Lund – malownicza mała metropolia

Lund to miasto, w którym można się zakochać: od pierwszego wejrzenia, od pierwszego wrażenia, od pierwszych kroków po nierównym bruku. Z jednej strony kojarzy się z innymi skańskimi miasteczkami, takimi jak Ystad, Simrishamn czy Åhus, które urzekają wąskimi uliczkami z niskimi, kolorowymi domami i szachulcową zabudową. Z drugiej zaś czuć tu wyraźnie metropolitalny charakter akademickiego centrum. Jest jednym z najstarszych miast Szwecji (zostało założone pod koniec X wieku), dziś stawia na nowoczesność, rozwój i innowacje.

Do ponownego odwiedzenia Lund zainspirowała mnie książka "Wróżba. Wspomnienia dziewczynki" Agnety Pleijel - entuzjastycznie przyjęta przez polskich czytelników, intymnie autobiograficzna opowieść o dorastaniu, odkrywaniu siebie, swoich uczuć, swojego miejsca w świecie i w rodzinnych układach, które zaczynają trząść się w posadach. Porządkowanie wspomnień z dzieciństwa sprawiło, że książka świetnie może sprawdzić się w roli przewodnika po mieście. Pleijel opisuje je z dużą dokładnością, śladami dziewczynki łatwo więc trafić zarówno do miejsc, które są obowiązkowymi punktami programu dla turystów, jak i tych związanych z prywatną historią bohaterki, co zresztą bardzo dobrze wpisuje się w zwiedzanie miasta tak pełnego kontrastów jak Lund.

Podążając za dziewczynką można odwiedzić na przykład Grand Hotel, najstarszy hotel w mieście, gdzie dostała pracę na lato i gdzie w kanciapie dla sprzątaczek słuchała plotek o gościach. Swoją drogą, wnętrze hotelu samo w sobie zaprasza do snucia opowieści o gościach, szczególnie tych najbardziej sławnych, takich jak rysownik Carl Henrik Jensen-Carlén, którego karykatury wiszą w hotelowym foyer, czy pisarz Fritiof Nilsson Piraten i kompozytor Sten Broman, których nazwiska w nazwach noszą sale konferencyjne, a nawet dania serwowane w restauracji (kanapka z węgorzem i klopsiki w sosie z whisky). Można przespacerować się Lilla Fiskaregatan, popularną ulicą handlową, gdzie książkowa Neta w drodze do kina spotyka swojego tatę, lub przemierzyć trasę, którą bohaterka codziennie pokonywała, by dotrzeć do szkoły katedralnej (Katedralskolan). Tradycje nauczania tej szkoły sięgają XI wieku, co czyni z niej najstarszą tego rodzaju placówkę w północnej Europie. Współcześnie mieści się w kilku charakterystycznych, ceglanych budynkach z różnych okresów.


Monumentalna katedra w Lund z jej dwiema wieżami (nazywanymi tutaj potocznie lunna pågar, lundeńskimi chłopcami) jest najbardziej rozpoznawalnym elementem panoramy miasta i jednym z najstarszych świadków jego wielowiekowej historii. Stanowi jeden z najlepszych przykładów architektury romańskiej w całej Skandynawii, w średniowieczu odbywały się tu koronacje królów Danii - Skania była aż do 1658 roku prowincją duńską. Katedra przyciąga pielgrzymów, ale jest też atrakcją turystyczną, w której można znaleźć sporo ciekawostek. Pierwszą z nich jest dwunastowieczna krypta, gdzie łuki sklepienia podpiera las kolumn, a jeden z filarów obejmuje olbrzym Finn. Według jednej z legend chciał przewrócić kolumnę i zburzyć katedrę, niezadowolony z zapłaty za pomoc w budowie. Został wtedy jednak pomniejszony i zamieniony w kamień i w ten sposób jego postać miała pozostać w krypcie na zawsze. Inną ciekawostkę stanowi piętnastowieczny zegar astronomiczny, pokazujący między innymi fazy Księżyca i bieżący znak zodiaku, wraz z kalendarzem, który pozwala określić daty świąt ruchomych czy dzień tygodnia wypadający pod konkretną datą. Ożywa dwa razy w ciągu dnia, wtedy znajdujące się na szczycie zegara figury rycerzy rozpoczynają pojedynek, uderzając mieczami, zegar wygrywa melodię i pojawiają się postaci mędrców ze Wschodu, kłaniających się przed Maryją i siedzącym jej na kolanie Dzieciątkiem Jezus. Konstrukcja dziś wciąż wydaje się interesująca, trudno się dziwić, że dawniej nazywano ją Horologium mirabile Lundense, zdumiewającym lundeńskim zegarem.

Uniwersytet w Lund, obchodzący w tym roku jubileusz 350-lecia inauguracji, wywiera ogromny wpływ na specyficzny klimat miasta. Lund liczy sobie ponad 90 tysięcy mieszkańców, co warto porównać z liczbą 40 tysięcy studentów uniwersytetu. To dzięki ich obecności miasto tętni życiem kulturalnym, odbywają się tu różnego rodzaju festiwale, imprezy, wystawy i przedstawienia. Co ciekawe, akademicki charakter miasta znajduje odzwierciedlenie w nietuzinkowym studenckim humorze, którego przejawy można napotkać podczas spacerów po mieście. W kawiarni Athen w siedzibie Towarzystwa Akademickiego znajduje się osobliwa kolekcja gipsowych odlewów nosów prominentnych postaci (przede wszystkim tych zasłużonych dla Lund). To tak zwana "Nosoteka" (Nasoteket), za którą odpowiada specjalna "nosowa komisja", Nasala utskottet, nazywana w skrócie NASA. Brytyjski "The Guardian" wymienił Nosotekę wśród 10 najbardziej dziwacznych atrakcji w Europie. W mieście znajdują się też zaskakujące "pomniki", na przykład Intighet (dosł. Nicość), który jest tylko osadzoną w bruku metalową płytką z nazwą pomnika, południk Kwadransa Akademickiego, miejsce wyznaczone dokładnie godzinę i piętnaście minut od Greenwich, czy figura przedstawiająca jednostkę objętości lagom, czyli szwedzkie słowo na "w sam raz", "nie za dużo, nie za mało". W drugiej połowie maja tego roku w Lund odbędzie się karnawał, organizowane co cztery lata wielkie studenckie święto, kiedy miasto zmienia się w centrum rozrywki. Każda taka impreza ma swój temat przewodni i swojego generała, a jej najważniejszym wydarzeniem jest parada - podczas poprzedniego karnawału przyciągnęła prawie pół miliona widzów.

Obecność uniwersytetu wpływa nie tylko na życie kulturalne, ale przyczynia się i do tego, jak wiele miasto ma wspólnego z rozwojem nauki i technologii. To właśnie z Lund pochodzą takie wynalazki i rozwiązania jak pierwszy respirator, skaner ultrasonograficzny, sztuczna nerka, Bluetooth, czworościenne opakowania Tetra Pak, technologia rozpoznawania twarzy czy poduszka powietrzna dla rowerzystów. Właśnie powstaje tu europejskie źródło spalacyjne ESS oraz europejskie konsorcjum infrastruktury badawczej (ERIC), a w projekty zaangażowanych jest też kilka polskich instytucji naukowych.

Jest też w Lund miejsce, które łączy w sobie te kontrasty, przeszłość z teraźniejszością, pielęgnowanie historycznego dziedzictwa ze zdobywaniem wiedzy na temat rozwoju i możliwościami jego wykorzystania w przyszłości. To Kulturen, drugie w Szwecji muzeum na wolnym powietrzu po sztokholmskim Skansenie, od którego zresztą w polszczyźnie pochodzi określenie tego typu przestrzeni. Zajmuje dwa kwartały Lund w samym jego centrum, przez co jest niejako miastem w mieście. Zajrzeć można do około 40 budowli, dających przykład życia w różnych epokach, od średniowiecza aż po lata 30. XX wieku, w różnych częściach regionu, w miastach i wsiach, oraz wśród przedstawicieli różnych zawodów i warstw społecznych. Można tu spędzić cały dzień, tym bardziej, że oprócz zabytkowych budynków do zwiedzenia jest też około dwadzieścia ekspozycji, te stałe poświęcone są m.in. historii miasta, wzornictwu, sztuce ludowej, kulturowym spotkaniom w sztuce, historii książek, zabawek czy wystroju wnętrz. Integralną część muzeum stanowią związane z budynkami i ich historią ogrody, zielniki i lapidarium.

W Lund nie trzeba się zastanawiać, czy podczas zwiedzania postawić na kontakt z kulturą czy naturą. Jedną z ważniejszych atrakcji turystycznych miasta jest położony niedaleko centrum ogród botaniczny, prowadzony przez Uniwersytet w Lund. Na terenie ośmiu hektarów znajduje się ponad 7000 gatunków roślin, zarówno w samym ogrodzie jak i cieplarniach. Niektóre z okazów rosną tu od początków założenia ogrodu w tym miejscu (a więc od połowy XIX wieku), niektóre są gatunkami rzadkimi i zagrożonymi. Ogród spełnia ważną rolę w upowszechnianiu i popularyzowaniu wiedzy na temat flory. Pracownicy, którzy oprowadzają po ogrodzie, potrafią opowiadać niesamowite historie o roślinach, ale nawet jeśli ktoś spaceruje tu bez przewodnika, czy nawet nie zna się na roślinach i na co dzień nie potrafi nawet odróżnić od siebie poszczególnych drzew, krzewów czy kwiatów, znajdzie tu coś fascynującego, niezwykłego, budzącego zainteresowanie. Jest tu welwiczia, przez wielu uznawana za najdziwniejszą i najbrzydszą rośliną świata, a przez Darwina nazwana została "odpowiedzią świata roślin na dziobaka". Jest grevillea leucopteris o kwiatach wydzielających intensywny zapach starych skarpetek, który przyciąga owady do zapylania. Jest też dracena, z której naciętych liści lub kory wypływa czerwonawa żywica, nazywana smoczą krwią. Popularność ogrodu botanicznego wynika jednak przede wszystkim z tego, że stanowi zieloną oazę w środku miasta, otwartą dla wszystkich. Nie pobiera się za wstęp do ogrodu i cieplarni, można tu przyjść na spacer z psem, urządzić sobie piknik, posiedzieć na ławce z książką i po prostu odpocząć patrząc na zieleń.

Tym, którzy nasycili się pokarmem dla ducha po całodziennym, inspirującym zwiedzaniu miasta i poszukują tym razem strawy dla ciała, polecam odwiedzenie hali targowej (Saluhallen). Hala jest miejscem o około stuletniej historii, wcześniej mięsem i rybami handlowano na pobliskim rynku Stortorget. Dziś pod jednym dachem znajdują się stoiska zarówno z regionalnymi produktami i składnikami, takimi jak właśnie ryby, mięso, sery, musztardy czy wypieki, jak i bardziej egzotyczne restauracje, specjalizujące się w kuchni tajskiej, wietnamskiej, japońskiej i baskijskiej. Mieszanka zapachów, która wypełnia nozdrza od razu po wejściu do hali, zwiastuje ciekawą podróż po smakach całego świata. Warto zrobić sobie przystanek przy stoisku z wędlinami Holmgrens i skosztować typowej lokalnej kiełbasy, lundaknake (jej nazwa jest dźwiękonaśladowcza i ma odzwierciedlać charakterystyczne chrupnięcie przy każdym kęsie) lub w restauracji rybnej Malmstens Fisk, serwującej między innymi kanapkę z krewetkami, która jako jedno z wielu szwedzkich dań ma swój własny dzień w kalendarzu (14 października). Miłośnicy modnych lokali gastronomicznych powinni skierować kroki na Klostergatan, ulicę, gdzie gęsto jest od różnych restauracji (np. z sushi na skańską modłę) i kawiarni. Warto zajrzeć też do Mat & Destillat (nazwa znaczy dosłownie Jedzenie & Destylat), restauracji i koktajlbaru, który doskonale nadaje się też na szwedzką fikę - do gorących napojów podaje się tu miseczkę słodyczy. Uważajcie tylko, bo wśród nich na pewno traficie na takie o smaku lukrecji: w krajach skandynawskich jest bardzo popularny, ale wielu turystów uznaje go za kontrowersyjny.

O Lund mówi się, że wszędzie tu jest blisko. Miasto bardzo wygodnie zwiedza się na piechotę, można pójść też w ślady tutejszych i wsiąść na rower: ponad połowa mieszkańców zamiast poruszania się po mieście samochodem wybiera komunikację miejską lub jeszcze chętniej właśnie rowery - podobno łącznie każdego dnia pokonują na dwóch kółkach dystans odpowiadający pięciokrotnemu okrążeniu ziemi! Rowery na stałe wpisały się w krajobraz ulic miasta, jazda na rowerze wielokrotnie pojawia się też we wspomnieniach dziewczynki we Wróżbie:

Lund to miasto, w którym można się zakochać od pierwszego wejrzenia, ale też takie, w którym można zakochiwać się cały czas od nowa. Warto tu wrócić, skoro nawet tubylcy twierdzą, że nawet mieszkając tu wiele lat, wciąż odnajduje się kolejne pełne uroku zaułki i zakątki, a studencka atmosfera sprawia, że wciąż można czuć się tu młodo.

 

Natalia Kołaczek: doktorantka w Katedrze Skandynawistyki UAM, tłumaczka i lektorka języka szwedzkiego, blogerka (Szwecjoblog.pl), autorka książki "I cóż, że o Szwecji".

Więcej informacji na temat regionu Skanii w południowej Szwecji: www.visitsweden.pl  

.