Reklama

Selfie w lustrzanym „labiryncie”? W tym miejscu Krakowa to możliwe

Lustrzany labirynt pełen aparatów, skarb z Limanowej i XIX-wieczne portrety. Muzealnicy przygotowujący wystawę „Co robi zdjęcie?” stanęli przed nie lada wyzwaniem. Ostatecznie, z liczącej 90 tys. obiektów kolekcji wybrali 1000, które widzowie mogą oglądać w dawnej Zbrojowni w Krakowie. To właśnie tu mieści się główna siedziba Muzeum Fotografii – jedynej w Polsce instytucji muzealnej poświęconej w całości fotograficznemu medium.

Dawne koszary zamienili w nowoczesne muzeum

To jedyna taka wystawa w Polsce i jedna z nielicznych w Europie. "Co robi zdjęcie?" - takie pytanie postawili widzom muzealnicy, którzy przygotowali ekspozycję we wnętrzach dawnej Zbrojowni. W odpowiedzi mają pomóc prezentowane w jej wnętrzach zdjęcia amatorskie i te pochodzące z rodzinnych albumów, fotografie artystyczne czy pokaźna kolekcja aparatów prezentowana w lustrzanym "labiryncie".

Zbrojownia będąca siedzibą Muzeum Fotografii (MuFo) znajduje się przy ul. Rakowickiej 22 w Krakowie. Dawniej mieściły się w niej warsztaty artyleryjskie będące częścią Twierdzy Kraków. W 2016 roku miasto - organizator kulturalnej instytucji, kupiło obiekt wraz z otaczającą go działką od Agencji Mienia Wojskowego. Budynek przeszedł gruntowny remont i tak oto po latach możemy wejść do głównej siedziby MuFo, gdzie historia spotkała się z nowoczesnością.

Reklama

Zobacz również: Strategie przetrwania. Olga Tokarczuk opowiada w Krakowie o swojej nowej powieści

"Co robi zdjęcie?" - wisienka na torcie?

Muzeum oficjalnie udostępniło stałą wystawę zwiedzającym podczas tegorocznej Nocy Muzeów.- Jej otwarcie to wisienka na torcie - mówił wówczas Marek Świca, dyrektor MuFo.

Ostatnie lata działalności instytucji upłynęły organizacyjnej gimnastyce ze względu na prowadzenie dużych inwestycji. Pierwsza siedziba przy ul. Józefitów 16 przeszła gruntowną modernizację, a na czas prac muzeum przeniosło się do budynku Strzelnicy na Woli Justowskiej. I tak remonty przeplatały się z otwieraniem nowych wystaw. Obecnie MuFo działa w trzech lokalizacjach Krakowa.

Ale wróćmy do samej wystawy. Muzealnicy mieli twardy orzech do zgryzienia. Bo jak z 90 tys. zdjęć i innych eksponatów wybrać 1000, które zmieści się na wystawie? I dlaczego mają to być właśnie te obiekty? W końcu opowieść o tym, jak fotografia towarzyszy człowiekowi i jak go zmienia to dość obszerny temat.

- Byłem oszołomiony bogactwem tej kolekcji - nie ukrywa Dominik Kuryłek, kurator wystawy "Co robi zdjęcie?". - Przygotowywanie tej wystawy było sztuką wyboru. Najbardziej zależało nam na tym, aby pokazywać oryginały. Uważamy, że to ważne szczególnie teraz, gdy w kulturze "wirują" obrazy, które oglądamy na ekranach komputera czy smartfona i nie zastanawiamy się, w jaki sposób powstają. A my wracamy do czasów narodzin fotografii.  Chcemy zachęcić odwiedzających do tego, by zastanowili się jak powstaje zdjęcie i dlaczego się je robi.

Zobacz również: Co jest nie tak w zdjęciach selfie?

Zwiedzanie jak w Google Street View

Chociaż MuFo to jedyna w Polsce muzealna instytucja poświęcona w całości medium fotograficznemu, to główna wystawa nie jest opowieścią o jej historii. Jej zamysłem jest raczej dawanie wskazówek, jak poruszać się po współczesnym świecie przesyconym obrazami. A te wskazówki znajdą tu nie tylko koneserzy fotografii. I tak, swoją podróż zaczynamy w XIX wieku przy portretach rodzinnych, a kończymy w świecie hologramów, sztucznej inteligencji i Google Street View.

Zobacz również: Dziewczyny mówią: koniec z pompą. Teraz budujemy dla ludzi

Został odkryty przypadkiem. Skarb z Limanowej

Ważnym punktem są zdjęcia Walerego Rzewuskiego, który patronuje krakowskiemu muzeum, fotografie Jana Bułhaka reprezentujące początki fotografii artystycznej w Polsce czy obrazy uchwycone przez farmaceutkę Klementynę Zubrzycką-Bączkowską.

Zbiór jej fotografii pochodzących z początku XX wieku określa się mianem "skarbu z Limanowej". Nie bez powodu - w 2008 roku pracownicy muzeum odkryli w domu Krystyny Bączkowskiej kolekcję negatywów, które były dziełem jej matki Klementyny. Były przechowywane w  starym kufrze rodziny Zubrzyckich-Bączkowskich. Dzięki temu światło dzienne ujrzały fotografie przedstawiające rodzinę Zubrzyckich i Limanową na moment przed wybuchem I wojny światowej.

Co łączy fotografię z ziemniakiem?

Proces kolodionowy, dagerotypia, ambrotypia, ferotypia. W dawnej Zbrojowni ta wyliczanka jest opatrzona odpowiednio dobranymi przykładami. - Zależy nam na tym, aby widzowie sami doświadczyli tego, na czym polegały poszczególne technologie związane z fotografią - przyznaje Dominik Kuryłek.

Chemikalia wykorzystywane do zdjęć to jeden z ważniejszych wątków wystawy. Jeden z nich dotyczy nawet związków fotografii z ... ziemniakiem. Kiedyś barwioną skrobię ziemniaczaną wykorzystywano przy wykonaniu autochromów - wówczas mikroskopijnej wielkości ziarenka nakładano na szklane płytki, pokrywano światłoczułą emulsją i naświetlano. Dzięki tej technice możliwe było uzyskanie kolorowego obrazu.

- Autochromy były wykonywane przy użyciu skrobi ziemniaczanej. Przy odpowiednim zmieleniu i wymieszaniu otrzymywano niewielkie drobinki, które po zastosowaniu odpowiednich środków chemicznych stawały się wrażliwe na światło - wyjaśnia Kuryłek.

Zobacz również: Ten zwyczaj jednych bawi, innych szokuje. "Wirujące obrazy", czyli pokłon feretronów

Muzeum fotogeniczne

Jednym z ostatnich punktów wystawy jest przestrzeń przypominająca lustrzany labirynt. To tu, w jednym miejscu, prezentowanych jest ponad 300 aparatów z kolekcji MuFo. To zdecydowanie jedna z najbardziej fotogenicznych przestrzeni tej placówki. W ostatnich latach mówi się nawet o muzeach insta-friendly - taką z pewnością może stać się właśnie ten lustrzany labirynt. Zwiedzający zapewne chętnie będą robili sobie w tym miejscu popularne selfie. Może kiedyś ta przestrzeń wystawy zyska w Krakowie taką popularność jak instalacja "Między" artysty Stanisława Dróżdża, prezentowana w krakowskim Muzeum Sztuki Współczesnej MOCAK? Kto wie.

- Dlaczego w części "Przyszłość" pokazujemy stare aparaty atelierowe i skrzynkowe? W końcu każdy aparat był kiedyś jak iPhone. Był technologią przyszłości, czymś niesamowitym. Tu pokazujemy dawne wyobrażenia o tym, co fotografia może robić. Bo mechanizm funkcjonowania aparatu fotograficznego się nie zmieni - dodaje Kuryłek.

Ostatnia część wystawy to również "eseje wizualne" - materiały o wspomnianych Google Street View i sztucznej inteligencji, która sama generuje fotografie.

- Ten algorytm, który jest coraz bardziej powszechny i wykorzystywany w różnych dziedzinach - fotografii czy tworzeniu gier komputerowych. Fotografie generowane przez algorytm mogą być wykorzystywane przez przemysł modowy, więc modelki i modele powinni zacząć się zastanawiać, czy w przyszłości będą mieli w ogóle pracę - wyjaśnia Dominik Kuryłek.

Wystawa, która współgra z wnętrzami

Wystawa "Co robi zdjęcie?" musiała współgrać z wnętrzami dawnej Zbrojowni i jednocześnie nawiązywać do dawnych technik fotograficznych. Dlatego też architekci odpowiedzialni za jej kształt sięgnęli po materiały i rozwiązania inne niż te stosowane tradycyjnie w muzeach sztuki.

Kształt gablot nawiązuje do wyposażenia laboratoriów, instalacje wykorzystują różne źródła światła, a interaktywne elementy są mechaniczne. Efekt udało się uzyskać dzięki wykorzystaniu blachy, tkanin i przezroczystych tworzyw.

- Z jednej strony ogrom materiałów, z drugiej - delikatność papieru i materiałów światłoczułych. A wystawianie oryginalnych obiektów, które są wrażliwe na światło to ogromne wyzwanie. Dlatego pracując nad aranżacją wystawy, wykonaliśmy całą masę prototypów, rozmawialiśmy ze specjalistami z różnych dziedzin. Efekt? Stworzyliśmy wystawę, w której obiekty chronimy, ale ich całkowicie nie chowamy - przyznaje architektka Aleksandra Gryc z pracowni JAZ+Architekci.

Niewidzialne uczynić widzialnym

Co ważne, wystawę mogą "zobaczyć" również osoby niewidome. - Stanęliśmy również przed zadaniem, jakim jest "pokazanie" zdjęć i innych obiektów osobom niewidomym. Wspólnie ze specjalistami ze strony muzeum wybraliśmy odpowiednie materiały. Wybraliśmy kilka obiektów, które zostały wykonane w technice tylflografiki. Osoby niewidome mogą dotknąć specjalnie przygotowanych makiet i "zobaczyć" dany eksponat. To zarówno obiekty płaskie, jak i trójwymiarowe. W przestrzeni poświęconej przyszłości fotografii znajduje się hologram. My przygotowaliśmy jego odpowiednik, czyli trójwymiarowy model. Dzięki temu każdy będzie mógł doświadczyć tej wystawy - podsumowuje Aleksandra Gryc.

***

Zobacz również:

 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: selfie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy