Reklama

Eryk Kulm Jr: Jestem leniem i lubię narzekać

Coraz jaśniej widzę, że życie polega albo na gadaniu o działaniu, albo na działaniu. To cała filozofia. Kiedy działasz, nie masz czasu na jęczenie - mówi aktor Eryk Kulm Jr, choć przyznaje, że bywa z tym u niego różnie...

Maja Jaszewska, Styl.pl: Jesteś niesamowicie muzykalny. Bardzo mi się podobałeś w serialu "Bodo" - nie mogłam oderwać od ciebie oczu, kiedy śpiewałeś i tańczyłeś w piosence "Takie coś".

Eryk Kulm Jr: - Muzyka zawsze była dużą częścią mojego życia. Mój ojciec był jazzmanem. Aura muzyczna była wszechobecna w naszym domu dzięki ciągłym wizytom muzyków. Zacząłem grać na pianinie w wieku trzech lat i skończyłem gimnazjum o profilu muzycznym, ale nie wyobrażałem sobie siebie jako muzyka. 

To kiedy wolta w aktorstwo nastąpiła?

Reklama

- Nie pamiętam dokładnie. Wydaje mi się, że zawsze czułem, że mógłbym to robić. Pierwszy raz trafiłem na plan filmu "Pręgi" Magdaleny Piekorz, kiedy byłem w szóstej klasie podstawówki. A w liceum miałem szał reklamowy i nagle zarabiałem za dużo pieniędzy jak na swój wiek.

Ale nie oszalałeś, tylko poszedłeś do Akademii Teatralnej w Warszawie.

- Cieszę się, że skończyłem AT, dużo mnie nauczyła. Poza tym nie chciałem wyjeżdżać z Warszawy. Nie wiem czy to dobrze, trochę już zdążyła mi się przejeść. Zresztą, nie ma co żałować.

Dlaczego?

- Żałowanie to taki dziwny stan prowadzący do usprawiedliwiania własnego lenistwa. Nie lubię roztkliwiania się nad sobą. Chociaż i tak robię to za często. (śmiech)

Chyba, że się przyjmie postawę Alberta Camusa - wszystko jest do dupy, ale należy zachować pion i działać.

- To już wyższa szkoła jazdy. Nie bardzo nawet wiem, jak ją osiągnąć. Ale działać lubię i to w różnych obszarach. Robię muzykę elektroniczną z moim przyjacielem. I niedawno skupiam się też bardziej na pisaniu, które to w mniejszym lub większym stopniu towarzyszy mi od zawsze. Odklejam się wtedy od rzeczywistości. I tworzę.

Jak demiurg. Jesteś molem książkowym?

- Słowo ma magiczną siłę. Lubię czytać, chociaż rzadko mam na to czas. A jako bardzo młody człowiek czytałem mało (a przynajmniej za mało). Jestem z pokolenia gier komputerowych, przez co może moja wyobraźnia jest mocniej obrazowa.

Nie mów mi tylko, że do tego wszystkiego jeszcze rysujesz.

- No właśnie nie! I to jest najgorsze. Moja mama była malarką, mój dziadek malarzem, a ja nie maluję. Ale jak już wszystko w życiu zrobię, będę siedział spokojnie i pił herbatę, wtedy nauczę się wreszcie.

Jeszcze trochę czasu ci zostało, więc póki co porozmawiajmy o aktorstwie. Z każdą rolą tworzysz nowego człowieka i cały jego świat. Wynika z tego, że aktor w ciągu swojego życia przeżywa setki różnych egzystencji.

- Jasne - i to był jeden z powodów, dla których w ogóle pomyślałem o aktorstwie. Wiedziałem, że nie dam rady żyć w każdej odsłonie, w jakiej bym chciał. Aktorstwo daje tę możliwość. Dzięki niemu wychodzę z codzienności i przeżywam to, na co nie mam odwagi albo możliwości. Jako aktor mogę szukać w sobie cech, które na co dzień mam ukryte. W rzeczywistości nie można mieć dużo osobowości jednocześnie.

O ile chce się zdrowo żyć.

- I nie brać psychotropów.

Jak Eryk Klum Jr radzi sobie poza strefą komfortu - czytaj na następnej stronie >>>

Z czego budujesz rolę?

- Z siebie. Z tego, co mam w sobie.

Z tego co wiem, pomimo propozycji angażu, nie chciałeś się związać etatem z żadnym teatrem.

- Kocham teatr. Chciałbym grać w nim jak najwięcej. Wychodzisz na scenę i przez trzy godziny jesteś tylko ty i widz. Magia bezpośredniości. Bardzo chciałem się związać z teatrem, ale ostatecznie nie zdecydowałem się.

Czyli pojawiły się różne ciekawe perspektywy...

- Przede wszystkim pojawiło się pytanie: gdzie chcę grać? Na ile pójść za dziecięcymi marzeniami o karierze międzynarodowej.

Ale nie wyjechałeś...

- Chciałem pojechać do Stanów na dłużej, ale nie było na to możliwości i jeszcze teraz pandemia.

Nie zrezygnowałeś z pomysłu wyjazdu?

- Nadal chciałbym zagrać w amerykańskim filmie. Jeśli myślisz o życiu jak o pewnej fascynującej podróży i zabawie, a ja tak je traktuję, to dlaczego by nie spróbować? Generalnie mam coraz większy dystans do planów.

Twoje życiowe doświadczenie i zawód, który wykonujesz powodują, że nieustannie przebywasz poza strefą komfortu. Jak sobie z tym radzisz?

- Może nie cały czas, bo kocham ten zawód i daje mi on dużą satysfakcję, ale w pewnych momentach nie pozwala na bezpieczeństwo. Rodzice mi kiedyś powiedzieli: "Ceną wolności jest niepewność". W jakimś sensie wciąż jestem dzieckiem i zawsze nim będę. Dla mnie wiek metrykalny nie istnieje. Wierzę i będę wierzył, że sami stwarzamy rzeczywistość. Smutek i rozczarowanie bierze się stąd, że nasze marzenia, pragnienia przewyższają możliwości rzeczywistości w której tkwimy. Wystarczy nie projektować rzeczywistości, a nie będzie żalu i rozczarowania.

Buddyjskie podejście...

- Może. Nie wiem czy my przypadkiem celowo nie stwarzamy sobie takich pragnień i wyobrażeń, żeby codzienność nie mogła im dorównać, bo wtedy mamy na co narzekać, kogo obwiniać za niepowodzenia. Coraz jaśniej widzę, że życie polega albo na gadaniu o działaniu, albo na działaniu. To cała filozofia. Kiedy działasz, nie masz czasu na jęczenie.

Ty działasz?

- Walczę o to, bo jestem strasznym leniem i tak naprawdę bardzo lubię narzekać.

Czy Eryk Kulm Jr uważa aktorów za pomazańców bożych - czytaj na następnej stronie >>>

Kto zostaje aktorem?

- Nadwrażliwcy. Rzeczywistość filtrujący mocniej sercem niźli głową. (śmiech)

Wyjście ze strefy komfortu w przypadku aktorstwa to nie tylko brak pewności jutra, ale przede wszystkim bycie wiecznie ocenianym.

- Jeśli napiszesz książkę czy skomponujesz utwór muzyczny, odbiorcy ocenią twoje dzieło. Aktor jest tak samo swoim dziełem jak narzędziem tworzenia, nie licząc rekwizytów. Przez to ocena pada na niego jako człowieka. A przez social media ocena ta stałą się dużo głośniejsza niż kiedyś.

Masz konto na Instagramie, czyli podjąłeś ryzyko wystawienia się na oceny i komentarze.

- Pomaga on karierze na pewnym etapie, ale ja traktuję go bardziej jako zabawę. Staram się poprawiać ludziom humor. I ponoć czasem mi się to udaje.

Aktorstwo to zawód jak każdy inny czy misja?

- I jedno, i drugie. Grasz w reklamie w dzień, a wieczorem w teatrze. Ale raczej jest to po prostu zawód.

Czyli nie jesteście bożymi pomazańcami?

- Aktorstwo to przede wszystkim ciężka praca. Ciężka praca nad sobą samym. Żeby przekazać coś innym, musisz to przeżyć, zrozumieć.

Kobiety mają trudniej w tym zawodzie, twoim zdaniem?

- Myślę, że na pewno. Szowinizm męski w tym biznesie jest niestety rzeczą zbyt powszednią. Na szczęście bardzo się to zmienia. Dzisiejsze młode pokolenia traktują się znacznie bardziej po partnersku, bez szowinistycznego mrugania okiem. Następuje pewnego rodzaju rewolucja w myśleniu. Niestety bardzo często widziałem na planach filmowych niewłaściwe traktowanie kobiet, co nie mieści mi się w głowie.

- Kultura macho jest mi obca i nie czuję potrzeby wiecznego ścigania się z innymi. Jednak ciężko nie zauważyć tego w naszej kulturze. Ostatnio obejrzałem ponownie "Ogniem i mieczem". O czym to jest opowieść? O tym, kto porwie pewną kobietę. I cały czas powtarzają: "Ta dziewka jest moja! A nie, bo moja!".

A żeby ratować życie, musi udawać chłopca i obciąć włosy - symbol kobiecości.

- Na szczęście patriarchalna energia męska ustępuje. Może zrobię kiedyś o tym film?

Dużo masz planów, wysoko sobie stawiasz poprzeczkę.

- Za dużo czasu w życiu straciłem. Muszę go nadrobić.

Rozmawiała: Maja Jaszewska

Zobacz również:

Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy