Reklama

Lekcja dobrego humoru

- Nie porównuj się z innymi, nie uzależniaj swojego szczęścia od tego, czy będziesz mieć większy dom, lepszy samochód, ciekawsze wakacje - radzi Andrew Matthews w rozmowie z Magdaleną Kuszewską.

Andrew Matthews ilustruje swoje poradniki o szczęściu komiksami i karykaturami. Posługuje się szaloną, wesołą kreską. A ja mam nieodparte wrażenie, że w bohaterach jego zabawnych rysunków można odnaleźć podobieństwo do samego autora.

Matthews skończył akademię sztuk pięknych i zdobył sporo artystycznych laurów, ale w dziedzinie treningów motywacyjnych jest samoukiem.

- W wieku 25 lat zainteresowałem się rozwojem wewnętrznym i to zmieniło moje życie. To wtedy zacząłem pisać książki - opowiada, kiedy spotykamy się w pewien deszczowy poranek. Do Polski przyjechał na kilka dni, aby promować swoją najnowszą książkę "Jak działa życie".

Reklama

Jest cały czas uśmiechnięty i sporo żartuje, a ja próbuję rozszyfrować, czy to zasługa pochodzenia (mieszka w słonecznej Australii, w domu otoczonym palmami), czy jednak sprawa treningu i nauki odpowiednich technik. Andrew jest bowiem od wielu lat zwolennikiem teorii pozytywnego myślenia, do której większość psychologów i specjalistów podchodzi sceptycznie, jak do jednego z elementów poppsychologii - wymysłu coachów, którego nie potwierdzają badania naukowe. Jednak czytelnicy na całym świecie, którzy kupują książki australijskiego trenera motywacyjnego, patrzą na to zupełnie inaczej.

Niektórzy widzą w nim wybawiciela z kłopotów, inni przewodnika w drodze do szczęścia i kogoś, kto wie, jak zmienić życie innych na lepsze. Poradniki Matthewsa zostały przetłumaczone na czterdzieści dwa języki, a sprzedane w nakładzie siedmiu milionów egzemplarzy. Co sprawia, że stają się bestsellerami? Prosty język, przykłady z życia samego autora, jego znajomych i czytelników, cytowanie słynnych osób (chętnie Dalajlamy), zabawne rysunki, a także odwołania do poważnych badań z dziedziny fizyki czy biologii, które mają zapewne nadać całości znamiona naukowej powagi. Podczas rozmowy wydaje się bardzo otwarty, ale nadal nie wiem na pewno, czy sam w sytuacjach prywatnych naprawdę potrafi z siebie żartować, choć poleca to innym...

PANI: Jestem niewyspana i boli mnie głowa. Wbiegłam tutaj w ostatniej chwili, bo taksówka się spóźniła. Czekając na nią, bardzo zmokłam. Co na to specjalista od dobrego humoru?

ANDREW MATTHEWS: - Odpowiedź jest prosta. Powinnaś zrozumieć, że przyczyniasz się do wszystkiego, co ci się przydarza, zatem pora zmienić sposób myślenia i odczuwania. Dla wielu z nas negatywne nastawienie do życia stanowi niestety normę. Ale nie każdy zdaje sobie sprawę z tego, że jedna zła myśl uruchamia łańcuch kolejnych nieprzyjemnych myśli.

- Na szczęście to działa także w drugą stronę. Zanim zaczniesz się zamartwiać i wściekać z powodu spóźnienia taksówki, niewyspania i innych negatywnych zdarzeń, które cię spotkały, zadaj sobie pytanie: no dobrze, a jaka jest pozytywna strona całej tej sytuacji? Może taka, że jednak zdążyłaś na czas? Albo taka, że jutro sobota i wreszcie się wyśpisz? Warto uświadomić sobie, że nasze codzienne problemy nie są żadnymi tragediami. A stajemy się takimi, za jakich się uważamy. Jeśli z powodu drobnych niedogodności powtarzamy: "Nienawidzę swojej pracy!", "Moje życie jest takie nudne!", zmieniamy się w osoby nieusatysfakcjonowane i znudzone.

- Szczerze mówiąc, niektórzy tak naprawdę nie chcą niczego zmieniać, wolą mówić tylko o tym, jak im źle. Ja sam pamiętam czas w moim życiu, kiedy jeszcze nie byłem gotowy na zmiany. Jeżeli ktoś czuje się nieszczęśliwy, niech zacznie nad tym pracować. Samo myślenie ani sama chęć nie wystarczą.

Przyznaję - moje powitanie było żartem, prowokacją. W gruncie rzeczy uwielbiam deszcz, zwłaszcza latem. Poza tym idąc za Twoją radą (z książki "Jak działa życie"), zaczęłam robić listę rzeczy, za które mogę być wdzięczna.

- Dziękuję, że tak mówisz. Trzeba pamiętać, że to, co nam się przytrafia, nie jest aż tak istotne jak to, jaki mamy do tego stosunek.

Dochodzisz w swych książkach do prostych wniosków: żyj radośnie i z pasją, dąż do osiągnięcia celów z lekkim sercem, nie pielęgnuj rozczarowań. Jak było z Tobą? Stosowałeś te zasady w życiu?

- Prawie trzydzieści lat temu postanowiłem napisać książkę, choć nigdy wcześniej tego nie robiłem. Miałem w głowie jedynie tytuł: "Bądź szczęśliwy!". Zacząłem pisać stronę dziennie. Ponieważ wierzę, że trzeba pozytywnie programować podświadomość, nagrałem sobie kasetę, na której mówiłem: "Książka »Bądź szczęśliwy!« to światowy bestseller". Przez rok po pół godziny dziennie odtwarzałem tę kasetę w swoim samochodzie. Gotowy rękopis rozesłałem do wielu wydawnictw, ale... wszystkie go odrzuciły.

Rozumiem, że nie pielęgnowałeś rozczarowania i dążyłeś naprzód z lekkim sercem?

- Wierzyłem, że się uda. Nikomu o tej kasecie nie powiedziałem. Działałem dalej samodzielnie i starałem się, żeby poczucie przyszłego sukcesu było wciąż w mojej podświadomości. Po pewnym czasie znajoma przeczytała rękopis i podrzuciła go swojemu sąsiadowi, wydawcy. No i moja książka sprzedaje się na całym świecie aż do dzisiaj, a jej nakład dawno przekroczył milion. Myślę, że kiedy człowiek zaczyna wierzyć, że "to się uda", wszystko zaczyna się zmieniać. Przez pierwszy tydzień możesz czuć się zażenowana, przez drugi wkurzona albo znudzona, że ciągle powtarzasz hasła o zmianie, ale potem nagle ona staje się faktem. Przełomem jest moment, gdy zaczynasz myśleć: cóż, innym ludziom udają się najróżniejsze rzeczy, więc i dla mnie są one osiągalne!

Podróżujesz po świecie. Czy ludzie radośni i uśmiechnięci, niezależnie od tego, gdzie mieszkają, różnią się od siebie?

- Nie każdy manifestuje swoje poczucie szczęścia czy dobry humor. Amerykanie są pod tym względem kompletnie różni od Polaków, bo eksponują swój dobry humor, chcą być postrzegani jako roześmiani i pogodni ludzie. Polakom nieszczególnie na tym zależy. Jednak często okazuje się, że osoby, po których nie widać "hałaśliwego" szczęścia, w głębi duszy czują się naprawdę radosne, bo są zadowolone ze swojego życia. Wstają rano i myślą: wszystko gra, nie chciałabym być kimś innym, lubię moje życie. To znaczy, że naprawdę żyją w harmonii z sobą. Czy wiesz, jaka jest najważniejsza różnica pomiędzy człowiekiem pogodzonym ze sobą a nieszczęśliwym? Ten pierwszy mówi: "Gdy będę wdzięczny za to, co mam, to wreszcie będę szczęśliwy". Ten drugi zaś powtarza: "Dopiero kiedy będę szczęśliwy, mogę być wdzięczny".

Naprawdę wierzysz, że afirmacje mają wpływ na nasze życie?

- One wcale nie wykluczają przykrych czy smutnych wydarzeń. To tylko myśli, które pomagają skupić się na dobrej stronie życia. Załóżmy, że ktoś spóźnił się na samolot i musi spędzić kilkanaście godzin na lotnisku. Jest wściekły, rozżalony na siebie i cały świat. Ale czyta w lotniskowej kawiarni artykuł, który zmienia jego myślenie. Albo spotyka nagle w tłumie starego przyjaciela i zły humor znika. Tak samo działa afirmacja. Niby nic się nie zmieniło - nadal nie ma samolotu i trzeba czekać, a jednak już z inną energią, prawda?

- W życiu warto uczyć się przyjmować nawet najtrudniejsze wyzwania i zmiany. Akceptować je, choć bolą. I pamiętać, że jeśli jesteś otwarta, masz dobrą energię, to sama kreujesz wydarzenia, w tym wypadku dobre, oczekiwane, pożądane. Chodzi mi o to, że możesz mieć mnóstwo talentów i ogromny potencjał, ale jeśli czujesz się w głębi duszy ofiarą lub kimś niezdolnym, to zmarnujesz nie tylko ten potencjał, ale i swój czas. A kiedy naprawdę wierzysz, że twój cel jest osiągalny (to może być nowa praca, sukces w jakiejś sprawie, ale też posiadanie wymarzonej cechy, jak pogoda ducha czy poczucie humoru), to myślisz o tym często i z przyjemnością. I dobrze się z tymi myślami czujesz, prawda? Przyzwyczajasz się do nich. Cel zaczyna być bliski, naturalny. I osiągasz go.

W książce cytujesz znanego czarnoskórego wokalistę Seala, który opowiada, że w jego stronach wielu ludzi śpiewało o niebo lepiej od niego. Ale nikt nie wierzył w swoją muzykę tak silnie jak on.

- Dlatego radzę, abyście trenowali wiarę w siebie. Ćwiczcie się w dobrych myślach na temat, który was najbardziej interesuje. Skupcie się na celach, które chcecie osiągnąć. Wyświetlajcie je w wyobraźni. I to nie raz na jakiś czas, tylko codziennie. W końcu stanie się to dobrym nawykiem.

Sam ilustrujesz swoje książki historyjkami rysunkowymi, karykaturami. Widziałam też filmy z Twoich wykładów i prelekcji, podczas których także je tworzysz. Dlaczego?

- Pochodzę z rodziny artystów, studiowałem rysunek klasyczny, całe życie maluję - kartka papieru i ołówki to dla mnie chleb powszedni. Rysuję dla przyjemności, ale też żeby sobie pomóc zilustrować to, o czym opowiadam. Zwłaszcza wtedy, kiedy stoję na scenie przed wielkim audytorium. Mogę rysunkiem rozładować atmosferę, tak jak inni opowiadaniem dowcipów. Wydaje mi się też, że osoby, które widzą okładki moich poradników, myślą: o, ta książka nie jest zbyt poważna, rozerwę się trochę. Nie chcę robić ludziom poważnych wykładów, często mają i tak dość problemów. Odwiedzam takie miejsca jak więzienia, rozmawiam z osadzonymi. Nie zawsze chcą mnie wysłuchać, ale gdy zaczynam rysować, nasz kontakt staje się prostszy i zabawniejszy.

Ale dlaczego karykatury? Uważasz, że warto żartować z siebie, z życia?

- Istnieje naukowe badanie, które zrobiło na mnie wielkie wrażenie. Wynika z niego, że kiedy jesteśmy szczęśliwi, mamy większą skłonność i do żartowania z siebie, i do pomagania innym. Ładne połączenie, prawda? Tak, wystarczy po prostu być szczęśliwym, a reszta przyjdzie sama (śmiech).

- Trzeba przestać dążyć do perfekcji i spróbować polubić siebie w sytuacji, gdy nie osiągamy sukcesów. Jak? Mów o sobie tylko dobrze, ale też szukaj dobrych cech u innych. Dbaj o swój dom, otoczenie, bliskich. Nie chodzi o kupowanie gadżetów, tylko o atmosferę. Otaczaj się obrazami i przedmiotami, które wydają ci się inspirujące. Sprawiaj sobie małe przyjemności: czytaj książki o pięknych miejscach, funduj sobie masaż albo jedź na weekend za granicę. Szukaj nowych, fajnych doświadczeń, poszerzaj horyzonty, bo to poprawi ci samopoczucie.

- No i bardzo ważne: żyj po swojemu. Szczęśliwe życie nie oznacza doskonałości na wszystkich polach. Powiedz sobie jasno i wyraźnie: "Nie jestem i nie będę perfekcyjna!". Nie porównuj się z nikim, nie uzależniaj swojego szczęścia od tego, czy będziesz mieć większy dom, lepszy samochód, ciekawsze wakacje. Jeśli będziesz oceniać się w kontekście dokonań innych, to zgubisz po drodze siebie, zawiesisz się na cudzym życiu, a na dodatek zepsujesz sobie humor, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto ma więcej. Trenować samoakceptację to nic innego jak zaprzestać porównywania się z innymi. Nie wszyscy możemy być ponadprzeciętni, wyjątkowi.

Uff... to już wszystko?

- Jest jeszcze sprawa relacji. Twój dobry humor nie powinien zależeć od szefa, męża, siostry czy przyjaciół. Najważniejszy jest stosunek do własnej osoby, akceptacja siebie. Przestańmy udowadniać całemu światu, że jesteśmy wystarczająco dobrzy jako pracownicy, małżonkowie, kuzyni, synowie i córki. Kilka dni temu spotkałem w Londynie mężczyznę, który nie miał kończyn. "Nie jestem doskonały i to jest doskonałe!", powiedział. Dobre, prawda?

Prawda. A jak nauczyć się uśmiechać?

- Cóż, część ludzi z natury uśmiecha się często i to jest najlepsze. Jednak nie chodzi o to, aby zacząć się uśmiechać za wszelką cenę. Tak naprawdę ważne są emocje, które są w nas. Jeżeli ktoś czuje się wdzięczny, potrzebny, spełniony, to uśmiech sam wypływa mu na usta. Uśmiechamy się również wtedy, gdy po prostu myślimy o przyjemnych rzeczach, przypominamy sobie zabawne zdarzenia z przeszłości, wymyślamy śmieszne scenariusze na przyszłość. Warto robić to częściej zamiast martwić się, podliczać innych i rozliczać się ze sobą. Dużo podróżuję samolotami, często wtedy tworzę rysunki i karykatury. Ta prosta czynność wywołuje uśmiech pod każdą szerokością geograficzną. Ludzie zwykle sami mnie zagadują, niektórzy rozpoznają moje ilustracje z książek. Pisanie jest czynnością innego rodzaju, więc zwykle robię to w domu o piątej, szóstej rano. Żona Julia jest moim wydawcą, oboje angażujemy się w pracę. I uśmiechamy się, kiedy czytamy e-maile od czytelników z różnych stron świata, na przykład z Iranu, Meksyku czy Chin, którym pomogło to, co napisałem.

Na koniec bądź ze mną szczery i powiedz, czy często czujesz złość, wściekłość?

- Oczywiście, zdarza mi się. Traktuję swoją pracę bardzo poważnie, więc kiedy coś się nie sprawdza albo nie idzie po mojej myśli, to czuję się zawiedziony, wkurzony, smutny. To ludzkie i zupełnie normalne emocje. Byle tylko nie dać się im zdominować! Pilnuję, aby nie trzymać się ich zbyt długo i szybko wracać do siebie. Cóż, jestem w końcu facetem z misją: wierzę w to, że każdy może być szczęśliwym człowiekiem.

Tekst pochodzi z magazynu

PANI
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy