Reklama

Poskromienie złośnicy

Aspiryna czy wino? Bergman, a może Kieślowski? Być dziewczynką czy kobietą? - Moje wybory mówią o mnie więcej niż cv - twierdzi Katarzyna Maciąg, znana z serialu "Teraz albo nigdy".

Aspiryna czy wino? Bergman, a może Kieślowski? Być dziewczynką czy kobietą? - Moje wybory mówią o mnie więcej niż cv - twierdzi Katarzyna Maciąg, znana z serialu "Teraz albo nigdy".

W naszym kwestionariuszu sprawdzamy, jaka jest naprawdę. Smutna, choć roześmiana. Wybuchowa, ale milcząca. Nieprzewidywalna. Nie da sobie przyczepić żadnej etykietki.

Gorące nazwisko. Jedna z najczęściej wyszukiwanych w internecie młodych aktorek. Numer dwa na liście najseksowniejszych Polek. Do niedawna na ławce rezerwowych, dziś Katarzyna Maciąg sięga po główne role w kinie. Właśnie razem z Leszkiem Żurkiem rusza do Londynu i Afryki, na plan zdjęciowy nowej komedii. Kiedy jeździ po Warszawie holenderskim rowerem, ma "towarzystwo" - trwa polowanie paparazzich. Wiadomości o serialowej Basi są cenne. Ona sama ucieka od popularności, wywiadów, występów w programach rozrywkowych. Nam się nie wymknęła. Przez 180 minut, wypijając dwa litry wody z miodem, złoszcząc się, śmiejąc, niecierpliwiąc, odpowiedziała na kilkadziesiąt pytań. Nie było łatwo...

Reklama

Kiedy budzę się, myślę... Żeby doczołgać się pod prysznic. Moje rano zaczyna się przed piątą. Krok drugi to kubek kawy i rogalik.

W lodówce mam... Totalny bałagan, zawsze znajdę tam jakieś zasuszone warzywo.

Przy moim łóżku leżą: Piątkowe wydania "Dziennika", "GW" z datami sprzed miesiąca i dwie nieskończone książki. Ostatnio "I była też miłość w getcie" Marka Edelmana oraz analiza kina Lyncha, Kieślowskiego, Hitchcocka autorstwa Slavoja Žižka.

Film, do którego wracam: "Edward Nożycoręki" oglądany nawet trzydziesty raz wyciska łzy. Miejsce drugie to "Orbitowanie bez cukru", przepiękny film o miłości z supermuzyką. I "Tess" ze względu na Nastassję Kinski. A film, do którego nie muszę wracać, to "Nakarmić kruki" Carlosa Saury, hipnotyzująca opowieść o dzieciństwie.

Najgorszy film świata? "Laleczka Chucky". Odbiera dzieciom sen.

Marilyn Monroe czy Meryl Streep? To niezwykle inteligentne kobiety, silne osobowości. Podziwiam obie.

Bergman czy Kieślowski? Filmy tych panów są do oglądania po wiele razy. Spotkanie przy kolacji w rozluźnionej atmosferze? Z Krzysztofem Kieślowskim. Ingmara Bergmana chyba bym się bała.

Wolę być porównywana do Winony Ryder czy Marty Żmudy Trzebiatowskiej? Nie lubię porównań. Każdy, kto ma rodzeństwo, na pewno to zrozumie.

Etykietki, które mi przyczepiono? Przeglądając tytuły wywiadów, widzę, że jestem wrażliwą, uduchowioną i romantyczną feministką, która nie chce tańczyć i rozbierać się w męskich pismach, bo sama kiedyś chciała być chłopakiem.

Kiedy mam chandrę... Potrzebuję być wtedy sama. Idę na cmentarz. Byle nie w środku nocy, bo umarłabym ze strachu. Dlatego unikam nocnej chandry, zdecydowanie wolę dzienne.

Na ból głowy aspiryna czy kieliszek wina? Wino, czerwone wytrawne z Francji.

Najważniejszy człowiek w moim życiu... Mama.

Ile słów wypowiadam w ciągu dnia? Za dużo. Zwłaszcza, kiedy mam najmniej do powiedzenia, robię się gadułą.

Kiedy jestem wściekła? Mam taki niespotykany sposób odreagowania. Krzyczę, trzaskam drzwiami, rzucam przedmiotami do celu.

Moje wykroczenia? Jazda na gapę. W szkole podróżowałam bez biletu, szukając adrenaliny. Uwielbiałam ten moment, kiedy kanar zbliżał się do mnie, był o krok, a ja się modliłam: "Niech się otworzą drzwi". Uciekam! W dzieciństwie kradłam kwiatki z działek, żeby rozrzucać je podczas procesji w Boże Ciało.

Słowo, którego nadużywam: "Nie wiem".

Program, w którym nigdy nie wystąpię? "Gotuj z nami", odcinek "potrawy z mięsa".

Kompromis, na który nigdy nie pójdę? Małżeństwo z miłości. Jeśli małżeństwo, to tylko z rozsądku, jeśli miłość, to bez ograniczeń i umów.

Ulubione codzienne zajęcie: Życie w trójkącie: ja-książka-kubek kawy, wyłączam wtedy wtyczkę od realnego świata. Jazda na rowerze. Dlatego wciąż nie mam prawa jazdy.

Przedmiot, bez którego nie mogę żyć? Komórka.

Wyrosłam z...? Jednodniowych miłości. Na studiach byłam notorycznie zakochana. Bywałam albo w fazie ekstazy, albo cierpienia. Nie potrafiłam sobie odmówić zakochiwania się na wieczność. Wyrosłam też z mięsnego menu. Od kilku lat jestem jaroszką.

Jako dziecko wierzyłam? W koniec świata, który przepowiedzieli na huśtawce moi koledzy Michał i Daniel. Pamiętam, jak przyszłam zapłakana do domu i obwieściłam mamie: zniknie powietrze, ludzie usną. Miałam też fikcyjnego przyjaciela z plasteliny, który żył w pudełku od zapałek.

Co bym zrobiła, gdybym się nie bała? Nie bawiłabym się w miłosne gierki, tylko mówiła szczerze o uczuciach. A tak chowam się za słowami.

Moje marzenie o szczęściu? Wolna niedziela.

Lato czy zima? Wiosna, bo życie zaczyna się od nowa. Jesień, bo to czas melancholii. I wspomnienie powrotu do szkoły. Uwielbiałam pakować tornister, przeglądać podręczniki od ostatniej strony, czytać lektury, kaligrafować imię i nazwisko na okładkach zeszytów. To moja nieuleczalna tęsknota za dzieciństwem.

Wysłuchała Marta Bednarska

Przeczytaj drugą część rozmowy

Twój Styl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy