Reklama

Víve la France!

Nie wiem, czy związki japońsko-francuskie należą do szczęśliwych. Ale to dzieło inżynierów z Tokio i stylistów znad Sekwany jest udane.

Z SUV-ami jest tak jak z drogimi komórkami - mnóstwo funkcji, a mało kto z nich korzysta. Nie przypominam sobie, kiedy widziałam SUV-a grzęznącego w błocie. Za to codziennie oglądam te auta w korkach. Prawda jest taka, że SUV-y mają dowartościować kierowcę ("Patrzcie, mam kasę i jestem luzak"), a poza tym pełnią głównie funkcję auta rodzinnego. Jak wiadomo, rodzinę raczej rzadko wozi się po wertepach. Pod względem wielkości C-Crosser nikogo nie zawiedzie. Zabierze nawet siedem osób, choć miejsca w trzecim rzędzie to siedzenia drugiej klasy, za to da się je sprytnie ukryć pod podłogą, a wtedy objętość bagażnika wzrasta aż do 510 litrów. Zaletami auta są doskonale zestrojony układ kierowniczy, precyzyjna skrzynia biegów i trzy rodzaje napędu na każdą drogę i warunki. Żeby nie przesadzić z zachwytami, trzeba dodać, że C-Crosser gorzej radzi sobie na zakrętach, ma się wręcz wrażenie, że traci stabilność. Szybko się rozpędza, szkoda tylko, że wtedy zaczyna dokuczać hałas w kabinie - wiatr gwiżdże między uszczelkami drzwi. Natomiast żadnych zastrzeżeń nie można mieć do wyglądu. C-Crosser to sportowa elegancja. Szyku dodają chromowane listwy przy szybach i na dole klapy bagażnika. W środku trochę gorzej - miks pachnącej skóry i - niestety - pospolitego plastiku. Esteci odrobinę się skrzywią.

Reklama

Tekst pochodzi z magazynu

PANI
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy