskim został zaproszony do grupy tanecznej Akant Radom. Dużo wyjeżdżali, występowali na prestiżowych turniejach. "Nasza grupa zaczęła być znana. Po raz pierwszy formacja z kraju komunistycznego przebiła się na Zachodzie", mówi Robert z entuzjazmem. Zachęcony sukcesami założył własną szkołę tańca Step by Step. "Moi podopieczni, w tym m.in. Edyta Herbuś, szybko zaczęli zdobywać tytuły. Jak zwykle to nie mogło się spodobać ludziom w Kielcach. Nie wiem, skąd brała się taka niechęć do tego, co robię", mówi.

Młody trener szybko zdał sobie sprawę, że Kielce robią się dla niego za małe. Tym bardziej, że jego uczniowie zaczęli wyjeżdżać do większych miast. "Czułem, że nie mam siły budować tego od samego początku. Miałem trzydzieści dwa lata, pierwsze własne mieszkanie, które trochę stało się złotą klatką. Bałem się, że powstrzymuje mnie jego komfort. Postanowiłem znowu zmienić swoje życie. W ciągu miesiąca sprzedałem apartament i wyjechałem do Londynu na kurs stylizacji włosów do szkoły Tony&Guy". Kurs trwał 15 dni, bo tylko na tyle było stać Roberta, ale otworzył mu nowe możliwości.

Po powrocie do Polski przyszły projektant zadebiutował w Warszawie jako stylista fryzur. "Miałem szczęście, bo zaczynałem w wakacje, dlatego zrobiłem większość okładek i sesji", mówi. 

Zrobił błyskotliwą karierę. Pracował w Polsce i za granicą. Z Marcinem Tyszką przygotowywał sesje dla "Vogue’a", "Vanity Fair", "L’Officiel". Czesał artystów słynnych paryskich oper Garnier i Bastille. Francuzi chcieli go u siebie zatrzymać, ale on nie polubił atmosfery Paryża. Czuł, że znów czeka go zmiana. Spróbował swoich sił w roli modela na pokazie Tomasza Ossolińskiego i świat mody pochłonął go na dobre. W 2011 roku pokazał swoją pierwszą kolekcję Heroes. Po pokazie wyprzedała się prawie w całości, a Robert odnalazł swoje miejsce w życiu.

Oskar Maya

SHOW 11/2013


Show
Dowiedz się więcej na temat: Robert Kupisz | moda | polscy projektanci
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy