Reklama

Seks? Po co to komu

Są wśród nas osoby, którym seks jest obojętny. Mógłby, ich zdaniem, nie istnieć. Podobno 1 procent społeczeństwa tak czuje. I nie ma w tym nic złego.

Monika Szubrycht, Styl.pl: Aseksualność  kojarzy nam się z kimś, kto nie jest pociągający pod względem fizycznym. Czym jest naprawdę aseksualność?  

Aleksandra Żyłkowska - Wójcik, psycholog, psychoterapeuta, seksuolog: Aseksualność nie jest łatwym pojęciem. Tak naprawdę nie ma jednej formuły, która opisywałaby, czym ona jest, nie ma jednej definicji. Aseksualność, inaczej zwana aseksualizmem, jest pojęciem dosyć złożonym, nowym i dalej badanym przez specjalistów. Obecnie aseksualizm jest określany jako trwałe nieodczuwanie pociągu seksualnego do osób tej samej, bądź odmiennej płci. Trwałe - czyli długo trwające w czasie, praktycznie od momentu narodzin od śmierci, nieodczuwanie pociągu seksualnego do innych osób. Można powiedzieć, że jest to specyficzny sposób doświadczania przez człowieka własnej płciowości.  

Reklama

Od urodzenia, czyli o tym, że jesteśmy aseksualni, decyduje nasz genotyp? 

- To pytanie jest ciekawe, bo badacze nie określi nam dokładnie, dlaczego tak się dzieje. Osoba aseksualna jest całkowicie pozbawiona popędu seksualnego, nie podejmuje żadnych zachowań seksualnych, identyfikuje się jako aseksualna. Czy to jest biologia czy jakiś aspekt psychogenny - nie jestem w stanie na to pytanie odpowiedzieć. Nie znalazłam żadnych badań, które określiłyby to jasno. Kanadyjski seksuolog Anthony Bogaert badał 11 tys. Anglików, pomiędzy 16 a 50. rokiem życia. Na pytanie o potrzebę seksualną, czy się ją w ogóle ma, 1 proc. ankietowanych odpowiedziało, że nigdy nie odczuwali pociągu do żadnej płci, od kiedy się urodzili, aż po dzień przeprowadzanego badania. Nigdy im się nikt nie podobał, nigdy ich nikt nie fascynował, nigdy nie chcieli nikogo pocałować. Określono ich jako osoby aseksualne i od tego wszystko się zaczęło.   

Jeżeli jest się osobą aseksualną, czy szuka się kogoś podobnego do siebie, by nie być samotnym?  

- Osoby aseksualne określają siebie terminem "asów", a asy nie odczuwają pociągu seksualnego, nie podejmują zachowań seksualnych, identyfikują siebie jako ludzi poza seksualnością. Mogą więc nie szukać drugiej połówki do związku. Poza tym, jeżeli badania przeprowadzone przez Bogaerta byłyby aktualne - 1 proc. populacji to jest bardzo mały odsetek ludzi na świecie. Być może kłopoty powstają wtedy, kiedy osoba, która nie ma pociągu, znajdzie osobę, która ten pociąg ma, czyli komuś się podoba, ale bez wzajemności. Ktoś nie będzie odczuwał, że chce kogoś pocałować, przytulić, czy mieć kontakt seksualny. Natomiast drugi człowiek oczekiwałby tego w związku.  

Z drugiej strony związek to nie tylko bliskość fizyczna, ale też mentalna - rozmowy, emocje, wspólne spędzanie czasu. Czytałam, że osoby aseksualne są w stanie zdecydować się na seks, jeśli kogoś kochają, ale czy można czuć się dobrze w związku robiąc coś wbrew sobie? Czy lepiej poszukać kogoś, czuje ma podobnie?  

- Należy dążyć do tego, żeby nie mieć konfliktu na takim tle, że jedna osoba chciałaby kontaktu seksualnego, a druga nie. Z drugiej strony są osoby, które określają się jako aseksualne i mają za sobą inicjację seksualną, czy różne relacje intymne. Nie czują odrazy do kontaktów seksualnych, ale kontakty te mogłyby dla nich nie istnieć. Mogą być zdolne do orgazmu, ale to nie daje im jakiś fascynujących przeżyć czy jakiejkolwiek gratyfikacji - po prostu nie mają tej potrzeby osiągania, ani przeżywania aktu, który do niego prowadzi. Mogą szukać podobnych osób, czy osób, które skupiają się na innych aspektach życia, niekoniecznie na sferze seksualnej. Kłopoty mogą się pojawić, kiedy jedna strona chce kontaktów seksualnych, a druga strona nie jest do tego zdolna, albo jest jej obojętne lub raczej jest na "nie".

Czy na skutek traumy można stać się aseksualnym? Wyobrażam sobie, że ktoś, kto doświadczył gwałtu, może chcieć na zawsze wycofać się z kontaktów intymnych.

- Może tak być. Są osoby aseksualne, które mogą się takie urodzić i to nie sprawia im dyskomfortu, skoro takie są odkąd pamiętają. Nie muszą odczuwać jakiejś zmiany w sferze seksualnej. Ale są też sytuacje, w których ktoś miał wcześniej doświadczenia autoerotyczne, albo erotyczne z drugą osobą i wydarzyło się coś bardzo niepożądanego, i może to być symptomem aseksualnego schorzenia, jak i skutkiem traumy seksualnej. Podejście może być różne, ale jeśli ktoś miał wcześniej jakieś życie seksualne, nastąpiła trauma i kontakty seksualne przestały tę osobę cieszyć, to moglibyśmy mówić o awersji seksualnej.

Aseksualizm jest przez niektórych współczesnych badaczy traktowany jako orientacja seksualna. Mieściłby się wtedy pod parasolem LBGTQ+. Osobom o innej niż heteronormatywna orientacji nie jest łatwo żyć w nietolerancyjnym społeczeństwie. Aseksualne osoby też doświadczają wykluczenia?

- Myślę, że tak. Badacze są podzieleni odnoście traktowania aseksualności jako orientacji. Michael Storms w swoich pracach badawczych sugerował, że aseksualność wręcz należy traktować jaką czwartą orientację seksualną. Trwają na ten temat dyskusje, ponieważ jeśli mówimy o samej definicji orientacji seksualnej, to zakłada ona, że jest to emocjonalny, romantyczny i seksualny pociąg do osób określonej płci. I badacze, którzy są przeciwni, by aseksualność umieszczać w tej siatce pojęciowej twierdzą, że skoro nie ma zachowań seksualnych czy romantycznych, to nie można mówić o orientacji. Inni podają przykład, że podobnie było kiedyś z homoseksualnością - najpierw była traktowana jako zaburzenie, potem jako orientacja. Aktualnie nie ma ostatecznego werdyktu, czy aseksualizm mamy dodać do pojęcia orientacji czy niekoniecznie. Najważniejsze żeby komuś, kto podpisuje się pod jakąś identyfikacją, nie sprawiało to uciążliwości ani cierpienia.  

- Zwróciłabym też uwagę na coś, co być może rozwiązać pewne dylematy. Z punktu widzenia psychoterapeuty - seksuologa, dla mnie pewna przyczynowo-skutkowość może być bardzo jasna. Jeżeli stawiam diagnozę aseksualności czy orientacji homoseksualnej, która byłaby mi potrzebna do pracy terapeutycznej, to wiem, co się za tym kryje. Ale jeżeli mam przed sobą pacjenta, który mówi mi: "Proszę pani, jestem osobą aseksualną" - pierwsze co robię, to pytam: "Co to dla pani/pana/ciebie (jeśli rozmawiam z nastolatkiem), znaczy?". Okazuje się, że bardzo wiele różnych sytuacji. Czasami słyszę w późniejszym czasie terapeutycznym o tym, że były to trudne przeżycia, że ktoś mógł się zawieść poczuciem bliskości i opowieść o aseksualności jest opowieścią o tym, że nie chce się mieć relacji. Czasami ktoś miał kontakt seksualny w wieku 13 lat, bo chciał budować bliskość, a okazało się, że się rozczarował, że nie dostał jej i dlatego określa się jako osoba aseksualna. Rozgraniczyłabym to, co mówią specjaliści, jaką stawiają diagnozę, od tego jakie są diagnozy samych pacjentów, którzy przychodzą z jakąś trudnością. Żeby ją opisać używają pojęć, które mogą dotyczyć diagnozy, ale mogą też zupełnie nie dotyczyć tego, co się z nimi dzieje. 

Czyli w tym przypadku język może być zwodniczy, rozumiany potocznie zupełnie inaczej niż przez specjalistów.  

- Dokładnie tak. Aseksualność dla mnie nie jest jednoznaczna z abstynencją seksualną, która może być świadomym powstrzymywaniem się od aktywności. Jeżeli pacjent mówi: "Jestem aseksualny i świadomie nie współżyję z żoną" - dla mnie to zakrawa na abstynencję seksualną, nie aseksualizm, bo on odczuwa pociąg do żony, ale na przykład ma przedwczesny wytrysk, albo nie umie utrzymać erekcji, ale sam jest w stanie się masturbować, czy mieć kontakt z inną kobietą. Jeżeli pacjent podaje mi taką definicję aseksualności, to dla mnie jest to abstynencja. Czasami osoby aseksualizm mylą z celibatem, czyli brakiem podejmowania czynności seksualnej z wyboru. Czasami pacjenci mylą ją z obniżeniem libido i spadkiem popędu seksualnego. Tak się może dziać przy depresji, kiedy ktoś czuje, że nie ma chęci na kontakty seksualne. Niekiedy pacjenci mylą to z osłabieniem lub utratą potrzeb seksualnych, też z anhedonią, niemożnością przeżywania przyjemności czy z awersją seksualną. Ktoś podaje takie definicje aseksualności, ale nie są one prawdziwe. Często co innego mówią specjaliści, a co innego mają na myśli pacjenci, zgłaszający dolegliwości. 

Czy spotkałaś się z sytuacją, gdy ktoś zgłosił się do ciebie na terapię, mówiąc, że ma problemy natury intymnej i okazywało się, że jest osobą aseksualną i jego kłopoty wynikały z jego natury?

- Taka sytuacja jeszcze mi się nie zdarzyła, być może niewystarczająco długo pracuję w zawodzie. Terapia ma to do siebie, że jest kontaktem z jedną osobą w dłuższym czasie. Im dłużej pracuję, tym mam więcej kontaktów z osobami w różnym czasie - rocznym, dwuletnim, czy nawet trzyletnim. Skupiamy się na tym, co komuś przeszkadza i jak wybrnąć z tego jak najlepiej. Nie zdarzyło mi się, żeby ktoś utożsamiał się z asekualnością. Zdarzały się za to sytuacje, że ktoś miał awersję seksualną, brzydził się swojej kobiecości, bo w przeszłości nastąpiło jakieś nadużycie seksualne osoby dorosłej, lub rówieśnika czy rówieśniczki - i to może być pokłosiem. Tak samo zdarza się przy bólach podczas kontaktów seksualnych, gdzie wcześniej zostały przekroczone pewne granice. 

Internet daje możliwości poznawania ludzi podobnych do nas. W Polsce nie jest modne chodzenie do psychiatry czy seksuologa. Czy nie jest tak, że pozorna wiedza, którą możemy mieć na wyciągnięcie ręki, kontaktując się z ludźmi, których nie znamy, sprawia, że pobłądzimy i nie otrzymamy właściwej pomocy? Nie dostaniemy odpowiedzi na pytanie, jacy jesteśmy, bo będziemy bali się iść do prawdziwego specjalisty?

- Może tak być. Podam przykład, który nie dotyczy seksualności, ale anoreksji. Anoreksja jest niebezpieczną chorobą i w przeciwieństwie do aseksualności jest zaklasyfikowana jako zaburzenie, aseksualność jeszcze nie, więc nie jest w żadnej grupie schorzeń ani orientacji. Jeżeli osoby chorujące na anoreksję znajdą jakieś fora internetowe, to mogą się wymieniać dietami i czerpać inspiracje. To może bardziej pogłębiać kryzys niż go rozwiązywać. Ciężko jest wyjść z takiej grupy wsparcia, gdzie każdy ma tę samą jednostkę diagnostyczną, dzięki niej te osoby się spotkały. Jeśli ktoś ma kłopot z aseksualnością może trafić na takie fora i bycie w grupie zebranej wokół aseksualności może mu dawać dużo, ale nie rozwiązywać prawdziwych problemów, zwłaszcza, gdy do końca nie zdajemy sobie sprawy, co się wydarzyło, że takim pojęciem musimy się określić. To nie jest takie proste, bo gdyby było, zawód psychoterapeuty nie musiałby istnieć. Jeśli coś składa się na myśl, że w tym momencie życia mogę się określić jako osobę aseksualną, jest to bardzo złożoną sprawą. Część asów decyduje się na terapię prowadzoną przez seksuologów-psychoterapeutów, choćby po to, żeby zrozumieć co się dzieje w związku. Jeżeli pojawia się jakikolwiek dyskomfort to może być właściwa droga, żeby udać się na psychoterapię, ale warto podkreślić, że aseksualność nie jest oficjalnie zaklasyfikowana jako grupa schorzeń czy zaburzeń - czyli nie wymaga leczenia terapeutycznego.  

W jakim wieku przychodzą pacjenci, zgłaszając takie problemy? Wydaje mi się, że osoby 50-, 60-letnie niekoniecznie przyjdą do gabinetu seksuologa, bo będą myślały, że sprawa jest stracona, ale może się mylę?   

- To jest bardzo przykre i jest pokłosiem myślenia, że trzeba sobie dawać radę, bo dawanie rady jest w cenie. Jak mam poczucie, że osoby 35-letnie i młodsze z chęcią przychodzą na psychoterapię, tak czasami mam wrażenie, że 40+ nie zawsze chętnie. O tym się wcześniej nie mówiło, bo zawód terapeuty nie istniał. Jeżeli ktoś ma lat 80., nie miał możliwości skorzystania z takiej usługi. Można powiedzieć, że jest to usługa pewnego rodzaju ekskluzywna, żeby zrozumieć siebie. Im więcej się o tym mówi, w filmach czy w serialach, tym lepiej ludzie oswajają się z myślą, że można przyjść do kogoś i porozmawiać o swoich kłopotach. Zdarza się, że przychodzą coraz młodsze osoby z rodzicami, bo rodzice przyprowadzają dzieci w wieku nastoletnim. Mamy większy dostęp do specjalistów, również w naszym kraju, mamy różne metody terapii, jest to dyscyplina nauki praktykowana od co najmniej 70 lat, więc coraz więcej też w tej materii wiemy. To jest dyscyplina naukowa, z której inni mogą korzystać. 

Ciężko się pewnie przekonać osobom starszym, by poszły na terapię, a przecież ich życie nie kończy się z chwilą 60. urodzin.  

- Dokładnie. Niektórzy biorą ponowny ślub mając lat 70. Mamy teraz uniwersytety trzeciego wieku, gdzie można się odnaleźć i korzystać z nich, cieszyć się życiem, szczególnie, jeśli kiedyś nie było to możliwe. Są to rzeczy skierowane dla konkretnej grupy, więc czemu z tego nie skorzystać. Tak samo jest z psychoterapią, która nie jest popularna wśród osób 60. Natomiast młodzi Polacy coraz częściej są sobie w stanie pomóc w ten sposób. Zdarzają się sytuacje, że psychiatra mówi: "Nie przepiszę pani/panu leków. Proszę iść na terapię", albo zaleca farmakoterapię razem z psychoterapią.  

Znajoma psychoterapeutka twierdzi, że po 60. roku życia nie ma sensu iść na terapię, bo mamy swoje przyzwyczajenia, których nie chcemy się pozbyć. Zgadzasz się z tym?  

- Nie, nie zgadzam się. Sama znam historię osób siedemdziesięcioletnich, które przyszły na terapię i bardzo z niej korzystają. Tu niekoniecznie chodzi o powrót do dzieciństwa i przeszłości, ale warto wziąć pod uwagę, że podczas terapii mogą być podejmowane bieżące sprawy, na przykład  ułożenie sobie żałoby po mężu, czasami dziecku. Są różne rzeczy, które się dzieją tu i teraz, i nie zawsze trzeba aż tak bardzo odbiegać do przeszłości, której ktoś może nie pamiętać. Myślę, że jeżeli jest jakaś trudna sytuacja, to w każdym wieku można skorzystać z terapii. Znam historię 82-letniego pana, który po śmierci żony nie mógł sobie poradzić i udał się na psychoterapię. Czemu nie?       

Czytaj więcej:

Co siódme dziecko doświadcza przemocy seksualnej

Naturalność i "brzydota" kontra idealizacja. Nastał czas szczerości?

Japońscy naukowcy będą pracować nad metodą uprawy roślin na Księżycu

Zobacz także: 

         

Styl.pl
Dowiedz się więcej na temat: aseksualność | abstynencja seksualna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama