Reklama

Druga miłość...

Czasem na swojej drodze, możemy spotkać kogoś, kto odmieni Nasze życie...

Czasem na swojej drodze, możemy spotkać kogoś, kto odmieni Nasze życie...

Kłótnia w tym przypadku była pomyłką. On mnie tylko do tego sprowokował. Po co wyszedł z telefonem przed dom... Może kogoś ma? O nie!!! Idzie tutaj...

- Kochanie, gdzie są te grabki, którymi ostatnio grabiłaś trawę? Wsędzie ich szukam.

- ...

Niech on sobie z tąd już idzie...

- Przecież miałaś je jakieś trzy godziny temu?

- A skąd mam wiedzieć, gdzie są twoje cholerne grabie. Idź do sklepu po nowe!!!- krzyknęłam

Odwrócił się na pięcie i znów wyszedł na zewnątrz. Dobrze mu tak. Ha!!! To wszystko za moje wylane łzy. A było tak pięknie... Chociaż nie od  początku. Mój obecny mąż, to miłość typowo wakacyjna. Wcześniej już miałam męża, ale cóż nie zawsze nam się układało. Były miał na imię Andrzej. Dwa lata temu ja i Andrzej, wybraliśmy się na wakacje do mojej babci. Cóż, świeże powietrze, dobrze nam zrobi. Byłam wtedy w 6 mi esiącu ciąży. Od początku Andrzej o mnie nie dbał. Nie, nie chodzi o to że nie był moim służącym. On po prostu mną gardził.

Reklama

- Boże jak ty wyglądasz, istna słonica- mówił

Ja tylko spuszczałam nisko głowę, nie mówiąc ani słówka. Cóż było gadać, dawał pieniądze na utrzymanie. Pewnego dnia, kiedy sama wybrałam się na spacer po okolicznych polnych drogach, zauważyłam wysoką, szczupłą postać z kruczoczarnymi włosami, która szybko biegła w moją stronę... Gapiąc się na biegacza, tak niefortunnie stanęłam w moich sandałach, że po prostu przewróciłam się na tyłek. Auuua... to zabolało...

- Dziewczyno, nic ci się nie stało?- zapytał biegacz

- Mam nadzieję że nie- odpowiedziałam

Ostrożnie postawił mnie na nogi. Wypadało mi podziękować wybawcy:

- Dziękuję. Jesteś z tej miejscowości?

- Nie ma za co. Widzę że teraz powinnaś się martwić o swoje zdrowie. Nie mieszkam tutaj, przyjechałem do wujka.

- Ja przyjechałam z mężem do mojej babci. Masz jakoś na imię ,,mój wybawco,,?

- Tak, Artur.

- No to jeszcze raz dziękuję Arturze, muszę wracać, mam nadzieję że się jeszcze spotkamy- powiedziałam

- Na pewno- odpowiedział i uśmiechnął się lekko.

Kurcze, jakie on ma piękne brązowe oczy, pomógł mi... Boże o czym ja myślę, mam męża, jestem w ciąży!!! Kiedy doszłam do domu, mąż nie był zachwycony:

- Gdzieżeś ty się podziewała- krzyczał

- Spacerowałam- odpowiedziałam cichutko

Dobrze że o nic więcej nie pytał...

Następnego dnia, Andrzej zarządził naukę pływania dla mnie w pobliskim jeziorze.

- Oszalałeś, ja nie umiem pływać- mówiłam i płakałam

- No przecież po to idziesz nad jezioro, żeby się nauczyć, jestem znakomitym nauczcielem pływania- mówił

Poszłam, bo się bałam... Na brzegu nie było nikogo... oprócz... zaraz... to ten Artur. Siedział sobie i podziwiał widoki. Brzeg był stromy... Ja w sandałkach na cienkich paseczkach, w tych samych w których przewróciłam się na drodze. Nagle moja noga ześlizgnęła się z brzegu i wpadłam do wody.

- Andrzej ratunku, topie się!!!- krzyczałam

Andrzej tylko stał na brzegu, z otwartymi ustami, przyglądał się moim poczynaniom:

- Jak się trochę nie zakrztusisz wodą, to się nie nauczysz- powiedział

Nagle, jakieś mocne ręce, chwyciły mnie w pasie. Zemdlałam... ocknęłam się w domu, na babcinym łóżku. Nade mną stał Artur. Minę miał nietęgą.

- Gdzie jest mój mąż? - zapytałam

- Ten cykor? Właśnie uciekł. Ktoś zgłosił, że właśnie twój facet stał na brzegu i nie chciał udzielić ci pomocy. Ma przechlapane- odpowiedział Artur

No to nieźle....

Po kilku dniach, kiedy rozmyślałam nad moim życiem, doszłam do wniosku że po prostu nie kocham, ani nie kochałam Andrzeja. Za to z Arturem spędzałam coraz więcej czasu. Kiedy po wakacjach wracałam do swojego miasta, miałam przy boku Artura. Był taki opiekuńczy... nadal jest...

 

 Z rozmyślań wyrwało mnie pytanie:

- Kochanie jesteś tam? Znalazłem te grabie, leżały w trawie za szopą. Acha... dzwoniła twoja babcia, chce żebyśmy przyjechali do niej jutro. Co jej powiedzieć?- zapytał Artur

- Że naturalnie przyjedziemy- odpowiedziałam

Artur pocałował mnie delikatnie w policzek, a ja uśmiechnęłam się lekko. Po chwili usłyszałam płacz dobiegający z pokoju naszego szkraba. Oj ,pewnie pora na podwieczorek. Rzuciłam ścierkę i biegiem pognałam do pokoju dziecka...

 

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy