Reklama

Kobiety nas ratują

Gdy jadę w nowe miejsce, wiem, że aby się dowiedzieć, co się tam dzieje, powinienem zapytać facetów. Ale gdy chcę to miejsce zrozumieć, muszę porozmawiać z kobietami.

Mariam, egipska muzułmanka, decyduje się przejść na koptyjskie chrześcijaństwo, co w jej przypadku oznacza konieczność zerwania więzów z rodziną, przyjaciółmi, rezygnację z doktoratu, pracy, emigrację na drugi koniec świata i życie pod przybranym nazwiskiem. Dwa lata była prześladowana w swojej ojczyźnie, wiedziała, że każdy następny dzień może być jej ostatnim (historię Mariam opisuję w książce "Last minute..."). Mimo to pozostaje wierna sobie, jest jedną z najszczęśliwszych osób, jakie spotkałem w życiu.

Reklama

Waris Dirie, somalijska modelka (do niedawna mieszkająca w Gdańsku), której walka o siebie i o godność afrykańskich kobiet opisana w autobiografii "Kwiat pustyni" zainspirowała miliony czytelników (a później również widzów filmu o tym samym tytule) do postawienia sobie pytania o wagę własnych problemów i otworzyła oczy na potrzeby innych...

Siostra Mariola, Polka ze Zgromadzenia Służebniczek. Jest początek lat 90., a ona od niedawna pracuje w sierocińcu w Kasisi, w Zambii. Zaczynają tam trafiać dzieci chore na AIDS, o którego leczeniu nawet ministerstwo zdrowia nie ma zielonego pojęcia. Wiadomo tylko jedno - lepiej trzymać się od tego z daleka. Pierwszego niemowlaka cierpiącego na (jak mówi się w Afryce) "tę chorobę" siostra kładzie w kartonowym pudełku (nie ma jeszcze łóżeczek), pielęgnuje go, gdy gorączkuje, robi mu zimne okłady. Wszyscy radzą, by dziecko natychmiast oddać, ona daje mu jedyne, co może - poczucie, że nie jest samo. Czuwa przy nim non stop. Pewnej nocy zasypia na kolanach, modląc się, by nie umarło na jej oczach, bo pęknie jej serce. Gdy się budzi, maluch jest już na tamtym świecie. Na tym dostał to, co najważniejsze - miłość.

Ola Orekunrin, 27-letnia lekarka, Nigeryjka urodzona w Wielkiej Brytanii, wybitna studentka, absolwentka medycyny. Cztery lata temu zdecydowała się wrócić do Nigerii i zrobić coś, by nie powtórzyła się tragedia jej siostry - dziewczynka zmarła, bo cierpiała na anemię sierpowatą i podczas ataku choroby nie można było jej dowieźć do lekarza na transfuzję krwi. Ola zaczyna od zera, ma w kieszeni dyplom i dwa poradniki biznesowe. Chodzi od firmy do firmy i próbuje namówić ich szefów do wykupienia abonamentu w założonym właśnie przez nią lotniczym pogotowiu Flying Doctors Nigeria. Po czterech latach ma zespół dwudziestu lekarzy, flotę samolotów i śmigłowców startujących z trzech lotnisk w kraju, kontrakty z największymi firmami i rządami poszczególnych stanów. Ratuje setki ludzi. Otwiera pierwszą w Nigerii szkołę ratowników i felczerów, którzy - na zlecenie rządu - będą pracować tam, gdzie nie opłaca się budować szpitala. Przemawia w ONZ, pisze do "New York Timesa", lata po świecie, odbierając nagrody, walczy o to, by świat uwierzył w siłę afrykańskich kobiet i by one uwierzyły w siebie.

A teraz od pięciu dni siedzi w Tamanrasset, stolicy Tuaregów, zasypanym piaskiem mieście na południowych krańcach Sahary. Transportowała z Abudży do Paryża polityka w ciężkim stanie. W czasie lotu u pacjenta zatrzymuje się krążenie. Pilot ląduje w najbliższym mieście, ale okazuje się, że szpital ma gorsze wyposażenie niż samolot, pacjent umiera. Samolot musi wracać, bo na lotnisku w Lagos właśnie zdarzyła się katastrofa, jest wielu rannych potrzebujących pomocy.

Ola z kuzynem polityka (oraz ciałem) od pięciu dni siedzi pod eskortą policji, czekając, aż ktoś załatwi formalności. Pociesza towarzysza i wszystkich wokół. Nigeria to kraj, gdzie mężczyźni korzystają z życia garściami, muszą być twardzi, żeby zdobyć pieniądze. Gdy jednak życie zakłóci ich masochistyczny pochód ku szczęściu, z opresji ratują ich kobiety. One są kreatywnością, oni często tylko siłą.

Dyskusje o feminizmie mnie nudzą. Bo o czym tu dyskutować? Fakty mówią za siebie. Spójrzmy - Wielkanoc. Kto ogłosił światu zmartwychwstanie Chrystusa? Kobiety. Mężczyźni, pogrążeni w lęku, urażeni w swej dumie, sfrustrowani, rozpierzchli się, by konstruować nowe życiowe biznesplany. Ksiądz Jacek Stryczek na portalu Stacja7 w świetnym tekście "Kobieta u grobu. Mężczyzna z kolegami" postawił tezę, że kobiety uczestniczą w zadaniach z powodu relacji, a mężczyźni z powodu samych zadań. Coś w tym jest. Gdyby nie było kobiet, pewnie bym coś robił, ale od kogo miałbym uczyć się żyć?

Szymon Hołownia

PANI 4/2014

Tekst pochodzi z magazynu

PANI
Dowiedz się więcej na temat: feminizm
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy