Reklama

Pragnienie piękna

Twarz i ciało, zadbane i atrakcyjne, są jak wizytówka. Ale młodość trwa coraz dłużej, jesteśmy sprawne, aktywne, a nasz wygląd nie zawsze za tym nadąża. Stąd popularność zabiegów, które pomagają nam oszukać czas. Czy jednak piękna twarz gwarantuje piękne życie? I czy odmładzając wygląd, na pewno spotkamy się z zachwytem innych? Pytamy dr Annę Brytek -Materę, psychoterapeutkę.

Dlaczego coraz częściej decydujemy się na poprawianie urody?

Anna Brytek-Matera: - Bo to część naszej kultury. Odkąd istniejemy, staramy się być piękniejsi. A piękno to często... młodość. Znaczna część zabiegów, którym się poddajemy, ma za zadanie powstrzymać starzenie się ciała. Kolejny powód: w naszej kulturze podziwiamy ciała muskularne i szczupłe, odczuwamy wręcz awersję do tych miękkich, otyłych. I coraz więcej osób dzięki medycynie i kosmetologii chce dostosować wygląd do tego wzorca. No i trzecia, ostatnia motywacja: kompleksy. Ktoś uważa, że ma okropny nos, uszy albo usta i przez to nie może spełnić swoich marzeń: znaleźć partnera, zmienić pracy i tak dalej.

Reklama

Z tego, co pani mówi, wynika, że zabiegi upiększające robimy nie tyle dla własnego dobrego samopoczucia, co dla innych. Żeby być przez nich lepiej postrzeganymi?

- Tak było zawsze. Wygląd jest wizytówką człowieka, teraz nawet bardziej niż kiedyś. Bo dawniej, patrząc na ubiór, można było z łatwością zaklasyfikować napotkaną osobę do konkretnej grupy. Dziś to już nie takie oczywiste. Dlatego twarz i ciało są oznaką społecznego statusu - materialnego, ale i zawodowego - a także, do pewnego stopnia, sukcesu w życiu osobistym. A więc 40-latek, któremu się nie powiodło, będzie wyglądał zupełnie inaczej niż ten, który spełnił swoje ważne życiowe cele. Wysportowane, zadbane ciało, twarz poddawana zabiegom estetycznym, a przez to z wyglądu młodsza, wyraźnie o tym świadczą.

Mam więc "ładną wizytówkę", wyglądam jak milion dolarów. Fajnie mi z tym, gdy patrzę w lustro. Jeszcze jakieś korzyści?

- Na pewno! Nie jest to sprawiedliwe, lecz ładni mają w życiu po prostu łatwiej. Są nie tylko uważani za atrakcyjnych, ale też uprzejmych, szlachetnych, zrównoważonych, otwartych, opiekuńczych. Bycie pięknym niesie więc wiele dodatkowych zysków. Dzięki temu nie tylko z przyjemnością można patrzeć na własne odbicie w lustrze, ale i liczyć na awans w pracy, znalezienie odpowiedniego partnera. Nie dziwi więc, że ludzie zastanawiają się nad tym, co mogą zrobić, by prezentować się lepiej w oczach innych.

Pewnie właśnie dlatego w Polsce kobiety i mężczyźni coraz częściej korzystają z możliwości poprawiania urody. Ale jakoś wstydzimy się o tym mówić. Dlaczego? To chyba powód do dumy, że dbamy o siebie?

- Nie zapominajmy, że ta dbałość o urodę może wiązać się jednak z jakimś kompleksem: "Czuję się młodo, a wyglądam staro", "Mam garbaty nos", "Moje piersi są zbyt małe". Mówić publicznie, że poprawiliśmy coś w swoim wyglądzie, to tak, jakby opowiadać: "Wcześniej uważałam, że coś jest nie tak z moją twarzą". Nikt nie przyznaje się chętnie do słabości, tego, co boli. I nie chodzi tylko o defekty urody! A przecież nie ma się czego wstydzić. Każdy dba o swój wygląd tak, jak potrafi najlepiej, tak, jak uzna za stosowne.

Może łatwiej będzie się nie wstydzić, gdy inni przestaną komentować: "Zobacz, powiększyła sobie usta", "Patrz, jak się odmładza, dzidzia piernik!"?

- Piękno to ogromna wartość w naszym życiu. A o to, co cenne, inni bywają zazdrośni. Wtedy pojawiają się złośliwości, zalew negatywnych, agresywnych komentarzy w sieci pod zdjęciami gwiazd, które zdecydowały się na operacje plastyczne. Miło jest dobrze wyglądać. Ale jednym z zaskakujących i niezbyt przyjemnych efektów poprawiania urody są właśnie te komentarze. Kobieta, decydując się na operację piersi, robi to dla siebie. A potem wszyscy znajomi - nawet nieznajomi - zaglądają jej w dekolt, bo chcą na własne oczy zobaczyć i ocenić efekt. Warto o tym pamiętać i, jeśli naprawdę zależy nam na zmianie wyglądu, być cierpliwym. Komentarze ucichną.

Czy po zabiegu poprawiania urody zawsze można liczyć na ten "bonus dla pięknych", o którym pani mówiła? Zaczynam się poważnie zastanawiać, czy nie zbierać pieniędzy na lifting. Może to faktycznie dobra inwestycja? Przydałaby mi się i podwyżka, i może jeszcze męża bym znalazła, zaczęła prowadzić ciekawe życie towarzyskie.

- Pani słowa przypomniały mi o czymś bardzo ważnym, co do tej pory przemilczałyśmy. Niektórzy ludzie oczekują, że ten "zwrot z inwestycji" będzie wysoki. Nie znam statystyk, ale sądzę, że sporo osób jest rozczarowanych efektem końcowym. Sądziły często, że zmieni się nie tylko ich wygląd, ale całe życie. Kiedy np. kobieta wierzy, że mąż porzuci kochankę tylko dlatego, że ona, jego żona, powiększy sobie piersi, może się zawieść. Do zdrady raczej nie dochodzi dlatego, że ktoś ma jędrniejszy czy większy biust. Podobnie, jeśli uważa pani, że lifting zagwarantuje pani przyjaciół, męża. Proszę spojrzeć na sprawę z innej perspektywy. Czy pani lubi i kocha ludzi za ich nosy, kształt ust, czy raczej za ich charakter, to, co dla pani robią, co pani dają? Poznałam dziewczynę, dla której ogromnym problemem były, jej zdaniem, odstające uszy. Zakrywała je włosami, nosiła dziwaczne czapki, żeby tych uszu nie było widać. Wstydziła się i zdecydowała na operację plastyczną. I nikt z bliskich nie zauważył zmiany!

Ale może istotne jest, że ona wiedziała, że ta zmiana już się dokonała? Przestała ukrywać swoje uszy pod włosami, czapkami, zaczęła uśmiechać się do ludzi, stała się bardziej radosna i otwarta.

- Trochę na zasadzie samospełniającej się przepowiedni: myślę, że jestem ładna, więc zachowuję się jak ładna kobieta i inni widzą we mnie piękność. To możliwe, bo przecież gdyby rozejrzeć się wokół, to każdy z nas ma jakąś znajomą, która nie może się poszczycić klasyczną urodą, a jednak bywa uważana za szalenie atrakcyjną. To kwestia samooceny. Można nad nią pracować. Lub poprawić rzeczywisty lub wyimaginowany defekt. Faktem jest, że ludzie, którzy poddali się jakiemuś zabiegowi medycyny estetycznej i natychmiast zobaczyli efekt, przez jakiś czas są uskrzydleni własnym odbiciem w lustrze. Dobrze im z tym, że nagle zaczęli się sobie samym podobać. Tyle tylko że często jest to krótkotrwałe: przyzwyczajamy się do tego, jak teraz wyglądamy. I wtedy kusi, żeby cały proces powtórzyć, znów doświadczyć tego olśnienia przed lustrem: "Wow, to naprawdę ja!". Może to być na swój sposób uzależniające. Choć oczywiście to tylko hipoteza.

A jeśli ktoś nie chce iść za tym nowym trendem? Zgoda na starzenie się, czyli zmarszczki, bruzdy, siwe włosy, też chyba wymaga odwagi?

- Tak, to też bywa trudne. Każda z nas ma wybór: czy chce się zestarzeć i spowodować "obyczajowy skandal", czy wybierze korzyści związane z młodszym, "ładniejszym" wyglądem. Jako psycholog nie mogę o żadnym z tych wyborów powiedzieć, że jest zły lub dobry. O ile jesteśmy świadome tego, co wybieramy. Kiedyś słuchałam w telewizji wywiadu z mądrym mężczyzną. Powiedział, że jedną z najwspanialszych przygód w życiu jest towarzyszenie kobiecie, która godzi się na upływ czasu i pozwala ukochanemu obserwować proces jej starzenia się. Wydało mi się to głębokie, takie "pod prąd", - jak historia pary staruszków z "Miłości w czasach zarazy". Dbajmy o siebie, o swoją atrakcyjność i co ważniejsze, o zdrowie. Ale też nie pozwólmy wejść sobie na głowę. Bo piękna twarz bez ani jednej bruzdy i zmarszczki to nie zawsze piękne życie.

Jagna Kaczanowska

Twój Styl 9/2015

Twój Styl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy