Reklama

Z życia artysty dzień jeden

„Są takie dni w tygodniu, gdy nic mi się nie układa i jak na złość wypada wszystko z rąk.” – śpiewała kiedyś Urszula Sipińska. Też tak czasami macie? Chyba każdy tak ma.

„Są takie dni w tygodniu, gdy nic mi się nie układa i jak na złość wypada wszystko z rąk.” – śpiewała kiedyś Urszula Sipińska. Też tak czasami macie? Chyba każdy tak ma.

Problem pojawia się, kiedy ten „uroczy dzień” wypada akurat wtedy, gdy trzeba zrobić coś konstruktywnego. A dusze artystyczne najlepiej wiedzą, jakim nieludzkim wysiłkiem jest wówczas wziąć się do pracy. Bo jak tutaj tworzyć nową szkatułkę ze strusiego jaja czy wydmuszkę z jajka gęsiego, kiedy leń ogarnia całe ciało – od stóp do głów? Rada jest jedna – nie dać się lenistwu. Bo nic tak nie zabija weny twórczej jak bezczynność. Może i są tacy geniusze, którzy obijając się w łóżku przy kolejnym przewrocie z boku na bok wpadają na jakieś arcynatchnione pomysły, ale generalnie inspiracja sama do artysty nie przychodzi. I tutaj dochodzimy do kolejnego problemu, z którym zmierzyć się musi artysta. Efekty pracy, np. szkatułki to meta. A co się dzieje przed dotarciem na start? Lepiej, szanowny odbiorco, zachwycający się pracami artystów, żebyś nie wiedział! A to zepsuje się wiertarka do wycinania wydmuszek, a to wydmuszka (jakby zły urok ktoś na nią rzucił) postanawia pęknąć, albo, co też uwierzcie nie jest sprawą rzadką – mnóstwo osób ma jakiś interes. A jak do tego wszystkiego dodamy cudowny czerwcopad to masz, mój drogi czytelniku, pełny obraz tego, jak wygląda codzienność artysty. Ale artysta to człowiek idący pod prąd. Zepsuła się wiertarka? Mamy drugą! Może i ciężką i nieporęczną, ale sztuka wymaga poświęceń! Jajo strusie zrobiło psikusa? Może i lepiej, następne wycięcia będą piękniejsze (bo w końcu trening czyni mistrza). Telefony też się da wyciszyć. No chyba że ktoś jest bardzo namolny i osobiście postanawia poprzeszkadzać w procesie tworzenia. Na to też jest rada! Przy brzęczeniu wiertarki oraz zapachu lakierów rozmowa się nie klei. Na aurę nie wiele poradzić możemy, ale jak na artystę przystało trzeba zobaczyć dobre strony złej pogody. Bo w deszczu ani pielenie ogródka, ani piknik, ani spacer kuszące nie są. I dobrze! Bo jak dopada artystę lenistwo to wszystko jest ciekawsze niż praca twórcza. Choć tu należy sprostować (i oddać honor artystom), że tylko pierwszy krok jest trudny. Jak już się zasiądzie przed jajem, które jest niczym białe płótno dla malarza to można „góry przenosić”.

Reklama

I tak oto powstają prace, które potem z dumą i lekkim uśmiechem Ci, drogi czytelniku prezentuję, modląc się byś nigdy nie poznał kulisów powstawania twojej szkatułki.

Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy