Reklama

Zabawa doskonała

Marcin Perchuć odkrył, że był kiedyś małą dziewczynką. Przemysław Saleta zrozumiał, że przegapił w życiu kilka ważnych chwil. Marcin Prokop pokonał swój egoizm, a Katarzyna Pakosińska poczuła nieziemską moc. Zobaczcie, co jeszcze odkryli, spełniając marzenia swoich dzieci.

Zaczarowany ogród

Marcin Perchuć (aktor) i Zosia (4,5 roku)

„Zośka, pojedziemy do bajkowego ogródka, w którym będziesz mogła podlewać bajkowe kwiatki?”, zapytałem. „Pewnie, tato!”, od razu zobaczyłem radość w oczach córki. Zosia uwielbia zabawy w ogrodzie, a szczególnie podlewanie, jest w tym niestrudzona. A najbardziej się cieszy, gdy robimy tam coś razem. Podlewamy kwiatki, poziomki i truskawki, które sadziła z Anetą, swoją mamą (również aktorką – red.).

Zosia troszczy się nawet o drzewa. Mamy ich kilka. Najbardziej czuje się związana ze świerkiem koreańskim, bo ma tyle lat co ona i tyle samo centymetrów. Kiedyś upaćkała się w jego żywicy, myślała, że pień drzewa ubrudzony jest klejem i chciała go oczyścić. Do domu wróciła ze sklejonymi rączkami, których nie mogła rozdzielić, i mocno zdziwioną miną. Chciałbym zrobić jej w ogrodzie mały domek, coś na kształt igloo, tyle że nie z lodu.

Reklama

Kiedyś, w dzieciństwie, wycinałem takie kryjówki w krzakach. Brałem nożyczki i misternie, gałązka po gałązce, ciąłem, aż wychodziła z tego fajna jamka. Przesiadywałem tam godzinami i bawiłem się... lalkami. Chyba dlatego tak bardzo lubię dziś spędzać czas z Zośką.

Stan idealny? Jesteśmy wszyscy w domu, wieczorem odbywa się rytualna kąpiel Zośki, w której bierze udział cała rodzina, a potem jest kapciowy teatrzyk: „Były sobie dwa kapcie. Jeden prawy – Prawek i jeden lewy – Lewek”, zaczyna Zosia. A ja wędruję tymi kapciami nad „poduszkowe wzgórze” albo „pustynię kołdrową”. A potem czytamy bajki. Zabawa w teatr powoli zaczyna być konkurencją dla ogrodu.

Zosia organizuje ostatnio przedstawienia kukiełkowe. Najpierw jest losowanie, kto będzie grać, a kto oglądać. Bo przecież teatr bez widza nie istnieje. Zośka wie to doskonale, bo była już na prawdziwym spektaklu w teatrze mamy. Aneta grała w nim trzy różne zwierzątka. Od tego czasu, gdy mama wraca do domu, Zosia pyta: „Kim dzisiaj byłaś?”. Jeśli pada odpowiedź: „muchą”, „dżdżownicą”, „wiewiórką” – wszystko gra. Ale gdy tylko „pewną panią”, Zosia nie kryje rozczarowania. To już nie pasuje do jej bajkowego świata.

Spróbujemy wszystkiego

Przemysła Saleta (bokser), Nicole (16 lat) i Nadia (8 lat)

Kiedy urodziła się Nika, wszystko było u mnie podporządkowane sportowi. Znajdowałem się u szczytu kariery, ciągle boksowałem. A w sporcie, jeśli chcesz odnieść sukces, musisz być egoistą, a przynajmniej egocentrykiem. Trening w pewnym sensie trwa 24 godziny na dobę. W dodatku mieszkałem w Stanach. Ciągnęło mnie jednak do domu i do córki. Co dwa, trzy miesiące latałem więc do Polski.

Ale i tak wiele ważnych chwil z jej życia mi umknęło. Zrozumiałem to jednak dopiero, gdy na świat przyszła moja druga córka, Nadia. Pierwszy krok, pierwsze wypowiedziane zdanie – tego się nie zapomina. Teraz wiem, że to są sprawy najważniejsze. I mimo że rozstałem się z matkami moich córek, staram się być dobrym i obecnym ojcem. A dzieci najbardziej oczekują od nas pewności, że będziemy, gdy nas potrzebują. Moje zawsze mogą na mnie liczyć, choć czasem ociera się to o absurd.

Kiedyś Nika zadzwoniła w niedzielę po południu, bo nagle przypomniała sobie, że potrzebuje na poniedziałkowe zajęcia z plastyki niebieskiego silikonu. „Tata, tylko wiesz, ja za dwie godziny wychodzę. Dobrze byłoby, gdybyś zdążył”, usłyszałem w słuchawce. Załatwiłem co trzeba. Kiedy się jest weekendowym ojcem – córki mieszkają ze swoimi matkami – trzeba rozpieszczać. Nie mam wyrzutów sumienia.

W zamian zawszę mogę liczyć na ich szczerość. Gdy dostałem propozycję udziału w "Tańcu z gwiazdami", zapytałem, co one na to. Zgodziłem się, bo nie miały nic przeciw temu. Nadia, która chodziła kiedyś do szkoły tańca Egurroli, powiedziała nawet: „Wiesz, mogę ci dać korepetycje, tylko nie wiem, czy za mną nadążysz”. A kiedy odpadłem, zapytała: „A właściwie to dlaczego odpadłeś? O, zapomniałam, nie umiesz tańczyć”. Rzeczywiście, wolę sporty ekstremalne i wciągam w nie córki.

Nadia miała 4 latka, gdy posadziłem ją na quada. Wytłumaczyłem, co i jak trzeba nacisnąć. Niestety, nacisnęła coś innego i trochę nas poniosło. Potem miała uraz do takich przygód. Za to Nikola nie czuje strachu i wszystkiego musi spróbować. Jeździmy razem na rollercoasterze, na diabelskim młynie i na segwayu. A wycieczki na quadach wzdłuż Wisły to już nasze stałe zajęcie. „Ścigamy się?”, pyta Nika z błyskiem w oczach. I co mam powiedzieć? Na szczęście wciąż jeszcze daję radę. Gdy dowiedziała się, że będziemy jeździć na segwayu, od razu się ucieszyła. Nadia bała się, że nie da rady, ale zrobiłem jej małe szkolenie i już jeździła. Mnie też się ta wspólna zabawa bardzo podobała, choć dwa razy zaliczyłem spektakularny upadek na oczach moich córek. Ale dzielnie się podniosłem. Chcę, żeby moje dziewczyny nie bały się w życiu niczego!

Pa, pa dawnej wolności

Marcin Prokop (prezenter) i Zosia (4 lata)

Nie myślałem, że mała dziewczynka może wywrócić do góry nogami świat dorosłego faceta. Zwłaszcza taki świat jak mój - nie było w nim miejsca na nic innego niż moja praca, potrzeby i pasje. Teraz nieomal każdą wolną chwilę spędzam z Zosią. Z czasem wolnym nadal bywa ciężko. Zdarza się, że od rana do nocy jestem w studiu telewizyjnym, a gdy wracam do domu, ona już śpi. Ale na szczęście potem mogę dwa dni spędzić tylko z nią. A wtedy wyłączam telefon i nie ma mnie dla nikogo poza rodziną.

Mamy z Zosią swoje rytuały. Pobudka trwa u nas dwie godziny, a wtedy leżymy w łóżku ubabrani śniadaniową owsianką i oglądamy książki, ostatnio zafascynował ją atlas o rybach głębinowych. Potem ruszamy do kina albo na plac zabaw. Po powrocie do domu Zosia przejmuje inicjatywę, wymyśla różne zabawy, a ja się na wszystko zgadzam. Niedawno przyszła do mnie i mówi: "Jestem dziś księżniczką Aurorą! Tobie, tata, też znajdę zadanie!". "Będę wróżką?", pomyślałem z obawą, ale na szczęście skończyło się bezpieczną rolą leśnego ogra. Zosia jest teraz w "fazie księżniczki" i to właściwie jedyna rzecz, która ją interesuje. Na udział w sesji dla "Twojego STYLU" zgodziła się tylko pod warunkiem, że będzie przebrana za tytułową bohaterkę z bajki o Śpiącej Królewnie. Od razu wiedziałem, że lepiej nie protestować -- Zośka źle znosi odmowę. Ostatnio, kiedy nie chciałem być księciem Filipem, bo nie czułem z nim estetycznego pokrewieństwa, za karę zostałem jego koniem.

Kiedyś z kolei córka przyczepiła mi kawałek tektury do nosa i musiałem grać białego jednorożca. Wskoczyła mi na plecy, chwyciła za włosy i kazała biegać dookoła stołu na czworakach. Świetnie się bawiła, więc musiałem zrobić parę okrążeń. Cieszę się, że żadna telewizja tego nie nagrała, choć staram się we wszystkie role wcielać z godnością. W teatrzyku pacynkowym - to nasza druga ulubiona zabawa - też zwykle przypadają mi w udziale najbardziej niewdzięczne role. Najgorsze są "spektakle" odgrywane na podstawie bajek, które Zosia zna na pamięć, a ja wcale. Improwizuję, jak umiem, ale to, co robię, i tak odbiega od oryginału. A wtedy Zośka wpada w złość: "Przecież Aurora tak się nie zachowuje! Przestań!". W takich chwilach przepraszam i obiecuję, że następnym razem lepiej się postaram. Na szczęście nasze spektakle wciąż są offowe i wieści o tym, jak jestem traktowany, nie dostały się dotąd do publicznej wiadomości. Nie wiem, dlaczego wciąż daję robić z siebie idiotę, ale wiem, że chwilami całkiem nieźle się przy tym bawię. O wiele lepiej niż na showbiznesowych bankietach, z których z przyjemnością rezygnuję, mając fantastyczne czteroletnie alibi.

Cały świat dla nas

Katarzyna Pakosińska (aktorka) i Maja (6 lat)

Wróciłam raz z dłuższego wyjazdu z kabaretem, weszłam do pokoju mojej córki i wtuliłam się w nią. A ona powiedziała: "Och, mamusiu, jak dorosnę, też będę występować na scenie. Ludzie będą mnie słuchali, oglądali, klaskali...". Już, już cieszyłam się, że Maja jest ze mnie dumna, gdy usłyszałam koniec zdania: "... ale wtedy ty będziesz na mnie czekała w domu". To była bolesna uwaga. Zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo Majuni brakuje mamy. Zrozumiałam, że za dużo bywam poza domem. Dlatego natychmiast skorygowałam swój kalendarz; zgodziłam się również, by z bliska zobaczyła, jak moja praca wygląda.

Kiedyś usiadła za kulisami. Występ się skończył, publiczność bije brawa, kurtyna opada. Po chwili idzie w górę, aktorzy znów się kłaniają, a ja kątem oka widzę, że Maja jest na scenie i kłania się razem z nami. Na sali śmiech i jeszcze większe brawa. "To nasz sufler", kwitujemy z uśmiechem. Innym razem w środku skeczu cała widownia usłyszała nagle jej głośny śmiech zza kulis. Rozbawiło ją, że mama na scenie powiedziała zakazane słowo "dupa", a dzień wcześniej w domu zrobiłam jej poważną pogadankę na temat brzydkich wyrazów.

Teraz, kiedy chodzi już do zerówki, nie mogę jej zabierać na dłuższe wyjazdy. Ale zawsze mam ze sobą komputer i rozmawiamy przez Skype'a. A gdy wracam, nadrabiamy czas bez siebie. Mam z córką wspólną pasję - podróże. To dlatego Maja wymyśliła, że podczas sesji zrobimy sobie wspólne zdjęcie właśnie z globusem. Pamiętam jedną z naszych wycieczek. Maja miała wtedy dwa latka. Wybrałyśmy się w Jurę Krakowsko-Częstochowską. W czasie odpoczynku położyłyśmy się na trawie i razem patrzyłyśmy w niebo. Nagle ona zapytała mnie: "Mamo, czy jesteś szczęśliwa?". Wtedy po raz pierwszy poczułam, że nasza relacja wkroczyła na nowe tory, że Maja staje się też moją przyjaciółką.

Naszą drugą namiętnością jest... czarowanie. "Jesteśmy czarownicami!", śmiejemy się czasem do siebie. Dowód? Obie mamy zielone oczy i uwielbiamy magię. Wymyśliłyśmy więc sobie, że mamy wielką moc i możemy "wyczarować wszystko". Jedziemy na przykład samochodem i bardzo się spieszymy, a na horyzoncie czerwone światło, więc czarujemy, czarujemy i po chwili zmienia się na zielone. Idealnie, tak, że nie musimy nawet zwolnić. Oprócz zielonego światła potrafi my wyczarowywać też dobry humor, pyszny obiad. Każdą rzecz, którą robimy razem, zamieniamy we wspólną zabawę.

Beata Biały

TS 06/2010

Twój Styl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy