Reklama

"Kobieto, puchu marny..."

Pomysł na namalowanie portretu kobiety żyjącej na wsi przychodzi dosyć szybko. Używamy barw bardzo prostych i oczywistych jak gdyby wierząc, że zamieszkujące niewielkie miejscowości Katarzyny i Marcysie to nieskomplikowane osobowości.

Pomysł na namalowanie portretu kobiety żyjącej na wsi przychodzi dosyć szybko. Używamy barw bardzo prostych i oczywistych jak gdyby wierząc, że zamieszkujące niewielkie miejscowości Katarzyny i Marcysie to nieskomplikowane osobowości.

 

    Wydaje się, że są to kobiety silne, pracowite i od dziecka przygotowywane do tego, aby pomagać mężczyźnie w prowadzeniu gospodarstwa. W świadomości istnieją, jako niestrudzone gospodynie, perfekcyjne kucharki, ukochane matki i wiernie trwające żony. I choć mówimy tutaj o portrecie, to paradoksalnie zawsze stanowią tło dla tego, co stworzył mężczyzna. Za każdym razem przedstawiane są w parze, a przecież przydarzają się wypadki losowe, które w mig umiatają dowody męskiego wszędobylstwa i niezastąpienia na gospodarstwie. A jeśli nawet nie, to kobieta na wsi przecież ma swój rozum. Tak jak każdy ma prawo wyboru, który podyktowany jest chęcią życia w pojedynkę. Zważając na to pospiesznie mieszamy barwy na malarskiej palecie i wydobywamy z naszego portretu coś głębszego, już nie tak oczywistego. W efekcie zdumieni wpatrujemy się w dziwaczną i abstrakcyjną postać. Odważnie zajmuje całe płótno. Ma smutne oczy. Choć dumna ze swojego wyboru i do końca jego świadoma wie, jak postrzegają ją złośliwi gapie. Dziwadło.

Reklama

    Inspiracją dla tekstu autorki staje się postać Urszuli Flis. Zainteresowani spotkają ją we „Wizycie” (1974) i późniejszym „Żeby nie bolało” (1997) reżysera Marcela Łozińskiego. To tytuły filmów dokumentalnych, w których wystąpiła we własnej osobie. W pierwszym jako młoda osoba, w kolejnym o ponad dwadzieścia lat starsza. Niby szmat czasu. Przyniósł on oczywiście sploty rozmaitych wydarzeń w życiu bohaterki, jednak otoczenie, w którym żyje pozostało takie samo w obu obrazach. Trudne, codzienne życie na gospodarstwie, wypełnione rutynowymi obowiązkami. Kłody pod nogi rzuca rezolutnej Urszuli także środowisko rówieśników. Nieprzychylne, ignoranckie, perfidnie wyśmiewające. Mieszkańcy wytykają młodej kobiecie bujanie w obłokach, nieprzystosowanie i brak męża. Zgodnie twierdzą, że nie udźwignie prowadzenia gospodarstwa w pojedynkę. Sama Urszula początkowo zbywa wścibskie komentarze radosnym uśmiechem. Wierzy, że każda wieś musi mieć swojego dziwaka. Uparcie godzi uciążliwe obowiązki z pomocą chorej matce. Liczy się z tym, że niedługo przyjdzie się im pożegnać na zawsze. Nie frasuje się jednak zbyt długo. Chce myśleć o czymś innym, mniej realnym. Ucieka w literaturę. Z uwielbieniem przemierza bezkresne strony książek. Nie wybiera banałów. Rozmarza się nad Mozartowskim „Weselem Figara” i na długie godziny zatraca w „Nędznikach” Wiktora Hugo. Niejednokrotnie zapyta na przekór, o czym innym przyjdzie jej myśleć? Z jakiego powodu ludzie podczas pracy mają myśleć wyłącznie o niej? Czy nie piękniej byłoby żyć w innym świecie?

    Po pierwszej wizycie w swoim domu, Urszula wpuszcza Łozińskiego po raz drugi, w 1997 roku. Czasy zmieniły się pod wpływem przełomowych wydarzeń z 1989 roku. Czy Urszula odczuła skutki upadku systemu komunistycznego? Pospiesznie, lecz pewnie stwierdza, że nie. O wiele ważniejsze było dla niej odejście matki. Została na gospodarstwie sama, a na jej głowę spadły wszystkie obowiązki. Przy ich wypełnianiu nadal towarzyszą jej bohaterzy ulubionych książek. Nie czuje się samotna. Wie, że to miejsce na ziemi jest jej przeznaczone. Zapytana o to, dlaczego nie wybrała studiów, zamyśla się. Po chwili mówi, że literatura to jej miłość, ucieczka od codzienności. Nauka na uniwersytecie być może to uczucie by zabiła. Już nie byłoby ratunkiem, a rutyną. Nie wie tego jednak na pewno. Kobieta szybko się rozchmurza i rzuca, że tak widocznie musiało być. Zapewnia, że na wsi czuje się szczęśliwa i na pewno jest tutaj z jakiegoś powodu. Tylko, dlaczego bez męża u boku? – interesuje się prowadząca z Urszulą rozmowę dziennikarka. Na to pytanie kobieta długo nie chce udzielić odpowiedzi. Jest nieufna. Wie, że jest postać wydaje się rówieśnikom dziwna i pokrętna. Szalona stara panna, której zdało się, że pozjadała wszystkie rozumy i myśli, że może udźwignąć na swoich lichych barkach całe gospodarstwo. Nieśmiało wspomina dwóch młodzieńców. Jednego nie chciała. Nie dlatego, że był nieporadny. Urszula wspomni o nim, że był dobrym człowiekiem, lecz nie kochała go. A bez miłości życie w parze nie ma sensu. Na odwzajemnienie tego uczucia miała jednak nadzieję od innego mężczyzny. Niestety nie spełniło się. Pozostał ból i odraza. Zdecydowała, że chce żyć w pojedynkę i nikomu nic do tego wyboru. Tak widocznie miało być.

   Czasy się zmieniły, a myślenie o kobiecie na wsi wciąż pozostaje takie samo. Nadal kojarzy się, jako nieodłączny element obrazu, na którego środku namalowano krępego mężczyznę. Jest jego uzupełnieniem, lecz nie rozumianym w kategoriach wielko miejskich, jako modny dodatek. Jesteśmy przekonani o tym, że jest potrzebna, a nawet niezbędna. Dba o gospodarstwo, spełnia wszystkie lżejsze obowiązki, czule wychowuje dzieci, jest powierniczką i kochanką męża. Interesuje ją codzienność, ewentualnie życie sław ze szklanego ekranu. Utarła to tradycja. A zdarzają się przecież wyjątki. Świat rodzi samotników, którzy w mgnieniu oka zrażają się w wyniku kilku porażek i odwlekają w czasie dalsze próby ułożenia sobie z kimś życia. Świadomie wybierają samotność. Wśród nich są także kobiety. Stare i młode, zdolne i beztalencia, Warszawskie damy i proste dziewczęta. Myślami uciekają w utopijne krainy szczęśliwości, do których bram jako jedyne mają klucze. Decydują się interesować rzeczami niecodziennymi. Pozostają nierozpoznawalnymi dla szerszej grupy znawczyniami przerozmaitych kategorii. Jedne zasłuchają się w Bizeta i utożsamią z niedolą przepięknej Carmen. Inne bez pamięci zakochają się w Wokulskim i na jawie będą o nim fantazjować. Jeszcze inne niewprawnym angielskim zaśpiewają na polnej drodze „Love me do” The Beatles. Znajdą się pewnie i te, które bezsenne noce spędzą przy domowej produkcji mikroskopie. Wszystko po to, by poszerzać horyzonty. Po to, by się uszczęśliwić. Zapomnieć o nakazie życia we dwoje.

    W swoim dokumencie Łoziński pokazuje kobietę, którą wyśmiano, bo nie wpisała się w schemat przykładnej dziewczyny z małej miejscowości. Na przekór wszystkim, dla siebie, postanowiła poradzić sobie z życiem i wziąć je mocno za rogi. Niestrudzenie trwała przy umierającej matce, ochoczo podejmowała się wszystkich obowiązków na gospodarstwie i pomimo wszystko, czerpała ze swojego życia garściami. Mimo życia w pojedynkę wychodziła na pole pod rękę z Balladyną. Popołudniem porzucała kapryśną postać, bo na porę karmienia zwierząt umówiona była z Konradem z Mickiewiczowskich „Dziadów”. Przyjechał wyłącznie dla niej. Wieczory spędzała z Cezarym Baryką, bo uwielbiała go nad wyraz. Z wzajemnością. Przez jej dom i podwórko przewinęło się setki literackich gości. Wybornych. Choć Urszula była sama, prawie nigdy nie czuła się samotna. Czasem tylko, jak każdego dopadały ją wątpliwości. Ludzka rzecz.

   Ale mimo wszystko dla okolicznych pozostała dziwaczką i kapryśną starą panną. Nie zważano na jej pracę, na zaradność i pracowitość. W oczy rzucały się jedynie niedociągnięcia i wszystko to, na co czasu w ciągu dnia już nie starczyło. Sama Urszula nigdy się temu nie dziwiła i wiedziała, że takie spojrzenie jest prostsze i o wiele bardziej wygodne. W niepamięć odsuwała wszystkie niezbyt głębokie opinie o swojej osobie. To właśnie w takich specjalizują się Polacy, zdawała się myśleć. Przecież uwielbiamy zaglądać do cudzych pieleszy i wiadomo to nie od dziś. Niczego nikomu nie jest winna udowadniać. Sama jest sobie architektem skromnego życia. I jest z niego szczęśliwa.

    Tradycyjne spojrzenie na rolę kobiety na wsi pozostaje w naszych głowach nieodwołalnie. Najwyraźniej w tych poglądach jesteśmy tak zatwardziali, ponieważ przekonanie o ciężkiej pracy, które wiąże się z tym środowiskiem tkwi w nas bardzo głęboko. Oczami wyobraźni widzimy rozległe morza złotych kłosów, które pokonać może jedynie silny mężczyzna. Krzepki jegomość tego samego dnia poradzi sobie także ze zwierzętami, rozlicznymi naprawami i zbiorem owoców. Wieczorami czule utuli dzieci na dobranoc, a później w końcu odda się utęsknionym i jakże zasłużonym przyjemnościom. To samo może kobieta. Silna, zdecydowana, zdeterminowana i pewna swojej wartości. Nie rozpłacze się, gdy przyjdzie jej poprosić o pomoc. Dumna z siebie, wypełni wszystkie swoje obowiązki. Niedociągnięcia pozostaną, nie ma ludzi doskonałych. Zwłaszcza żyjących w pojedynkę. Szydercom i niedowiarkom pozostaje jedynie pomstować, bo ktoś na językach być musi. A okoliczny „dziwak” jest tematem wdzięcznym. Tym  bardziej, gdy niedokończoną pracę widać gołym okiem. Wówczas o wiele prościej jest wytłumaczyć to roztargnieniem, lichością ciała, czy bujaniem w obłokach. Życie na wsi przekreśla to ostatnie. Ciężka praca jest tutaj na porządku dziennym. W dziełach Kochanowskiego, Gretkowskiej, czy Joyce’a nie znajdzie się miejsce na wskazówki, które pomogą naprawić zepsutą maszynę, czy na temat tego, jaka kolejność rozsiewu nasion jest odpowiednia. Jedyne, czego można się doszukać to pochwała sielskości. Słowami pięknie jest namalować pewne obrazy, które jednak po spotkaniu z rzeczywistością nazbyt prędko bledną.

    Kobieta na wsi, jak każda inna ma prawo do wyboru. Jeśli tylko chce, może swobodnie wypłynąć na morze zainteresowań i pozostawić szarą codzienność na dalekim brzegu. Przekornie ma prawo jeszcze wszystkim gapiom pomachać. Ma prawo żyć własnym życiem i radzić sobie z przeciwnościami. Powinna mieć kogo prosić o pomoc bez odpowiadania przed nim za dokonane w życiu wybory. Ma prawo być traktowana z szacunkiem i godnością, ponieważ jej barki są po stokroć silniejsze od niejednego, wiejskiego chucherka. Powinna być ceniona za indywidualność, pasję, siłę i odpowiedzialność. 

Zamieszczone zdjęcie jest kadrem z filmu "Wizyta" Marcela Łozińskiego. Zdjęcia do filmu wykonał Jacek Petrycki.

 

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy