Reklama

Areta Szpura: Przed nami jeszcze dużo do zrobienia

- W przypadku plastikowych słomek nigdy docelowo nie chodziło o ograniczenie zużycia plastiku i przedostawania się go do środowiska, bo jednak to jest bardzo nikła ilość tego tworzywa. Chodziło o pokazanie ludziom, jak często używamy rzeczy zupełnie bez sensu, bo każdy napój można wypić bez pomocy słomki - mówi w wywiadzie ze Styl.pl aktywistka ekologiczna Areta Szpura.

Łukasz Piątek, Interia.pl: Co dziś pani zrobiła, by świat był w przyszłości lepszy?

Areta Szpura, aktywistka ekologiczna: Poczynając od podejścia ja - człowiek - obywatel - konsument, podejmuję jak najlepsze decyzje związane ze zwykłą codziennością. Staram się jak najmniej kupować, zużywać, marnować. Co mogę dać najwięcej od siebie? Edukować ludzi. Pisanie książek jest dobrym sposobem na przemycenie wiedzy i opowiedzenie o rzeczach niezwykle istotnych w kontekście przyszłości naszej planety, o których być może ktoś jeszcze nie słyszał.

Reklama

Niedawno premierę miała pani najnowsza książka pt. "Instrukcja obsługi przyszłości". Który rozdział tej książki jest dla pani najważniejszy?

- Zdecydowanie ten o psychologii. Był on pisany jeszcze przed wybuchem wojny w Ukrainie. Wtedy wydawało mi się, że mam dużo zmartwień na głowie. Później Rosja najechała na Ukrainę i okazało się, że te moje codzienne zmartwienia są w zasadzie niczym, w porównaniu z tym, co dzieje się za naszą wschodnią granicą. I zwłaszcza w tych realiach, pytanie - jak zaopiekować się sobą i nie zwariować - staje się fundamentalne.

Zatem jak to zrobić?

- Starać się nie brać za dużo na raz na siebie, nie próbować rozwiązywać wszystkich problemów tego świata. Znaleźć jeden, dwa, i nimi się zająć, na tyle, ile mamy siły i możliwości.

Kiedy pani dostrzegła u siebie potrzebę przejmowania się losami naszej planety?

- Ta świadomość o stanie planety przychodziła etapami. Myślę, że największym bodźcem była moja praca branży modowej. Miałam firmę odzieżową i w pewnym momencie dotarło do mnie, jak nadprodukcja ubrań wpływa na środowisko. Wiedziałam, że nie zmienię całego świata mody, więc zaczęłam się zastanawiać, co mogę poprawić u siebie, żeby ulżyć planecie.

Niewiele osób ma świadomość, jak moda wpływa na środowisko...

- No właśnie. Wszystko jest ładne i kolorowe. Przez 10 lat nie zadałam sobie pytania, dlaczego te rzeczy są tak tanie. Kto je produkuje? Dlaczego mamy tak dużo nowych rzeczy, kolekcji, i co się dzieje z tymi ubraniami, kiedy przestajemy w nich chodzić ? I dlaczego tak szybko się niszczą.

Usłyszała pani kiedyś, że jest pani "ekowariatką"?

- Nie jestem osobą, która się przykuwa do drzew, raczej nazwałabym siebie "ekoterrorystką". Kiedy miałam swoje początkowe fazy walki z plastikiem, to znajomi bali się, że przyłapię ich z plastikową butelką. To oczywiście pół żartem, pół serio. Po prostu podczas zakupów trułam im z tyłu głowy, że lepiej poszukać innego rozwiązania, niż ładować do koszyka zgrzewkę plastikowych butelek z wodą.

- Oczywiście - niektórzy widzą we mnie osobę oderwaną od rzeczywistości. Że to "warszafka", która walczy o planetę, bo to teraz modne. Tego nie da się uniknąć.

Czytaj także: Ekomiłość. Jak się kochać dla planety?

Co przeciętny Kowalski, który na co dzień ma o wiele więcej problemów na głowie niż dbanie o planetę, mógłby robić, żeby o tę planetę choćby minimalnie się zatroszczyć?

- Słowo klucz to "mniej". Mniej kupować, mniej zużywać,  mniej wyrzucać, mniej się spieszyć. To, co powiedziałam na początku. Ten Kowalski nie musi wprowadzać do swojego życia ekorewolucji. Wystarczy, że zda sobie świadomość z faktu, że nie musi zapychać po brzegi swojej lodówki niezliczoną ilością produktów, które w jakimś stopniu później i tak się zmarnują.

Mam wrażenie, że dziś ekologia przypomina trochę diety. Co chwilę pojawiają się nowe diety, które w opinii fachowców dyskredytują te poprzednie. Z ekologią jest podobnie. Z jednej strony słyszymy, że auta elektryczne to coś, co nie doprowadzi planetę do katastrofy,  z drugiej padają informacje, że wyprodukowanie, a później utylizacja baterii z tych samochodów szkodzi środowisku bardziej niż silnik spalinowy. Mówi się, żebyśmy przestali używać podczas robienia zakupów siatek foliowych, a za chwilę czytamy, że bawełniana torba na zakupy jest bardziej szkodliwa niż ta foliowa, bo żeby jakkolwiek pomóc planecie, to należałoby ją użyć kilka tysięcy razy, a żadna torba bawełniana takiej próby czasu nie wytrzyma. Ludzie są chyba coraz bardziej zmęczeni tymi sprzecznościami.

- Powiedzenie, że wyprodukowanie torby bawełnianej jest gorsze dla środowiska, niż używanie torby plastikowej jest zbyt ogólne. Pytanie, w jakim kontekście jest gorsze. Jak ktoś to policzył i na podstawie jakich danych to ocenił? Jeśli weźmiemy pod uwagę koszt środowiskowy wyprodukowania takiej torby bawełnianej, to potrzeba do tego o wiele więcej surowców. Musi wyrosnąć bawełna, ktoś musi ją zebrać, następnie przetworzyć, uszyć, zabarwić, wysłać, sprzedać. Aby zrównać ją z kosztem plastikowej siatki na zakupy, do wyprodukowania której potrzeba mniej surowców i energii, trzeba tę bawełnianą torbę użyć 7 tysięcy razy. Umówmy się - mało kto na całym świecie tak zrobi.

Warto wiedzieć: Cztery rzeczy, które możesz zrobić dla planety już dziś

Z drugiej strony, przyzwyczailiśmy się, że te plastikowe torby są jednorazowego użytku, bo tak nam wygodniej. Problem polega na tym, że nie ma systemu, który sprawiałby, że te plastikowe siatki trafiałyby do recyklingu. Są one wywiewane do środowiska - lasu, wody. Tam się rozkładają, czyniąc ogromne szkody środowisku i zwierzętom. Pod tym względem lepsza jest zatem torba bawełniana, która nie zabije jakiegoś zwierzęcia morskiego. Wszyscy chyba widzieliśmy obrazki, gdy zwierzęta konały w męczarniach, bo żołądki miały wypchane plastikową torbą na zakupy.

- Natomiast ma pan rację - wszystko bardzo szybko się zmienia i rozwija, więc faktycznie możemy pogubić się w liczbie tych często sprzecznych ze sobą informacji. Tutaj nie ma innej drogi, jak edukowanie się.

Wycofanie plastikowych słomek można uznać za sukces?

- Trzeba podkreślić, że w przypadku plastikowych słomek nigdy docelowo nie chodziło o ograniczenie zużycia plastiku i przedostawania się go do środowiska, bo jednak to jest bardzo nikła ilość tego tworzywa. Chodziło o pokazanie ludziom, jak często używamy rzeczy zupełnie bez sensu, bo każdy napój można wypić bez pomocy słomki - bez względu na to, czy jest ona papierowa czy plastikowa. Jakakolwiek by nie była, jest zbędna. Nie potrzebujemy wytwarzać tej słomki, ot tak.

Zobacz również: Mężczyźni szkodzą planecie bardziej niż kobiety

Rok 2050. Dlaczego ta data jest tak ważna dla naszej planety?

- Bo to tak naprawdę już niedługo. A jednocześnie dużo rzeczy może i powinno się do tego czasu wydarzyć. Bo brzmi jak odległa przyszłość, a to tylko 30 lat. W kontekście rozumienia zmian, które zachodzą na naszej planecie, ważne jest, żeby zrozumieć współzależność. Czyli jeżeli teraz topi się lodowiec, to jak to wpłynie na nasze życie za 5, 10 lat? To samo z podnoszącymi się temperaturami etc. Przed nami jeszcze naprawdę dużo do zrobienia, ale im szybciej się za to zabierzemy, tym ta przyszłość będzie lepsza. 

Styl.pl
Dowiedz się więcej na temat: ekologia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy