Reklama

Szczęście w spadku

Po prababci można dostać nie tylko starą komodę i srebrną broszkę, ale cechy charakteru, przekonania, a nawet gotowy scenariusz na życie... Kłopot w tym, że ten spadek nie zawsze jest przydatny. A jeśli nie masz ochoty powielać losów mamy, babci, nie chcesz patrzeć na świat ich oczami? Znajdź w dziejach rodziny przodka, takiego, który da ci to, czego potrzebujesz. I pomoże żyć szczęśliwie.

Kasia najbardziej lubi cioteczną prababkę. Z całej wielkiej rodziny. Nieżyjąca już cioteczna prababka Julia miała opinię kompletnej wariatki. "Mówisz jak Julka", "Chyba tylko Julka by zrozumiała, o co w tym wszystkim chodzi" - mawiała mama Kasi, gdy coś nie mieściło jej się w głowie. Julia była optymistką, zawsze widziała pełną połowę szklanki. Kasia z upodobaniem wspomina historię rodzinnych diamentów: podobno w posiadaniu takich skarbów była właśnie cioteczna prababka. Mieszkała sama, bała się, że ją okradną. Chowała więc klejnoty w słoikach z konfiturami. Niestety, nie umiała dochować sekretu i wszyscy wiedzieli o tej drogocennej "wkładce".

Reklama

Pewnego dnia włamano się do jej mieszkania. Poinformowała o tym babcię Kasi sąsiadka pani Julii. "Proszę biec do Julii, gotowa zabić się z tej tragedii!" - krzyczała. Babcia więc pobiegła. Zastała Julkę siedzącą przy stole i zajadającą ogórkową. "Popatrz, jakie miałam szczęście! - starsza pani wskazała na potężny łom, leżący na podłodze. - Gdybym przyszła trzy minuty wcześniej, niechybnie by mnie zabili". Kasia: - Zawsze szukałam w tej rodzinie takich wysepek swobody i pozytywnego szaleństwa. Dlatego ciotka Julka jest moją idolką.

Idolką Jowity jest kuzynka Marianna, która zmarła przed wojną. Zarządzała wielkim majątkiem. Bali się jej okoliczni chłopi i... własna rodzina. Twarda, nieustępliwa, odważna. Potrafiła konno przeskoczyć jadący wóz z sianem. Wywołała skandal, gdy - nie zaakceptowawszy wybranki syna - pojawiła się na ślubie w jedwabnym szlafroku w chińskie smoki i papuciach. Chciała w ten sposób okazać swoją dezaprobatę. Skąd Jowita wie o tym szlafroku? Kiedyś znalazła zdjęcie: elegancko ubrani ludzie, a wśród nich egzotyczna postać, odziana na wschodnią modłę. Dopiero potem Jowita dowiedziała się całej prawdy o ślubie, szlafroku i Mariannie, gdy zaczęła interesować się genealogią swojej rodziny.

- Dla mnie to nie tylko daty, nazwiska. To przecież także moje korzenie, emocjonalne, duchowe, intelektualne. I największe powinowactwo czuję właśnie z Marianną. Choćby dlatego, że też kocham konie. Jest coś jeszcze. Marianna uczy mnie, jak żyć. Jak radzić sobie w trudnych sytuacjach. Musiałam szukać tak głęboko, bo w najbliższej rodzinie mam raczej antywzorce - mówi Jowita.

Przez pokolenia

- Ludzie nie żyją w próżni. Wszyscy jesteśmy trybikami w rozmaitych systemach społecznych: w pracy, wśród przyjaciół, sąsiadów. Najpotężniejszym z tych systemów jest niewątpliwie rodzina - mówi Przemysław Staroń, psycholog ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. W spadku po przodkach, nieraz bardzo dalekich, otrzymujemy tabu, oczekiwania, hierarchię wartości, przekonania i uprzedzenia ("Wszyscy mężczyźni to świnie", "Nie ufaj obcym", "Nauka to potęgi klucz", "Pieniądze to nie wszystko"), schematy i skrypty zachowań, ukryte wzorce postępowania, tworzenia bliskich związków. Jak to możliwe? Bo historia np. prapraprababki, która - jak Tołstojowska Anna Karenina - zakochała się w młodszym mężczyźnie, rzuciła męża i "źle skończyła", najpierw jest opowiadana w formie legendy zakończonej morałem. A wreszcie, gdy pamięć o konkretnej osobie ginie - podróżuje przez wiele, wiele dekad w postaci opinii (morału z historii o romansie): "Miłość nie jest istotna. Ważne, by mieć męża, na którym można polegać". Twoja babcia mówiła to mamie, mama tobie, choć nikt nie pamięta już genezy tego przekazu.

Psychologowie Monica McGoldrick, Randy Gerson i Sylvia Shellenberger w książce Genogramy. Rozpoznanie i interwencja zauważają, że te międzygeneracyjne przekazy są jak karty, które dostajemy do ręki przy pierwszym rozdaniu gry w brydża. Bywa, że nie wszystkie są dobre. Bywa, że większość jest zła i nie da się z nimi wygrać partii. "To, co zdarza się w jednym pokoleniu, często powtarza się w następnym" - twierdzą autorzy Genogramów. I przytaczają wiele przykładów na potwierdzenie tej tezy. Najbardziej znany przypadek - klan Kennedych. Przedwczesne śmierci, tragiczne wypadki, uzależnienia - zdaniem terapeutów systemowych to nie fatum, lecz przekazywany z generacji na generację tragiczny wzorzec funkcjonowania. Podejmowanie ryzykownych zachowań? Dążenie do sukcesu i sławy za wszelką cenę? Coś jeszcze, czego do tej pory biografom Kennedych nie udało się uchwycić?

Nie trzeba wcale należeć do wielkiego i znanego rodu, wystarczy przyjrzeć się własnej rodzinie, by zauważyć, jakie "złe karty" są rozdawane przez prababcie babkom, potem matkom, i trafiają do nas. Tych "kart" w linii żeńskiej jest znacznie więcej - bo to od matki, babek uczymy się kobiecości. - Moja rodzina to straszni sztywniacy. Przez całe dzieciństwo mama bała się, co ludzie powiedzą, przejmowała opinią sąsiadów, krewnych, tak samo jak babcia - opowiada Kasia. - Zamiast oddychać pełną piersią i żyć na całego, obie zastanawiały się ciągle, czy coś wypada, czy nie, czy to się godzi... Zero spontaniczności. Mój ojciec chyba był już zmęczony tym teatrem, udawaniem, oglądaniem się na innych. Chciał być beztroski i szczęśliwy. Znalazł inną kobietę, zostawił nas. Wiele lat wcześniej dziadek z tego samego powodu opuścił babcię. Obie, i mama, i babcia, zgorzkniały, utwierdziły się w przekonaniu, że świat jest okrutny, a życie ciężkie i nieprzyjemne.

Jako dziewczynka nie potrafiłam tego nazwać, ale wiedziałam, że coś mi w tej rodzinie nie pasuje. I że ja nie pasuję do niej - wspomina Kasia. Mama często strofowała ją, powtarzała: "Nie ciesz się zawczasu", "Nie ufaj mu, mężczyźni to egoiści, kobieta musi się sama zabezpieczyć finansowo", "Przestań tak szaleć, gdyby kózka nie skakała, toby nóżki nie złamała". Kasia chciała się cieszyć, szaleć i nie miała ochoty przygotowywać się psychicznie do tego, że mąż i tak ją kiedyś zostawi, "bo tak już jest".

Z kolei Jowita zauważyła, że postawa życiowa, wpajana przez pokolenia w rodzinie, bardzo utrudnia funkcjonowanie we współczesnym świecie. - Mama, ciocia, babcia były potulne jak baranki i na wszystko się godziły. Z dzieciństwa pamiętam ich słowa: "słuchaj pani w szkole, na pewno ma rację", "nie kłóć się ze starszymi, wiedzą lepiej". Mama w latach dziewięćdziesiątych prowadziła restaurację. Kucharz, kelnerki, barmanka - wszyscy wchodzili jej na głowę. Kiedy awansowałam w mojej firmie, zauważyłam, że ta sama cecha przeszkadza także i mnie. Nie mam posłuchu u podwładnych. Mniej więcej w tym czasie zaczęłam jeździć konno. I zorientowałam się, że nie potrafię być przywódcą. Konie, ludzie nie chcą robić tego, co mówię, bo nie jestem dla nich liderem. Gdy znalazłam kuzynkę Mariannę, dowiedziałam się, że uprawiała jeździectwo, zarządzała folwarkiem, zadałam sobie pytanie: co takiego miała ona, czego nie mam ja, mama, babcia, ciocia? W końcu Marianna to też rodzina - opowiada Jowita.

Inaczej niż moja matka

Nie masz wpływu na to, co dostałaś w "pierwszym rozdaniu" - od babci, mamy. Możesz jednak dobierać karty sama, dopóki nie będziesz zupełnie zadowolona. Możesz szukać w historii rodziny takich wzorców, które będą Ci pomagać. Bywa, że trzeba szukać nawet kilka pokoleń wstecz, niekoniecznie po linii prostej. Kasia od razu poczuła duchową bliskość z cioteczną babką Julką. Dlaczego? Po prostu gdy poznała dokładnie jej historię, ogromnie jej ulżyło. Bo wcześniej była wyobcowana wśród kobiet swojej rodziny. Było jej z tym źle - przecież każdy z nas czuje przymus powielania losów przodków albo życia według ich oczekiwań.

Chcemy zasłużyć na akceptację, mieć poczucie przynależności do klanu. A ona wyraża się właśnie w podążaniu śladami rodziców, dziadków. To naturalne. - Teraz wiem, że nie jestem czarną owcą. Realizuję tylko inną linię programową niż mama i babcia. Jestem luzacka jak Julia. Czy nie mogłabym być luzacka bez niej? Chyba byłoby mi trudniej. A tak mam w jej osobie wymówkę - śmieje się Kasia. Ale jest coś jeszcze. Im bardziej Kasia zgłębiała historię Julii, tym bardziej była przekonana, że to właśnie ona, a nie babcia i mama Kasi, znalazła w życiu klucz do szczęścia. Miała udane małżeństwo, choć dwoje jej dzieci zmarło w wieku kilku lat. Została wdową w podeszłym wieku, ale nigdy nie narzekała.

Kasia pamiętała z dzieciństwa jej męża jak przez mgłę. Cała rodzina oburzała się, że "Julki", jak na nich mówiono, jeździli oddzielnie na wakacje. Że ona mu nie gotuje trzydaniowych obiadów i nie zabrania chodzić na "kieliszeczek". Ba! Potrafiła wybrać się razem z nim - zdaniem matki Kasi to było "nieprzyzwoite". Kasia zaczęła kolekcjonować wspomnienia o "Julkach". I... trochę ich pomysłów wprowadzać we własne małżeńskie życie. - Oddzielne wakacje pozwalają nam od siebie odetchnąć. Dzięki temu zrozumiałam, że nie muszę ciągle trzymać swojego męża na smyczy, jak babcia i mama. Nie jestem też w domu cierpiącą matką Polką, bywa, że mamy niesprzątnięte, w lodówce tylko światło. Mówię wtedy: "Słuchaj, wkurza mnie ten bałagan. Podrzućmy Franka i Anetę do sąsiadów, a sami chodźmy do knajpy na wino i pizzę" - opowiada.

Wariant Julki jak na razie sprawdza się i w przypadku Kasi. Przeczuwała już w liceum, że jeśli pójdzie w ślady matki i babki, zostanie sama, nieszczęśliwa i sfrustrowana. Wiedziała więc, jak nie powinno wyglądać jej życie, ale dopiero przykład ciotecznej babki sprawił, że zrozumiała, jak wyglądać powinno.

Dla Jowity Marianna także stała się osobą, na której można się wzorować. Jowita powiesiła sobie w salonie jej zdjęcie - to w szlafroku - i zerka na nie, zwłaszcza przed ważnymi rozmowami w pracy. Wtedy, gdy musi zmotywować pracownika do większej kreatywności i samodzielności, albo wtedy, gdy miała całemu swojemu zespołowi zakomunikować, że zarząd podjął decyzję o obniżeniu płac. - Zastanawiałam się, jakich słów użyłaby Marianna. Załatwiłam sprawę krótko: mamy kryzys, takie są wytyczne, rozwiązanie jest czasowe, oczekuję, że dacie z siebie wszystko - jak ja, choć i moja pensja jest teraz niższa. Czasami nawet chyba robię taką minę jak Marianna na tym zdjęciu. Może się to wydawać głupie, ale dzięki niej jest mi łatwiej konfrontować się z ludźmi. Bo myślę sobie, że kobiety z rodziny nie miały takiego temperamentu. Ale ja mam. Mogę być liderką. Wiem, że mam te cechy w sobie - opowiada Jowita.

Paciorki jednego różańca

Poznanie historii własnej rodziny, choć nieraz czasochłonne, pozwala odnaleźć pozytywne, nowe wzorce zachowań, zaakceptować siebie takimi, jacy jesteśmy, bo ktoś był już taki przed nami. Okazuje się, że przodkowie przeżywali podobne życiowe rozterki - mówi Przemysław Staroń, psycholog. I dodaje, że sam wiele lat temu zdokumentował rodzinne dzieje do 1640 roku. Wspomina uczucia dumy i radości, jakie temu towarzyszyły, albo gdy w koszalińskim muzeum odkrył maszynę swojego dziadka, ubogiego szewca. Niesamowita myśl: oto nie jestem znikąd. Nagle okazuje się, że nie tobie pierwszej na drodze piętrzą się rozmaite przeszkody.

"Skandaliczne" romanse z żonatymi. Związki ze znacznie starszymi albo młodszymi mężczyznami. Porzucenia. Zdrady. Ktoś inny też "tak miał" i poradził sobie. To daje poczucie spokoju. Właściwie to "idolkę przodkinię" możesz odnaleźć wiele wieków wstecz, jeśli tylko starczy ci zacięcia! Jak to możliwe? Kod genetyczny dziedziczymy w połowie od matki, w połowie od ojca. Ale jest coś, co matka przekazuje córce od dziesiątków tysięcy lat w niezmienionej postaci: DNA mitochondrialne. Nie podlega na przestrzeni wieków prawie żadnym zmianom. Co drugi Polak pochodzi od Heleny - pramatki najliczniejszego europejskiego klanu. Przez kobiety twojej rodziny - wszystkie - do ciebie wędrują cechy temperamentu, skrypty, wzorce zachowań... Wybierz z tego przekazu to, co najlepiej posłuży ci w życiu. A resztę zostaw.

Jagna Kaczanowska, psycholog

TWÓJ Styl 12/2012

Twój Styl
Dowiedz się więcej na temat: rodzina | babcia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy