Reklama

Jedyna taka współpraca Kew Gardens

​Wielokulturowe miasto migrantów zdaje się nigdy nie zasypiać. Głośne Chinatown, kolorowe Notting Hill i zakręcone Camden Town to dzielnice, których turystom nie trzeba przedstawiać - znajdują się na czele listy miejsc wartych zobaczenia w Londynie. Stolica Anglii ma też swoją cichą i kojącą stronę, która zostaje przemilczana w wielu przewodnikach - Królewskie Ogrody Botaniczne Kew (Kew Gardens). To, co dzieje się za murami budynków położonych na ich obszernych terenach, dla wielu odwiedzających zostanie tajemnicą.

Kew Gardens to kompleks ogrodów, palmiarni, dendrariów i szklarni położony na powierzchni ponad 180 hektarów. Założony w 1759 przez rodziców króla Jerzego III, Fryderyka Ludwika Hanowerskiego i Augustę Sachsen-Gothę, szybko stał się jednym z najważniejszych ośrodków badania roślin na świecie.

Turystów zachwyca różnorodnością roślin, szklarnią z czasów wiktoriańskich, instalacjami artystycznymi wkomponowanymi w krajobraz i... trawnikiem, na którym bez problemu można rozłożyć koc i zorganizować piknik, (tak, tu można chodzić po trawie!). Bez wątpienia w Kew można znaleźć wszystko to, co kojarzy się z ogrodami botanicznymi, ale najciekawsze tajemnice skrywane są za ścianami budynków położonych na jego terenie.

Reklama

Nauka przede wszystkim

- Kew Gardens to nie tylko ładne miejsce, w którym można przyjemnie spędzić czas. To przede wszystkim naukowa instytucja zrzeszająca ponad 300 badaczy z całego świata - tłumaczy Sandra Botterell, dyrektorka ds. marketingu królewskich Królewskich Ogrodów Botanicznych Kew.

Dzięki ich pracy co roku identyfikuje się około 200 nowych roślin, bada wpływ zmian klimatu na zagrożone gatunki, których próbki przechowywane są w herbarium - największej na świecie kolekcji tego typu. Londyńskie Kew mieści ich ponad 7 milionów! W tym m.in. próbki roślin zebranych przez Karola Darwina podczas jego podróży na Galapagos w 1835 roku.

- Zależy nam na tym, by ludzie zrozumieli, jak ważne są rośliny, jak ważna jest natura. To od niej zależy nasze życie - dodaje Sanda Botterell.

Oprócz herbarium, w którym przechowywane są tzw. suche próbki roślin, ważnym przedsięwzięciem jest stale powiększająca się kolekcja żywych gatunków. Niektórych z nich nie można spotkać w naturalnych warunkach poza murami ogrodu.

Pracownicy ogrodu identyfikują i opisują każdą nową roślinę. Badają ich właściwości tak, by pomóc każdemu odwiedzającemu zrozumieć ich znaczenie.

Tę naukową wiedzę i obszerne zbiory gatunków Kew Gardens postanowiła wykorzystać marka Herbal Essences. Dyrektor ds. komunikacji naukowej P&G, Phil Marchant, podkreśla, na czym polega ta współpraca.

- Wszyscy używamy coraz więcej naturalnych produktów. Trend na naturalność ma się coraz lepiej od kilku lat. Problem w tym, że marki nie do końca wiedzą, jaka jest jakość roślin, które są wykorzystywane w ich produktach - tłumaczy Marchant.

 - Nasza współpraca opiera się na weryfikacji składników botanicznych, które są zawarte w produktach Herbal Essences. Oznacza, że te składniki zostały przebadane i zatwierdzone przez naukowców z Kew - dodaje profesor Monique Simmonds, zastępca dyrektora ds. nauki Królewskich Ogrodów Botanicznych Kew.

Wspomniana weryfikacja odbywa się dwuetapowo. By upewnić się, że zamawiany surowiec to na pewno roślina na jakiej nam zależy, porównuje się jej kod genetyczny z próbkami, które od lat przechowywane są w herbarium Kew Gardens. Potem, by sprawdzić jej jakość, sięga się do zbiorów żywej kolekcji.

- Nie każda roślina danego gatunku będzie miała przypisywane jej właściwości. By aloes zawarty w kosmetykach zadziałał, jego miąższ musi być zebrany z określonej części rośliny o określonym wieku. Nie zawsze się tak dzieje. W Kew Gardens mamy możliwość sprawdzić jakość surowców i wskazać te, które odbiegają od standardów - kontynuuje profesor Simmonds.

Czerpać z natury

Aloes, eukaliptus, cytryna, zielona herbata, olej arganowy to naturalne składniki od lat wykorzystywane przez branżę kosmetyczną. Poprawiają cyrkulację, dzięki czemu stymulują wzrost włosów, dodają blasku, pomagają pozbyć się łupieżu. Ale to nie wszystkie ich atuty.

Ciągłe farbowanie i stylizowanie włosów osłabia ich kondycję, z czasem tracą blask. Są narażone na szkodliwe czynniki nawet podczas mycia.

- Włosy chłoną wodę jak gąbka. Wraz z nią wszelkie szkodliwe substancje. Woda odparuje, ale niebezpieczne związki zostają na włosach pogarszając ich kondycję - mówi Phil Marchant. Rozwiązaniem tego problemu okazuje się... fermentowana kukurydza. A właściwie zawarty w niej aminokwas o silnych właściwościach antyoksydacyjnych - histydyna. 

- Histydyna jako składnik szamponu wyłapuje wszelkie zanieczyszczenia, dzięki czemu nie zostają one na włosach. Są spłukiwane razem z pianą. P&G to jedyny producent, który wykorzystuje histydynę w swoich produktach do pielęgnacji włosów - tłumaczy Marchant.

- Rośliny przez wiele lat wytworzyły w sobie mechanizmy obronne, które pozwalają im bronić się przed szkodliwymi czynnikami z zewnątrz. Dzięki współpracy z naukowcami Kew możemy wykorzystywać ich zdolności w recepturach kosmetyków - dodaje.

Profesor Monique Simmonds podkreśla, jak wielki wpływ mają na nas rośliny, choć często nie zdajemy sobie z tego sprawy: - Wystarczy wyjść na spacer po ogrodzie, od razu czujesz się lepiej. I to nie jest tylko wrażenie! To zasługa olejków roślinnych, które wdychamy. To one oddziałują na system nerwowy i sprawiają, że jesteśmy bardziej zrelaksowani.

Najwyższa pora na to, by zacząć to doceniać.  

Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy