Reklama

Nić Ariadny, czyli po nitce do kłębka...

Z pewnością każda z nas choćby od czasu do czasu korzysta z usług zaprzyjaźnionej krawcowej. A to skrócić spodnie, a to zwęzić spódnicę - zawsze się znajdzie coś, co wymaga dopasowania. Dawniej maszynę do szycia można było spotkać prawie w każdym domu. Używały ją nasze mamy, babcie i prababcie. Symbolizowała zaradność, stanowiła sposób na wybrnięcie z kryzysu, pozwalała na przerabianie starego na nowe lub odwrotnie. Zawsze kiedy pomyślę o tym poczciwym sprzęcie, przypomina mi się pewna historia...

Z pewnością każda z nas choćby od czasu do czasu korzysta z usług zaprzyjaźnionej krawcowej. A to skrócić spodnie, a to zwęzić spódnicę - zawsze się znajdzie coś, co wymaga dopasowania. Dawniej maszynę do szycia można było spotkać prawie w każdym domu. Używały ją nasze mamy, babcie i prababcie. Symbolizowała zaradność, stanowiła sposób na wybrnięcie z kryzysu, pozwalała na przerabianie starego na nowe lub odwrotnie. Zawsze kiedy pomyślę o tym poczciwym sprzęcie, przypomina mi się pewna historia...

Działo się to kilka lat temu, dzień przed ślubem mojej starszej siostry, Ani. Jak to bywa przed tego typu ważnymi wydarzeniami, wszystko załatwialiśmy odpowiednio wcześniej - salę weselną, orkiestrę, fotografa, kamerzystę itd. Niestety, pewnych sytuacji nie da się przewidzieć... I tak właśnie było w związku z Ani suknią. Kupiona kilka miesięcy przed ceremonią, do ostatniego dnia suknia ta wisiała w pokrowcu na drzwiach pokoju. Dzień wcześniej, przed pójściem spać, Ania wyjęła ją z pokrowca, obok ułożyła welon i buty. Wszyscy poszli spać. No prawie wszyscy - po domu kręcił się zdenerwowany tata oraz ja - świadkowa. Pech chciał, że tato przechodził obok sukni z sałatką śledziową. Olej, który znajdował sie na talerzu, wylądował nie gdzie indziej, ale na materiale sukienki! Akcja potoczyła się błyskawicznie. Pognałam czym prędzej do łazienki. Suknia pod zimną wodę. "Żeby tylko nie zostały ślady" myślałam. Zaprałam materiał, wysuszyłam go suszarką i - nie wiem z czym ta cała sałatka była - z przerażeniem odkryłam, że plama została! Wyścig z czasem. "Oby plama zeszła. Ania wyjdzie z siebie ze wściekłości, plama znajduje się centralnie na dekolcie" powtarzałam sobie w myślach. I nagle - eureka! Użyję kawałka jasnobeżowego tiulu z mojej sukni wieczorowej! Błyskawiczny przegląd szafy. Jest! Wyjęłam maszynę do szycia i zabrałam się do roboty. Na miejsce plamy, najładniej jak umiałam, naszyłam aplikację z kryształkami i koralikami Swarovskiego. Efekt był niesamowity i zaskoczył wszystkich (a najbardziej chyba mnie samą). Nic nie było widać. Suknia ślubna mojej siostry została uratowana. Mało tego - wyglądała jeszcze przepiękniej niż w dniu zakupu!

Reklama

Po dziś dzień dziękuję mamie, że nauczyła mnie obsługiwać maszynę do szycia. Prawda jest taka, że to dawne narzędzie chałupniczej pracy nie raz wybawiło mnie z opresji... W dobie zalewania galerii handlowych "chińszczyzną", szycie pozwala także na tworzenie oryginalnych i niepowtarzalnych kreacji.  To świetna zabawa, czas na chwilę spokoju i wyzwolenie twórczej energii, relaks. Będą z tego nici czy nie będą - myślę, że warto spróbować swoich sił w dziedzinie domowego krawiectwa :-)

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama