Reklama

Mamo, chcę schudnąć!

No tak, jest pulchne. Gdy biega, dostaje zadyszki. A przecież je tyle, co wszyscy! W końcu ktoś jednak mówi: "Pani dziecko za dużo waży. Musi schudnąć". Jak powiedzieć siedmiolatkowi czy dwunastolatce, że mają nadwagę? Zmotywować do zrzucenia dodatkowych kilogramów? Żadna dieta cud nie sprawi, że twoje dziecko zeszczupleje i utrzyma formę na dłużej. Ono samo musi tego chcieć - mówi Magdalena Jarzębowska, psycholog i psychodietetyk.

Czas na dietę... Trudniej jest odchudzić dziecko czy dorosłego?

Magdalena Jarzębowska: - Zaczęłabym od tego, żeby w ogóle nie mówić o odchudzaniu, szczególnie w przypadku dzieci! To sugeruje, że rodzice z pomocą dietetyka "włączą program" na utratę kilogramów u dziecka. Zajmie to kilka czy kilkanaście miesięcy - i będziemy mieli spokój. A tak nie jest, ponieważ problem powróci szybciej, niż się spodziewamy. Dlatego wolę mówić o zmianie nawyków żywieniowych albo zmianie stylu życia. Na zdrowszy. Ale wracając do pytania: tak, w pewnym sensie dziecku trudniej jest wrócić do prawidłowej wagi.

Reklama

Dlaczego?

- Po pierwsze dlatego, że samokontrola, panowanie nad pokusami są u dzieci dużo słabsze. Każdy z nas zna wielu dorosłych, którym nie udało się wytrwać na diecie. A co dopiero siedmiolatek czy dwunastolatka! Po drugie, grube dzieci często mają niskie poczucie własnej wartości. Na podwórku czy w szkole określenia "tłuścioch", "beka" i nieraz inne, znacznie okrutniejsze, są na porządku dziennym. Sprawę pogarszają rodzice: niestety, wielu z nich się wydaje, że jeśli wystarczająco często będą powtarzać: "Przestań tyle jeść! Zobacz, jak wyglądasz!", dziecko posłucha i schudnie. A to powoduje stres.

- Im jesteśmy młodsi, tym mniej mamy sposobów redukowania napięcia. Pani pójdzie pobiegać, kiedy jest zła, ja obejrzę zabawny film w kinie. My już zazwyczaj umiemy radzić sobie ze smutkiem, frustracją. Ale dziecko jeszcze nie wie, co mu pomaga. Zna natomiast niezawodną strategię natychmiastowego poprawiania nastroju: zjeść coś. Oczywiście, gdy tylko pudełko z czekoladkami czy torebka czipsów robią się puste, pojawiają się wyrzuty sumienia: "Chyba faktycznie jestem niewiele warta, skoro nie potrafię wytrzymać bez jedzenia". Dziecko ma zachować dietę, ale to je stresuje. Musi więc jeść, a waga rośnie.

Słyszałam o kobiecie, która zamykała lodówkę na łańcuch z kłódką, żeby powstrzymać dziesięcioletnią dziewczynkę przed podjadaniem.

- To dobry przykład na zobrazowanie pewnej bardzo popularnej wśród rodziców tezy: dziecko jest grube i trzeba coś z tym zrobić. W tym przypadku założyć kłódkę. I niech wszyscy domownicy mają do niej kluczyk, z wyjątkiem córki, która ma schudnąć. Rodzicom, którzy przychodzą do mnie do gabinetu, trudno jest pojąć, że nadwaga dziecka to sprawa całej rodziny. Wszyscy muszą zmienić sposób odżywiania, styl życia. Dorośli, rodzeństwo - nawet jeśli są szczupli! Kochającym mamie czy tacie nie jest łatwo przyznać: "To moja wina, że córka, syn wyglądają właśnie tak".

Ale to czasami sprawa genów, złej przemiany materii!

- Czasami tak, ale rzadko. W większości wypadków odpowiedzialność za nadwagę i otyłość dziecka ponoszą rodzice, którzy przekazują mu złe nawyki. Na przykład córka obserwuje matkę, która od dwóch dekad wdraża kolejne diety. Uczy dziewczynkę, że to normalne: dorosła kobieta toczy walkę z własnym ciałem, liczy się tylko kilka kilogramów mniej na wadze. Jadłospis takiej rodziny to karuzela: raz drakońskie wyrzeczenia: tydzień na kapuście, potem tydzień samych grejpfrutów. A potem, po diecie, festyn: jemy, co chcemy, świętujemy sukces. I tak w kółko.

- Ale ostatnio trafia do mnie coraz więcej rodzin z innym problemem: chaosu we wszystkich dziedzinach życia. W tym w przyrządzaniu posiłków. W ich domach nie ma żadnej polityki żywieniowej: je się to, co jest pod ręką. Rzadziej jest to obiad ugotowany przez mamę, czasem pizza, coś z mrożonek. Albo daje się dziecku dziesięć złotych i wysyła na kebab czy hamburgera. Tanio i szybko. Bo nie mamy na nic czasu. W takiej rodzinie zmiana nawyków żywieniowych jest najtrudniejsza. Co z tego, że dietetyk rozpisze jadłospis? Kto będzie dbał o to, by się go trzymać? Siedmiolatka czy dziesięciolatek? Oni tego nie udźwigną. Jedno z rodziców musi podjąć się zadania zarządzania domową kuchnią. Inaczej nic z tego nie wyjdzie.

Jak powiedzieć dziecku, że za dużo waży i musi zrzucić kilka czy kilkanaście kilogramów? A może nie mówić o tym, żeby nie obniżać jeszcze bardziej jego poczucia wartości?

- To, co przekazujemy dziecku, zależy od jego wieku. Kilkulatkowi nie musimy mówić wiele, takie maluchy łatwo dostosowują się do nowych sytuacji. Ale też otyłość u przedszkolaków zdarza się stosunkowo rzadko, a sześciolatki i starsze dzieci doskonale wiedzą, że mają nadwagę, słyszą to chociażby od rówieśników. To ważne, żeby dziecko miało świadomość, że nadwaga nie jest dla niego dobra. Można powołać się na autorytet lekarza i powiedzieć, że jeśli dziecko niczego nie zmieni, w przyszłości może mieć problemy ze zdrowiem, nadwaga może prowadzić do chorób: chociażby cukrzycy, problemów ze stawami.

- Czyli: nie kręcimy i nie oszukujemy. "Pan doktor powiedział, że masz nadwagę. Powinieneś ważyć osiem kilo mniej" - po tej informacji dotyczącej dziecka mówimy już w liczbie mnogiej: "Cała nasza rodzina odżywia się źle. Dużo pracujemy z tatą, nie dbaliśmy o to należycie. Teraz wszyscy zatroszczymy się o swoje zdrowie, będziemy inaczej jeść, zaczniemy się ruszać. Co wy na to?". Warto całą rodziną zastanowić się, na czym ta zmiana ma polegać. Niech wszyscy wezmą udział w dyskusji! Zaproponują, jaki sport chcieliby uprawiać. Jak organizować święta, by nie kończyć ich z dodatkowymi kilogramami, nie obżerać się? Co zrobić ze słodyczami, jak stworzyć dla nich jakieś miejsce w jadłospisie?

Słodycze? Nie powinniśmy ich wyeliminować?

- Lepiej tego nie robić - to, co zakazane, kusi bardziej. Słodycze mogą się pojawiać, ale dziecko powinno wiedzieć, jakie są zasady ich jedzenia. Mogą być dostępne, ale tylko jednego dnia, w ograniczonej ilości. Jednym z najczęstszych błędów popełnianych przez rodziców jest właśnie wprowadzanie surowych zakazów. Żadnych słodyczy, popcornu, czipsów: masz jeść jogurty, sałatki i pierś kurczaka gotowaną na parze. Pomijam aspekt wartości odżywczych: jest oczywiste, że posiłki dla człowieka, który rośnie i się rozwija, muszą być pożywne, zdrowe, dostarczać wszystkich potrzebnych składników.

- Pamiętajmy, że dorosłym często trudno jest wytrwać bez łakoci, tym bardziej dziecko będzie miało problem, szczególnie jeśli wcześniej miało nieograniczony do nich dostęp. Może być tak, że w domu będzie jadło samą cykorię - ale w szkole za kieszonkowe kupi batony, chrupki. Nie damy mu kieszonkowego? Zacznie podjadać u kolegów. A co gorsza, będzie podjadać w tajemnicy i wstydzie. I tyć, niezadowolone z siebie, przekonane, że nie podołało wyzwaniu. A to rodzice nie podołali. Nadwaga to nie zbrodnia i zrzucanie kilogramów nie powinno kojarzyć się dziecku z karą. Z tego samego powodu nie jestem fanką tak zwanych wczasów odchudzających dla dzieci i młodzieży.

Znajoma chwaliła się, że jej dwunastoletnia córka w dwa tygodnie straciła sześć kilo!

- Organizatorzy takich wyjazdów tylko z tego są przez rodziców rozliczani. Ze spadku wagi. Ale ten sukces jest okupiony katorżniczą pracą: biegami, forsownymi ćwiczeniami, restrykcyjną dietą. Poza tym proszę wziąć pod uwagę dwie rzeczy: w naszej kulturze pięknych, młodych i chudych - mówię to z przekąsem - gruby bardzo często znaczy "niefajny". Dzieci z nadwagą czują się gorsze, często są mniej asertywne od rówieśników, na wszystko się godzą, próbują wkraść się w ich łaski, bo mają poczucie, że skoro nie mogą być uznawane za ładne, to mogą być przynajmniej lubiane.

- Popularność i akceptacja w grupie są w tym wieku najważniejsze. A "duża" dziewczynka nie ubierze się w supermodne spodnie rurki, nie odsłoni brzucha jak idolki z programu You Can Dance, bo wstydzi się swojego ciała. A przecież bardzo chce być szczupła, atrakcyjna. I oto, na dodatek, zamiast jechać na wakacje na rajd konny, na surfing, z rodzicami do Egiptu - jak koleżanki z klasy - jest wyprawiana z innymi "grubymi", czyli "niefajnymi", na obóz. Do karnej kolonii.

- Druga sprawa: tego typu podejście do zrzucania  wagi, nastawienie na ten jeden cel: utratę kilogramów, jest niebezpieczne. Nadmierne skupienie się na wyglądzie ciała, wadze, centymetrach może mieć opłakane skutki. 

Ale przecież o to nam chodzi...

- A nie powinno. Kiedy zmienimy styl życia na zdrowszy, spadek wagi będzie naturalną tego konsekwencją. Powiedzmy... skutkiem ubocznym. Waga oszukuje: organizm zatrzymuje wodę, gdy jest bardzo gorąco, u dziewcząt - na przykład przed miesiączką. I co? Tragedia! Gdy zaczynamy uprawiać sport, pozornie przybieramy na wadze - mięśnie są cięższe od tłuszczu. I co? Płacz! Po co się na to narażać bez potrzeby? Poza tym koncentracja na wadze i wyglądzie to prosta droga do zaburzeń odżywiania: anoreksji, bulimii, kompulsywnego obżarstwa.

- Z tej samej przyczyny nie zachęcam do nagradzania dziecka za sukcesy w zrzucaniu dodatkowych kilogramów. Fakt, że może nosić mniejsze rozmiary ubrań, lepiej czuje się w swoim ciele - jest nagrodą samą w sobie. My, rodzice, powinniśmy chwalić inaczej: "Synku, pyszna ta twoja sałatka, taka chrupiąca, i to połączenie orzechów z kozim serem - po prostu niebo w gębie!", "Córeczko, tata mówił, że potrafisz przepłynąć już cztery baseny bez zatrzymywania się, brawo!".

No dobrze: w domu jemy zdrowo, dziecko uprawia sport, idzie do szkoły i tam kolega częstuje je czipsami, drugi cukierkami, w automacie czeka słodka cola.

- I nic specjalnego nie powinno się stać - o ile dziecko ma wewnętrzną motywację do zmiany stylu życia. Możemy nad tym pracować. Są trzy podstawowe strategie wzmacniania woli. Po pierwsze unikanie pokus. Czyli: nigdy nie chodzimy z dzieckiem na zakupy głodni, w supermarkecie omijamy alejki ze słodyczami i przekąskami. W domu robimy porządki tak, by kaloryczne jedzenie nie było pod ręką, za to np. zawsze były dostępne malutkie obrane marchewki. Po drugie redukcja wartości przypisywanej pokusom.

- Dajemy dziecku alternatywę: gdy będzie miało w plecaku kolorową kanapkę według przepisu Jamiego Olivera, banana - może nie sięgnie po batona. Pokazujemy też, że zdrowe jedzenie jest modne. Idolką córki jest Natalie Portman? Warto porozmawiać: a jak myślisz, co ona je? Słyszałaś, że jest wegetarianką? Syn uwielbia Roberta Lewandowskiego? Może mógłby w sieci wyszukać informacje na temat jego jadłospisu?

I ostatnia strategia?

- Edukujemy. Namawiamy na próbowanie potraw z różnych stron świata. W nagrodę za dobre oceny czy na zakończenie roku szkolnego nie idziemy do McDonalda! Idziemy do restauracji, w której przygotowywane są dania na bazie produktów lokalnych, sezonowych. W ten sposób tworzymy w pamięci połączenie: zdrowa kuchnia i pozytywne emocje. Robimy coś przeciwnego do wielkich korporacji, zajmujących się sprzedażą fast foodów, które uczuciowo przywiązują do siebie małych konsumentów, oferując im podarunki, pomagając w organizacji urodzin. Za kilka lat wychowany na frytkach młody człowiek w chwili stresu skieruje kroki właśnie do fast foodu. Żeby poprawić sobie humor. Zadbajmy, by nasze dzieci nie miały takich skojarzeń - to zaprocentuje na całe ich życie.

A co, gdy dziecko poniesie klęskę? Zje pięć kawałków tortu? To rodzi frustrację: my się staramy, a ono wszystko niszczy.

- Każdy ma prawo popełnić błąd. Dziecko też, a często o tym zapominamy. I może samo wyciągnąć konsekwencje z tego błędu. Nie jest dobrze, gdy w takiej sytuacji mamę ponoszą nerwy i syczy: "A miałaś nie jeść, widzisz? Jutro przez to nie dostaniesz obiadu". Zapytajmy: "Karolina, ale co się stało? Przecież sama mówiłaś, że zjesz tylko jeden kawałek?". Może się okazać, że przy stole było wesoło, gwarno, ciasto pięknie pachniało, kolorowy lukier kusił.

- Zapytajmy, jakie rozwiązania córka widzi na przyszłość. Niech sama wymyśli: odejść od stołu. Zaproponować kilku osobom partię badmintona albo zaprosić do gry planszowej. Zadzwonić do kogoś po "wsparcie psychiczne". I tak dalej. Im więcej pomysłów na organizację życia na nowo i unikanie pokus ma samo dziecko, tym większe szanse, że zrzuci dodatkowe kilogramy i zostanie przy prawidłowej wadze. Dajemy mu w ten sposób coś wyjątkowego: poczucie sprawczości, że to ono kieruje swoim życiem. Ma wpływ na to, jak wygląda i jak się czuje. To wspaniałe podbudowanie samooceny. 

Mamy upragniony "skutek uboczny". Dziecko schudło, waży tyle, ile powinno. I co? Kontrolować je? Obserwować, czy nie utyło?

- Oczywiście. Wdrażamy nasze nowe zasady, i trzymamy się ich. Patrzymy na dziecko i jeśli zauważamy, że przytyło, siadamy razem z nim i zastanawiamy się: jak do tego doszło? Jesteśmy razem. I pamiętamy: nie rozróżniamy tego, co "przed dietą" od "po diecie". Chcemy, by dziecko zdrowo wyglądało? Musimy wszyscy zdrowo żyć. Już od dzisiaj, na zawsze. 

--------------

Magdalena Jarzębowska jest psychologiem, psychodietetykiem. W lubelskich poradniach prowadzi program leczenia otyłości Nowa Lekkość Bytu. Autorka książki Krótka bajka o odchudzaniu z happy endem - dla kobiet, oraz współautorka książki dla dzieci i ich rodziców Kuchnia pełna przygód, czyli na tropie tajników dobrego odżywiania.

Rozmawiała: Katarzyna Chomętowska

Twój Styl 4/2013


Twój Styl
Dowiedz się więcej na temat: otyłość | dieta
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy