Reklama

Dwoje do poprawki

W miłości każdy tworzy swoją książkę zażaleń. W tej, którą piszą kobiety, ważne miejsce zajmuje rozczarowanie. Bo miało być zupełnie inaczej.

Żeby się rozczarować, najpierw trzeba mieć nadzieję. Oczekiwać wielkiej miłości, robić plany szczęśliwego życia, przygotowywać się na zgodę i przygodę we dwoje. I my to robimy. W badaniach TNS OBOP (2013) prawie 8 na 10 młodych kobiet jest przekonanych, że ich związek da im poczucie szczęścia i spełnienia.

- Wydaje się, że 80 proc. to dowód wielkiego optymizmu Polek, jednak sądzę, że to jest wyraz zwykłej, arcyludzkiej potrzeby budowania więzi z innymi ludźmi - komentuje te dane psycholog Ewa Szuchta.

Większości z nas udaje się tę potrzebę zaspokoić, ale sądząc po statystykach rozwodów i rosnącej liczbie singli, duża część napotka po drodze problemy. Są badania, które podają, że aż 44 proc. kobiet przeżywa rozczarowanie swoim związkiem miłosnym. Ich autorzy wskazują, że jest to powiązane z brakiem wymiany myśli pomiędzy partnerami. Może prawdziwym powodem są niekomunikowane bliskiej osobie oczekiwania?

Reklama

Jak twierdzi psycholog Tomasz Sobolewski, podlegamy dziś romantycznym, filmowym mitom, które przekonują nas, że dobrana para w lot odgaduje swoje potrzeby, uprawia namiętny seks i kocha bezwarunkowo. Chcemy żyć w bajce, inaczej niż rodzice. Nam się uda, bo najważniejsza jest miłość. Jeśli w twoim związku źle się dzieje, odejdź, nie trać czasu, bo to widocznie nie TO. Może za zakrętem czeka "lepsza miłość"?

- A może właśnie nie czeka? - mówi Ewa Szuchta. Radzi, by uważnie przyjrzeć się zażaleniom, które zgłaszamy, będąc w związku. Oddzielić emocje, ocenić wagę problemów, sprawdzić, czy są realne. Tam, gdzie jest rozczarowanie, wcześniej była wizja: wielkiej miłości, wielkiego szczęścia, wspaniałego partnera, cudownego porozumienia.

Może wystarczy odrzucić przymiotniki? Nie chodzi przecież o to, byśmy całkowicie wyrzekły się oczekiwań. To może udać się tylko w indyjskiej aśramie. W zwyczajnym życiu wystarczy zrozumieć, że partner pomaga nam w zaspokajaniu naszych potrzeb, ale nie jest od tego, aby odgadywać ukryte marzenia. Ktoś musi mu o nich powiedzieć i najlepiej, żebyś to była ty.

Zażalenie nr 1: Coraz mniej ze sobą rozmawiamy

Kłócimy się, narzekamy, robimy uwagi lub wymieniamy informacjami. Ale prawdziwej rozmowy - ani grama. Znasz to? Dawniej było inaczej - tak wspaniale nam się gadało. Co się z tym stało? To, co wspominamy z rozrzewnieniem, to atmosfera intymności i zrozumienia. Znika najczęściej z powodu przemilczanych nieporozumień lub nadużytego zaufania, czyli powiedzenia paru słów za dużo.

Poczucie rozczarowania jest tym większe, im bardziej wierzyliśmy, że partner będzie lekiem na całe zło, nigdy w niczym nie zawiedzie, zawsze zrozumie. Ale to dobre rozczarowanie, bo prowadzi do utraty niepotrzebnych złudzeń: "zawsze rozumieć" to zadanie nie do uniesienia. Ewa Szuchta zwraca uwagę, że do nieporozumień w rozmowie przyczynia się dziś paradoksalnie polityka równości płci, bo wszyscy usiłujemy wierzyć, że kobiety i mężczyźni są do siebie podobni, że mają te same potrzeby i wymagania, które powinni zaspokajać, dając partnerowi to, czego sami oczekują. To jednak nie działa.

Kobiety chcą być wysłuchane, pocieszone i często nie potrzebują gotowych rozwiązań. Mężczyźni nie pragną współczującego słuchacza, a przynajmniej nie w czasie analizowania problemu, gdy mobilizują siły do jego rozwiązania. Jeśli chcemy odbudować zerwane porozumienie, warto zacząć bez słów, codziennie siadając obok partnera i kładąc mu głowę na ramieniu. Chodzi o to, by przywrócić ciepły kontakt, stracić chęć na wymianę pretensji.

- W związkach, w których kuleje komunikacja, w powietrzu wiszą niewypowiedziane słowa: "Tak często czuję się niezrozumiana, a potrzebuję, żebyś mnie wysłuchał", "Tak często czuję się krytykowany, a potrzebuję, żebyś mnie doceniła". I dopóki sobie tego nie powiecie, będziecie zamykać się w sobie i oddalać - zaznacza Szuchta.

Zażalenie nr 2: On nie jest romantyczny

Innymi słowy, nie widać po nim, że jest zakochany. Nie ma kwiatów, nastrojowej muzyki, pięknych słów. Przestał uwodzić, flirtować. Dla kobiet to prosty komunikat: nie zależy mu. Jednak dla większości mężczyzn romantyczne gesty są tylko gestami. Wiadomo oczywiście, że są lubiane przez kobiety, więc się je wykonuje. Ale ile razy można wysłać 100 róż? I czy naprawdę ma to coś wspólnego z miłością? Dla wielu z nas jednak ma.

Adoracja może być blefem, ale my odbieramy ją jako dowód uczucia lub uznania, ponieważ wymaga starań. Z badań przeprowadzonych na zlecenie brytyjskiej firmy Sainsbury’s (wzięło w nim udział dwa tysiące osób obojga płci) wynika, że Brytyjki oczekują od mężczyzn czułych wyznań, spontanicznie przygotowywanych kolacji, pachnących kąpieli i trzymania się za ręce. Z sondaży w Polsce płyną podobne dane. Niestety, mężczyźni wypadają w nich jak karykatury z poradników Johna Graya o Marsie i Wenus - uważają, że prawdziwy romantyzm to wyniesienie śmieci i obejrzenie z ukochaną łzawego melodramatu. Rozczarowanie wisi więc na włosku.

Jeśli chcemy od partnera więcej, musimy to jasno wyartykułować. Nie w formie wyrzutów, lecz informacji: brak mi tych naszych wieczorów w kawiarni, było cudownie, gdy... Tomasz Sobolewski, który nazywa wspólne oglądanie filmów czy dawanie prezentów zastępczymi formami okazywania czułości, zwraca uwagę na to, że mężczyzn i kobiety dzieli podejście do pojęcia "zastępczy". O ile mężczyźni mogą uważać, że droga wiedzie od zastępczych form na początku związku do właściwych (czyli cielesnych i seksualnych) w jego trakcie, o tyle dla kobiet wszystkie formy są równoważne. Warto podkreślać, że traktujesz romantyczne gesty jako część miłosnego repertuaru partnera, a nie wstęp do związku.

Zażalenie nr 3: Znów zapomniał o rocznicy

Kobiece wspomnienia przypominają stalowe pułapki. Co raz w nie wpadło, już tam zostaje. Pamiętamy imiona jego kolegów i fryzjera, u którego się strzyże, nazwisko szefa, kolor ścian w biurze i fryzurę koleżanki przy biurku obok. Przede wszystkim jednak pamiętamy dzień pierwszego spotkania, daty jego urodzin i imienin. Nieraz lepiej niż on sam. I to właśnie powinno nam dać do myślenia. W porównaniu z mężczyznami kobiety odznaczają się lepszą pamięcią epizodyczną, czyli długotrwałą, dotyczącą zdarzeń dnia codziennego. Dzięki niej mózg przechowuje wspomnienia o charakterze przestrzenno-czasowym, te ważniejsze i mniej ważne - jak pierwszy pocałunek, studniówka, maturalne tematy.

Te wspomnienia składają się na nasze poczucie tożsamości i trudno nam zrozumieć, że u mężczyzn działa to zupełnie inaczej. Rozczarowanie, że zapomniał, kiedy masz urodziny, niedowierzanie, że nie pamięta swojej pierwszej dziewczyny (coś ukrywa?), jest spowodowane niezrozumieniem tej różnicy. Mężczyźni najlepiej są w stanie odtworzyć zdarzenia nieprzyjemne i wzbudzające silne emocje. Jeśli pierwsza dziewczyna porzuciła go i upokorzyła, możesz być pewna, że jej imię zapamięta na zawsze.

Zakrojony na szeroką skalę (48 tys. badanych!) projekt naukowców z Norweskiego Uniwersytetu Nauki i Technologii (NTNU) wykazał też, że choć niezależnie od wieku mężczyźni mają słabszą pamięć zdarzeń niż kobiety, to potrafią odtworzyć mapę dawno niewidzianego miejsca lub przypomnieć sobie trasę sprzed lat. Warto, żebyśmy miały na uwadze tę różnicę, gdy będziemy chciały wytknąć mu egocentryzm i brak uczucia. Najczęściej męska niepamięć świadczy o niedbalstwie: nie wpisał ważnych dat do organizera, nie zanotował, nie ustawił przypomnienia. O to możemy się gniewać, bo pamięć krótkotrwałą mężczyźni mają równie dobrą jak my.

Zażalenie nr 4: Brak mu ambicji

Sądząc po liczbie wątków na internetowych forach, rozczarowanie męską niezaradnością przybiera na sile i może wkrótce stać się kobiecym zażaleniem numer 1. Jeszcze kilkanaście lat temu związki, w których to kobieta utrzymywała mężczyznę, należały do rzadkości. Dziś w co piątym małżeństwie zarobki kobiety są większe. W wielu z nich jest to sytuacja akceptowana, w innych traktowana jako przejściowa. Ale w niektórych związkach realizuje się scenariusz: on traci pracę, a z nią ambicję. Siedzi w fotelu, brzuch mu rośnie i nawet nie czyta ofert. Albo przyjmuje pracę poniżej kwalifikacji i biernie poddaje się losowi.

- Apatia jest wynikiem obniżenia samooceny po zdarzeniu, które partner uważa za życiową porażkę - wyjaśnia Ewa Szuchta. - Kobietom trudno to zaakceptować, bo najbardziej cenią w mężczyznach odpowiedzialność i zaradność. Chcemy, żeby wziął się w garść, zaimponował nam aktywnością. I to szybko.

Psycholodzy często ganią nas za te stereotypowe pragnienia i przypominają, że w partnerskim związku winni jesteśmy sobie nawzajem wsparcie. Nieżyjący już brytyjski socjolog Ian Craib twierdził, że każdy związek jest ciągiem lekcji, podczas których uczymy się "obsługiwać" nasze rozczarowania. Radził, by traktować komplikacje jako część codzienności, zrezygnować z wizji idealnego związku oraz idealnego partnera i ustalać z tym realnym małe cele możliwe do realizacji.

Są związki, które idą tą drogą: bezrobotny partner angażuje się w prace domowe, znajduje sobie dorywcze zajęcie, realizuje swoją pasję, jednocześnie wychowując dziecko. Najpierw niechętnie, potem z coraz większym zaangażowaniem. Nieraz odzyskuje po drodze wiarę w siebie, aspiracje, apetyt na osiągnięcia. Nieraz - bo nie dotyczy to wszystkich mężczyzn.

Socjolog prof. Tomasz Szlendak zauważa, że rośnie grupa "mężczyzn na mieliźnie", czyli tych, którzy poddali się na starcie i zrezygnowali z wykształcenia. Niezdecydowani, stale poszukujący, leniwi, defensywni w obawie przed porażką - mogą być sympatycznymi i zabawnymi kochankami, ale jako partnerzy większość z nas rozczarują.

- Czym innym jest pomoc mężczyźnie, któremu przydarzyła się porażka, a czym innym próby przerabiania na "inny model" chłopaka, który powtarza, że praca się nie opłaca - mówi Ewa Szuchta. - To drugie zwykle się nie udaje. Chociaż słyszałam o przypadku, że tym, co obudziło w mężczyźnie ambicje, było odejście kobiety. Czasem to jedyny sposób, by komuś pomóc. Najgroźniejsze dla związku są zażalenia, w których partner nie przyjmuje reklamacji. Mówi: "Taki jestem i już się nie zmienię", "Dziwaczysz, skarbie" lub - co gorsza - "Widziały gały, co brały". Tam, gdzie pojawia się wola zmiany, dogadania się, uzgodnienia zasad - jest nadzieja, że rozczarowania będziemy potrafili sobie zrekompensować.

Magdalena Jankowska

PANI 6/2014


Tekst pochodzi z magazynu

PANI
Dowiedz się więcej na temat: małżeństwa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy