Reklama
SHOW - magazyn o gwiazdach

Sebastian Karpiel-Bułecka: Lubię uciec od chaosu

Obiekt westchnień wielu Polek, lider jednego z najpopularniejszych zespołów. Nam zdradza, gdzie spędza wolne chwile, komu się zwierza i jak wyswatał przyjaciela.

Na rozmowę umówiliśmy się w wytwórni Kayax, gdzie Sebastian dopina ostatnie sprawy związane z wydaniem nowej płyty Zakopowera. Menedżer artysty prosi mnie, by nie męczyć Sebastiana pytaniami o miłość i o Alicję Bachledę-Curuś... Obiecuję, że spróbuję się powstrzymać. Szybko okazuje się, że wokalista ma jeszcze inne tajemnice, którymi chętniej dzieli się z rozmówcami.

Raczej nie spotkamy cię snującego się godzinami po galeriach handlowych w poszukiwaniu prezentów...

Sebastian Karpiel-Bułecka: - Prezenty kupuję szybko. Wszystko staram się załatwić jednego dnia, sam celuję w gusta i marzenia najbliższych. Nie lubię tego, że tuż po Wszystkich Świętych w supermarketach stawia się choinki i zaczynają biegać różne mikołaje. To dla mnie za wcześnie. Przejęliśmy ten zwyczaj ze Stanów. Tam wszystko zaczyna się jeszcze wcześniej i ma jeszcze bardziej szalony wymiar.

Reklama

Często odwiedzasz Stany. W jakim mieście najbardziej ci się podoba?

- Szczerze mówiąc, to w ostatnich latach byłem częściej w Chinach niż w Stanach. Ale gdybym miał wybrać jakieś miasto w Ameryce, byłby to chyba Nowy Jork. Tam najwięcej się dzieje: muzycznie, artystycznie.

Floryda cię nie zachwyciła?

- Raz jeden spędziłem tam święta. I powiem ci, że wśród tych palm bardzo brakowało mi atmosfery polskich świąt. Byłem z dala od rodziny i choć z przyjaciółmi, to bardzo tęskniłem za Polską. No i za moim domem w Kościelisku, który otoczony jest lasem i górami.

Kiedy ostatnio byłeś w Tatrach?

- Całkiem niedawno poszedłem do Morskiego Oka (Sebastian pokazuje kilka zdjęć z widokiem na Mnicha w swoim telefonie). Jesień w Tatrach jest piękna. Zobacz, jakie niesamowite kolory. Zimą, kiedy tylko znajdę czas, wskakuję na narty. Uprawiam narciarstwo skiturowe. Podejście, zjazd, przepięcie... Trzeba mieć do tego specjalne buty i narty z wiązaniami, pod które podkleja się tzw. fokę umożliwiającą podchodzenie pod górę na ośnieżony stok.

Zjeżdżasz bez wyciągów, bez tras, w puchu... To chyba dość niebezpieczny sport. Masz partnera do tych szalonych wyczynów?

- Czasem robię to sam, czasem w towarzystwie. Frajda zawsze jest niesamowita. Bardzo potrzebuję kontaktu z naturą. W takich sytuacjach w głowie się układa, myśli się uspokajają.

"Jestem uzależniony od zmian", wyznałeś w "Twoim STYLU". Żyjesz na walizkach, dużo koncertujesz. Gdzie właściwie jest twój dom?

- W kilku miejscach. Nawet Warszawa pomału staje mi się bliska. Trochę już oswoiłem to miasto. Mam już tu przyjaciół i kilka ulubionych miejsc. Ostatnio dużo z zespołem podróżowałem po całym świecie: Indie, Chiny, Stany. Ale chyba faktycznie najlepiej czuję się tam, gdzie się urodziłem. W Kościelisku najlepiej potrafię się wyciszyć, nabrać sił, uciec od tego całego chaosu.

Czyli święta spędzisz w górach...

- Myślę, że mi się to nie uda, ale na pewno postaram się odwiedzić najbliższych.

Wiem, że jesteś bardzo zżyty ze swoim siostrzeńcem. Ważną dla ciebie osobą jest też Jan Karpiel-Bułecka. Choć jesteście braćmi, wiele was różni. On gaduła, ty raczej introwertyk.

- Jan to mój starszy przyrodni brat - jesteśmy z jednego ojca. Jan był zawsze dla mnie wzorem do naśladowania. Gdyby nie on, to nie wiem, czy grałbym na skrzypcach. Jan też jest z wykształcenia architektem i to dzięki niemu wybrałem ten kierunek studiów w Krakowie.

Nadal jest twoim przewodnikiem?

- (śmiech) Na pewno miał duży wpływ na moje życiowe wybory. Dziś idę własną drogą. Wracając do tego, że ja podobno gadułą nie jestem - to zależy. Czasem, jeśli mam "melodię", potrafię sporo mówić.

Właśnie... W Zakopanem mówisz góralską gwarą. W Warszawie podręcznikową polszczyzną. Nie masz z tego powodu rozdwojenia jaźni?

- Nie, moja mama już w dzieciństwie dbała o to, bym mówił czysto po polsku. Gwara też przychodzi mi naturalnie. Potrafię się automatycznie przełączyć i rozmawiać w ten sposób na przykład z cieślami, którzy budowali mój dom w Kościelisku. Tak po prostu łatwiej się dogadać. Teraz, kiedy rozmawiamy, też pewnie słychać, że mam inny akcent. W naturalny sposób akcentuję pierwszą sylabę, a nie drugą od końca.

Chciałbyś, by twoje dzieci mówiły gwarą?

- Koniecznie. To jest tradycja, ważna sprawa.

Czy właśnie tego życzyć ci na Nowy Rok?

- Proszę, to bardzo dobre życzenia.

Z Zakopowerem wydaliście właśnie płytę "Kolędowo". I znów wracasz do klimatów podhalańskich.

- Z kolędami jest tak, że nie można za bardzo przy nich kombinować. Ludzie są przyzwyczajeni do tych dźwięków od dzieciństwa. Dlatego gramy je w sposób tradycyjny. Chciałem, żeby płyta była nieskomplikowana i bez sztucznego parcia na nowatorstwo.

Sam jeszcze kolędujesz?

- Oczywiście, że tak. Święta między innymi są po to, żeby śpiewać. Na Podhalu ważna wśród kawalerów jest tradycja chodzenia do domów panien w noc wigilijną. To są tak zwane podłazy. W ten sposób wyswataliśmy jednego z naszych kolegów z Zakopowera.

Jak właściwie wyglądają podłazy?

- Zaraz po pasterce zbierają się chłopaki i umawiają się, do których domów będą chodzić. Ustalają kolejność. Jednemu podoba się taka dziewczyna, innemu inna. Jest przy tym dużo zamieszania. Rodzice dziewczyn częstują przybyłych wigilijnymi potrawami, pije się, śpiewa, rozmawia. I tak do rana.

A ty w tym roku idziesz do jakiegoś domu?

- Nie (śmiech). Ja w tym roku będę odpoczywał.

Sam?

- (Sebastian taktownie milczy, przyp. red)

Iwona Zgliczyńska

SHOW 25/2013


Tu znajdziesz specjalny e-book świąteczny, a w nim wiele przydatnych rad jak sprawić, by święta były radosne i... spokojne

Show
Dowiedz się więcej na temat: Sebastian Karpiel-Bułecka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy