Tak PRL walczył z betonozą. Dekoracja miała być hitem na osiedlach
Architekci, tworzący PRL-owskie osiedla, doskonale zdawali sobie sprawę z monotonii swoich projektów. Choć w powojennej Polsce powstawały założenia wybitne, kształtujące przestrzeń w sposób oryginalny, większość ówczesnych osiedli borykała się z bolączkami takimi jak: szarość, powtarzalność i brak indywidualności. Z tymi problemami próbowano walczyć m.in. stosując zewnętrzne dekoracje budynków. Jednym z pomysłów, który miał wnieść kolor na blokowiska była tzw. vitromozaika. Ciekawy, PRL-owski patent, o którym dziś niewielu pamięta.

"Vitromozaika. Nowoczesna okładzina na elewacje domów" - mówi lektor Kroniki Filmowej (PKF 29A/77), a widz może podziwiać kadry. Na ekranie: drobniutkie, kwadratowe płytki, którymi w rozmaitych konfiguracjach wyłożono ściany domów. Odwiedzający Stałą Wystawę Budownictwa w Warszawie (bo tam zrealizowano materiał) chodzą, oglądają, przekrzywiają głowy, żeby lepiej widzieć, dotykają. Wydaje się, że to przyjemne doświadczenie, na czarno-białym materiale vitromozaika sprawia wrażenie powierzchni gładkiej, takiej po której miło przesuwa się placami.
Piękno ze szkła
Materiał Kroniki Filmowej pochodzi z 1977 roku. Vitromozaikę produkowano wtedy już od trzech lat. Jej producentem była Huta Szkła Wałbrzych, zakład o przedwojennej jeszcze tradycji. Szklana mozaika wytwarzana była w formie niewielkich kostek o wymiarach 2x2 centymetry, które naklejano na arkusze lub taśmę. Mozaiki montowano na fasadach za pomocą specjalnego spoiwa. Zadanie to wymagało sporej precyzji - należało dbać o to, by odległość pomiędzy arkuszami odpowiadała szerokościom przerw między pojedynczymi kostkami mozaiki. Ceną za staranność był efekt, szklana mozaika, produkowana w najróżniejszych kolorach (choć do najpopularniejszych należały zieleń i biel), dawała atrakcyjny efekt szklanej tafli, ładnie odbijający światło. Co więcej, choć vitromozaikę sprzedawano, jak już się rzekło, w formie taśm lub arkuszy, można było rozmontować ją na pojedyncze płytki, pozwalające na układanie dowolnych kształtów od abstrakcyjnych form, przez geometryczne kompozycje po napisy i logotypy. Była też uniwersalna w zastosowaniu, nadawała się do ozdabiania zarówno zewnętrznych elewacji, jak i np. łazienek.

Warto zaznaczyć, że o ile "taśmowa" produkcja vitromozaik stanowiła praktykę charakterystyczną dla PRL, o tyle sama szklana mozaika to typ dekoracji o bardzo długiej tradycji. Stosowali ją starożytni Grecy, znana była w Persji i Indiach. Sporą popularność zyskała w okresie Bizancjum, na co dowody znajdziemy m.in. w dekoracji Hagii Sofii. Era masowej produkcji szklanej mozaiki rozpoczęła się po I wojnie światowej. Wprowadzono wtedy nowe metody produkcji, polegające na wylewaniu szklanej masy na podzielone na komórki tacki. Szklane płytki w tym okresie cieszyły się popularnością głównie w domach klasy średniej.
Na tropie vitromozaiki
Mimo swoich atutów, vitromoizaika nigdy nie stała się hitem, który zdominowałby estetykę PRL-owskich osiedli. "Chociaż wciąż mówimy o deficycie materiałów budowlanych, produkcja wyższa od zamówień. Rosną w magazynach zapasy materiału, który powinien być, w teorii, przez budowy rozchwytywany" - mówi lektor wspomnianej już Kroniki i próbuje dociekać, co stoi za tym brakiem zainteresowania? - "Konserwatyzm? Obawa przed nową technologią? A może przed koniecznością starannego wykończenia?" - wymienia potencjalne przyczyny.
"Mało popularna" nie znaczy jednak "niestosowana". Po vitromozaikę sięgano, a do dziś zachowały obiekty, na których można podziwiać dekoracje ze szklanych kostek. Rozwiązanie szczególnie popularne było na Dolnym Śląsku, czyli w regionie, w którym vitromozaikę produkowano. Dobrym przykładem jest osiedle Podzamcze w Wałbrzychu.
Jakiś czas temu tropem vitromozaik ruszył fotograf, Maciej Czarnecki. "Wielka płyta na Górnym Śląsku to zdecydowanie kopalnia vitromozaik" - pisał na swojej stronie internetowej, jako miejsca warte odwiedzenia wskazując m.in. osiedle Przyjaźni w Siemianowicach Śląskich oraz osiedle Korfantego w Rybniku.
Po szklane dekoracje sięgali nie tylko twórcy architektury mieszkaniowej, ale również obiektów użyteczności publicznej. Ciekawym przykładem zastosowania szklanej mozaiki jest dekoracja na budynku nieczynnego już sanatorium Papiernik w Szczawnicy. Kolorowe płytki tworzą tu abstrakcyjną, malarską wręcz kompozycję, ozdabiając wejście do budynku.
Vitromozaika dziś
Vitromozaika była jednym z wielu PRL-owskich pomysłów na walkę z wizualną monotonią budownictwa, tworzonego pod dyktat normatywu i prefabrykacji. Oprócz szklanych kostek sięgaliśmy też po szklane odłamki, ceramiczne okładziny, metaloplastykę, a nawet fragmenty przemysłowych odpadów (tutaj najpopularniejszym przykładem była ceramika np. ze spółdzielni Kamiona z Łysej Góry).
Wszystkie te rozwiązania z mniejszym lub większym powodzeniem przetrwały próbę czasu. Vitromoziaka na ich tle wydaje radzić sobie całkiem nieźle. Dawne realizacje nierzadko bywają celem wycieczek miłośników estetyki z drugiej połowy II wieku. Nowe tworzą zaś ci, którym zależy na nadaniu swoim nieruchomościom oryginalnego charakteru. Szklane mozaiki wciąż są produkowane, a ich ceny wydają się bardzo przystępne. Za jeden arkusz szklanej dekoracji o wymiarach 30x30 cm trzeba zapłacić około 30 złotych.









