Reklama

Nie tylko dla mężczyzn.

Stereotypem jest, że tylko mężczyźni piłkę kopią. A jednak nie! W naszym kraju jest wiele kobiet, które z zapałem równie dużym, co mężczyźni, potrafią i chcą grać w piłkę nożną. Niewiele osób wie, że kobiecy futbol w Polsce doczekał się nawet swojej ligi. I to nie jednej. Znajdzie się również coś dla przeciwników kobiecego futbolu.

Stereotypem jest, że tylko mężczyźni piłkę kopią. A jednak nie! W naszym kraju jest wiele kobiet, które z zapałem równie dużym, co mężczyźni, potrafią i chcą grać w piłkę nożną. Niewiele osób wie, że kobiecy futbol w Polsce doczekał się nawet swojej ligi. I to nie jednej. Znajdzie się również coś dla przeciwników kobiecego futbolu.

Ale... zacznijmy od początku. Jeszcze kilkanaście lat temu nie do pomyślenia było, żeby kobieta biegała po murawie za piłką, kiwała, strzelała bramki. Myślenie to zmieniło się we wrześniu 1921 roku, gdy w Poznaniu powstała pierwsza w Polsce, oficjalna drużyna piłki nożnej kobie, jako sekcja Towarzystwa Sportowego "Unja" Poznań. 

Mimo, że od "narodzin" kobiecej piłki w Polsce minęło już ponad 90 lat, dopiero teraz zaczyna się ona cieszyć popularnością wśród Polaków. Jednak nawet teraz zapewne niewielu z ich wie, jak dzieli się Liga, a więc tak: najwyższą klasą rozgrywkową jest Ekstraliga. Klasy niższe to kolejno: 1. Liga, 2. Liga i 3. Liga. Ligi od 1. do 3. mają charakter rejonowy, podzielone są więc na grupy.   Polska ma także swoją reprezentację kobiet. Również nie jedną, oprócz tej 'seniorskiej', tzw. A są także młodzieżowe U-15, U-17 i U-19. I to są podstawowe informacje, który każdy polski miłośnik piłki (nie tylko tej kobiecej) powinien wiedzieć. Ale o wiele ważniejsze od tych informacji wypisanych przy pomocy wielu stron o kobiecym futbolu, ważniejsze powinny być kobiety, które w tą piłkę grają. Mam dla Was historię jednej z nich. 

Reklama

 

Jesienny wieczór, dokładnie 4 lata temu, 13-letnia wówczas niska, pulchniutka blondynka, oglądając powtórkę meczu swojej ulubionej drużyny, zamarzyła, aby też móc tak grać. Aby umieć tak grać. Szybko włączyła komputer, odnalazła stronę internetową swojego miasta, numer do dyrektora męskiej drużyny piłkarskiej w swoim mieście. Długo miała obawy, czy jej się uda, czy przypasuje się do drużyny. Bała się, że ją wyśmieją, nie będą chcieli grać z 'grubaską', ale jednak po namowie kolegów, którzy grywali z nią w piłkę na podwórku, odważyła się zadzwonić. Najbliższy trening- czwartek, godzina 17:30. Jednak nie poszła tam.
Dopiero po 2 tygodniach zawzięła się w sobie. Nie wiedziała czego się spodziewać. Zawodniczki przyjęły ją chłodno, pierwsze pół roku trenowała sama, ale obiecała sobie w duchu, że się nie podda, że od tej chwili to będzie jej priorytetem, nie ważne, co będą myśleć o niej inni- ważne, żeby spełniała swoje marzenia.
Rok żmudnych i ciężkich treningów minął. Przyszedł czas na pierwszy, poważny sprawdzian dla młodej bramkarki- turniej piłki halowej. Wątpiła w to, żeby trener wyznaczył ją do pierwszego składu, bała się, że nie da sobie rady. Aż do przyjazdu na miejsce nie wiedziały, kto dziś zagra. W końcu trener wyczytał ją. Musiała wyjść na parkiet, jakoś przetrwać te 4 mecze. I wyszła. Szło jej całkiem nieźle przez dwa pierwsze mecze. Jednak w trzecim doszło do starcia z przeciwniczką, niesamowity ból w prawym barku- to był koniec jej występów. Dzięki zwycięstwom w dwóch pierwszych meczach zdobyły Puchar. Ale noc po tym turnieju nie należała do najlepszych. 5 godzin w szpitalu, prześwietlenie, diagnoza- skręcenie barku z przesunięciem kości o 2-3 cm. Przerwa w grze na najbliższe 2 miesiące.
Nie było łatwo, ale wróciła do składu. Wydawało się, że koleżanki z drużyny przestały na nią patrzeć, jak na "grubasa, zasłaniającego pół bramki". Zgubiła prawie całą nadwagę. Nie poddawała się. Ciągle trenowała- postawiła sobie cel: być najlepszą. Kolejny rok treningów i wymuszona zmiana klubu zaowocowały wicemistrzostwem na europejskim turnieju- "United World Games". Następny- wicemistrzostwem Polski Juniorek. W międzyczasie zaliczyła też kilkanaście meczy w 2. lidze.
Ale dopiero wtedy okazała się, jaką cenę musiała za to zapłacić. Rozpoczęły się problemy ze stawami, kolanami, kręgosłupem. Aż w końcu zrezygnowała. Jako 17 latka musiała na jakiś czas 'odwiesić buty na kołku'. Ale ciągle się nie poddaje! Dziś na nowo próbuje budować drużynę w swoim mieście. Zbiera dziewczyny, motywuje je, sama znów trenuje.
Swoją przyszłość również wiąże z piłką- postawiła sobie kolejny cel- zostać trenerką i sędziną. Aby osiągnąc te cele potrzebuje oprócz chęci i zapału również trochę pieniędzy, bo sama licencja trenera kosztuje w granicach 5 tys. złotych. Ale tak, jak i kilka lat temu, tak i teraz- będzie walczyc do końca, nie patrząc na to, co myślą inni.

 

Przytaczając tu tę historię, chcę pokazać Wam, że futbol uczy charakteru. Walka na murawie uwalnia w nas chęć dążenia do wyznaczonych celów, bez względu na innych, na to, co mówią i co myślą. Najpiękniejsze zaś w piłce jest moment, kiedy patrzy się na tablicę wyników i wspomina, jak ciężką pracę na treningach trzeba było włożyć w to, żeby strzelić bramkę, czy obronić strzały przeciwników.

Zwycięstwa nigdy nie przychodzą łatwo. Najważniejsze to nie lekceważyć przeciwnika.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy