Reklama

(Nie) znudzeni sobą

Najpopularniejszy straszak XXI wieku? Nuda. Czy naprawdę jest taka groźna? Niszczy miłość, pogrąża związki w rutynie? A może ją tylko demonizujemy, żeby usprawiedliwić własne błędy?

Jak chciałabyś być kochana? Długo i mocno - odpowiada siedem na dziesięć Polek. Pozostałe trzy wzruszają ramionami: a co to jest miłość? One chcą chemii, przyjemności, nie liczą na trwałość. Romantyczki i pragmatyczki wyłoniły się z badania Grupy IQS (2012) i choć ich oczekiwania wobec miłości wydają się zupełnie odmienne, to coś je łączy.

Wszystkie, i to już na etapie zakochania, bardzo boją się w związku... nudy. Może słusznie. Na jej zabójczą rolę wskazuje wielu psychologów. Prof. Bogdan Wojciszke, najwybitniejszy polski badacz miłości, nazywa ją podstępnym, niewidocznym wrogiem. Inna sława, prof. Philip Zimbardo - największym zagrożeniem. Dr Ian Kerner, założyciel popularnego w USA serwisu Good in Bed i współautor książki "Miłość w czasach kolki...", porównuje nudę do ataku wirusa na system odpornościowy pary.

Reklama

Badanie przeprowadzone na 3500 Amerykanów pod kierunkiem dr Kristen Mark z The Kinsey Institute wykazało, że 25 proc. z nich nudzi się w swoich monogamicznych relacjach, a drugie tyle jest "na krawędzi" znudzenia. Zaś sondaż małżeński, jaki co roku przeprowadza firma doradcza Grant Thornton, od 2011 roku wykazuje, że znudzenie wysunęło się na pierwsze miejsce przyczyn rozwodów w Wielkiej Brytanii.

Kilka lat temu w księgarniach pojawił się zabawny leksykon "Spokojnie, to tylko fobia! Summa wszystkich strachów" Tima Lihoreau. Autor wymienia, a zarazem wyśmiewa nasze współczesne lęki. Boimy się starzeć, uzależnić, rodzić, łysieć, siwieć, wychodzić z pracy przed innymi, a z imprezy po innych. I oczywiście - bardzo boimy się znudzić.

Co zrobić, żeby wciąż być atrakcyjną, interesującą? Jak ożywić związek i życie seksualne?

- Dziś świat oferuje nam ogromną liczbę bodźców, dlatego nasze zapotrzebowanie na nowe stale rośnie - tłumaczy dr Mateusz Gola ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie. Wyjaśnia, że nasz mózg szybko się przystosowuje: czy zafundujemy mu nowe efekty dźwiękowe, czy co tydzień kolejny związek - odczyta to i przywyknie.

Nie jesteśmy już jak dzieci, które miały do zabawy burego misia i przytulały go przez wiele lat. Mamy zabawki kolorowe, multisensoryczne i znacznie większe zapotrzebowanie na stymulację. Jak zauważa prof. Wiesław Łukaszewski z SWPS, to właśnie zapotrzebowanie pcha nas ku nowym partnerom - oni są przecież znakomitym źródłem nowych i silnych bodźców.

A kiedy tracą swoją pobudzającą moc, zaczyna się poszukiwanie następnego, jeszcze atrakcyjniejszego. Prof. Łukaszewski podkreśla, że we współczesnym świecie nasilają się dwie tendencje: czuj płytko i używaj krótko. Obie wydają się lekiem na strach przed nudą, bo sprzyjają pogoni za nowością.

Kochać płytko znaczy kochać nieuważnie. Trwałe związki są trudne, wymagają delikatności, cierpliwości i liczenia się ze zdaniem innych. A przecież można to pominąć - wystarczą tylko chemia, zabawa, przyjemność. Można miłości używać krótko: nie prać, nie prasować, tylko wyrzucić i kupić nową!

Spłycenie emocji niektórzy socjologowie nazywają nawet stylem emocjonalnym XXI wieku. Szacują, że co czwarty człowiek ma problem ze zidentyfikowaniem tego, co przeżywa. Wie, że coś czuje, coś go porusza - ale co to właściwie jest? Miłość, podniecenie, zauroczenie, fascynacja, namiętność - zresztą wszystko jedno, mówi jak Polki pragmatyczki z badania IQS. Taki styl życia chroni przed nudą w miłości w tym sensie, że nie przeżywamy ani nudy, ani miłości. Czy to źle?

Prof. Łukaszewski radzi, by nie zapędzać się i nie twierdzić, że to, czego ludzie doświadczają w krótkotrwałych związkach, jest nic niewarte. - Często nam się wydaje, że nasza wersja życia emocjonalnego jest lepsza, a inne należy wyplenić - mówi. - Z pewnością dla wielu osób, i to nie tylko młodych, przelotne kontakty stają się synonimem miłości.

Bębny serca i kwestia wyobraźni

Uciekanie przed nudą w nowe związki jest problemem tylko dla tych z nas, które pragną być kochane długo i mocno, jak romantyczki z sondażu IQS. Jeśli marzysz o stałym związku, chwilowy jest rozczarowaniem, jeśli masz nadzieję na wielką miłość, tymczasowa cię nie zadowala.

- A gdy boisz się nudy, nigdy nie będziesz z nikim dłużej - podsumowuje psycholog Ewa Szuchta. - Nuda może nie ma dobrej reputacji, ale jest po prostu częścią życia. Frustruje, męczy, ale też motywuje, sprzyja refleksji, oczyszcza umysł, przygotowuje nas do inspiracji, którą wniesiemy do związku. Tak jak potrzebujemy w pracy chwil bezczynności, tak samo potrzebujemy się ponudzić. 

Etymologia polskiego słowa "nuda" nie jest jasna (niektórzy badacze mówią, że pochodzi od wyrazu "nędza"), ale gdyby kierując się podobieństwem, wywieść je z języka łacińskiego, oznaczałoby "naga". Tak więc gdy się nudzisz, jesteś obnażona, pusta.

- Niektórzy z nas po prostu nie mogą znieść nagości własnego umysłu - uśmiecha się Ewa Szuchta. Jeden ze znanych psychologicznych eksperymentów polega na tym, że ochotnika zamyka się w pozbawionym kolorów, pustym i dźwiękoszczelnym pomieszczeniu. Komora z betonu od wewnątrz pokryta jest gąbkowymi stożkami pochłaniającymi dźwięk. Siedzisz tam w ciemności, ciszy, kompletnie odcięty od bodźców. To stan nudy totalnej i wszechogarniającej. 

Człowiek na co dzień otoczony przez miliony bodźców znosi ten stan (deprywacji sensorycznej) z trudem. Ci, którzy zrezygnowali już po godzinie bądź dwóch, opowiadali, jak bardzo się męczyli. Cisza otępiała i przerażała. Dręczył strach, że może zostali opuszczeni, narastał niepokój, że nikt ich nie usłyszy i zostaną w tym miejscu na zawsze. Szybko pojawiły się halucynacje, panika, uczucie spadania w przepaść. Jednak rekordziści wytrwali w kabinie pustki nawet siedem godzin!

Opisywali piskliwy dźwięk, który "wydaje" cisza w stanie czystym, świst i gwizd własnego oddechu, bębny serca i pulsujący miarowo szum krwi w uszach... Widzicie różnicę? Prof. Łukaszewski przypomina, że choć szukanie nowości jest jedną z najsilniejszych motywacji człowieka, to jednak można to robić na dwa sposoby.

- Dla ludzi, którzy mają wyobraźnię, nuda to stan umysłu. Nawet gdy wokół brak ciekawych bodźców, coś sobie znajdą - będą wymyślać kolejne projekty, marzyć i sami sobie dostarczą nowości. W przeciwieństwie do tych, którym tej wyobraźni brak - mówi profesor. - Bo dla tych drugich nuda to stan otoczenia, w jakim funkcjonują. Kiedy w ich życiu pojawia się pustka, okazuje się, że najlepszym lekarstwem na świecie jest na nią koleżanka z księgowości. Gdyby mieli więcej wyobraźni, zdawaliby sobie sprawę z jałowości takich rozwiązań. Za chwilę będą potrzebowali kolejnych mocnych wrażeń.

Ewa Szuchta uważa, że nuda jest tylko współczesnym straszakiem, nie zaś naprawdę groźnym dla związków zjawiskiem, za jakie się ją uważa. - Naszym związkom znacznie bardziej zagrażają nadmierne oczekiwania - mówi. - Nigdy wcześniej nie mieliśmy tak wielkich i nigdy ich niespełnienie nie było powodem, by relacje się rozpadały. Jedna osoba ma zapewnić wsparcie finansowe, status społeczny i szacunek. Jednocześnie oczekujemy, że będzie również pokrewną duszą, przyjacielem, powiernikiem i namiętnym kochankiem.

To nasze pragnienie ideału, niemożliwe do spełnienia, powoduje znużenie. Co możemy zrobić? Dobrze poznać swojego partnera, docenić jego zalety i zrozumieć ograniczenia. Pamiętać, że nudzą się również te z nas, które nie widzą sensu i celu swojej pracy czy związku. Amerykański psycholog Mihály Csíkszentmihályi przypomina, że nuda jest stanem przeciwnym do doświadczenia "przepływu" (tzw. flow), w którym atrakcyjna dla człowieka aktywność całkowicie pochłania jego uwagę, dając mu poczucie wewnętrznego szczęścia. Trzeba ją tylko znaleźć i pozwolić, by miał ją też partner.

- I może przypomnieć sobie zapomniane ostatnio powiedzenie: co za dużo, to niezdrowo? - dodaje Szuchta. Csíkszentmihályi twierdzi, że najczęściej będą nudzić się te z nas, które mają nawyk rozpraszania uwagi przez robienie wielu rzeczy naraz i wybierania sytuacji, gdzie bodźce - obrazy, dźwięki, słowa, zapachy - atakują nas ze wszystkich stron.

Porównuje współczesnych ludzi do starożytnych chińskich skazańców poddanych koszmarnej torturze obcięcia powiek. Człowiek, który nie mógł zamknąć oczu i nieustannie odbierał bodźce płynące z zewnątrz, umierał.

Nuda za 100 złotych

- Pustka, nuda i monotonia są zbawienne dla zdrowia psychicznego - twierdzi neuroimmunolog Jakub Spyra. - Oczywiście od czasu do czasu. W naszej kulturze jego opinia wydaje się dość kontrowersyjna, ale w staroindyjskich księgach doktrynę o pustce opisano w 8000 strof, nazywając ją mądrością doskonałą. Droga do niej wiodła przez regularną medytację. Próbowałaś kiedyś siedzieć i nie myśleć? Co za nudy...

Spyra dodaje, że dla współczesnego "przebodźcowanego" człowieka przerwanie myślenia przypomina próbę wyhamowania ciężarówki na zjeździe. - A jednak większość z nas będzie próbowało oswajać nudę. Często to robimy, sami o tym nie wiedząc, np. spędzając urlopy we wsiach zabitych dechami, szukając różnych metod relaksacji - uważa Szuchta.

Najnowszą jest deprywacja sensoryczna na życzenie. W kapsule mającej 2 m długości i kształt połówki jaja znajduje się woda (500 l) tak mocno zasolona (350 kg soli), że bez problemu można unosić się na jej powierzchni. Znikają światło, dźwięk, grawitacja. Takie kapsuły odpływowe (zwane też no gravity lub a-float) są w Polsce od kilku lat.

Godzina "pustki" kosztuje około 100 zł. Drogo? Kto nie umie się nudzić za darmo, może zapłacić i potraktować to jako terapię, lekcję "bycia nago", w ciszy i samotności. Jest naprawdę przyjemna. I emocjonalnie (a może nie tylko) tańsza niż stała gonitwa za nowymi wrażeniami.

Magdalena Jankowska

PANI 9/2013

Tekst pochodzi z magazynu

PANI
Dowiedz się więcej na temat: uczucia | związek | miłość
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy