Reklama

A jaki jest Twój ulubiony kolor?

Co wspólnego może mieć przeciętna Polka i przeciętna Indonezyjka? Wydawałoby się, że niewiele, a jednak pozory mogą mylić.

Co wspólnego może mieć przeciętna Polka i przeciętna Indonezyjka? Wydawałoby się, że niewiele, a jednak pozory mogą mylić.

Malang, Indonezja.

Towarzystwo wielonarodowościowe, wyraźnie rozluźnione trunkami wysokoprocentowymi. A w tym całym licznym gronie siedzi Yao - chiński autochton mieszkający w Indonezji od dekady. Yao dobił do wieku, w którym wypada się ustatkować wybudować dom, posadzić drzewo i spłodzić potomka. Yao jest człowiekiem dość majętnym, dom już postawił, swój biznes rozkręcił, drzewo przypuszczalnie nie jedno rośnie u niego w ogrodzie, jeśli nawet nie posadzone jego rękoma to na pewno podlewane regularnie. Niestety w jego skośnych oczach da się zauważyć cierpienie. Mały Yao szuka kobiety, której będzie chciał powiedzieć sakramentalne „szi”. No cóż poszukiwanie żony w muzułmańskiej Indonezji, kraju o populacji ponad 240 mln, przez zamożnego mężczyznę w średnim wieku można śmiało porównać do poszukiwania mitycznego źródła wiecznej młodości – no po prostu się nie da. Yao nie chce jednak poddać się bez walki, wie, że przetrwanie jego chińskiego rodu zależy właśnie od niego, cały czas szuka. I nawet kilka młodych atrakcyjnych Indonezyjek stanęło na jego drodze, jednak on pozostaje samotny. Wydawać by się mogło, że niezbyt urodziwego chińczyka przed małżeństwem z Indonezyjką powstrzymuje przekonanie, że ta pokochałaby tylko jego pieniądze. Otóż problem jest znacznie bardziej złożony. Yao mówi jasno swoim chińskim angielskim „Jestem biały i chcę białej żony. Nie mogę dopuścić by w żyłach moich dzieci płynęła czarna Indonezyjska krew”.

Reklama

Kraków, Polska.

 

Duet A. i W. są dla siebie stworzeni. A. podobnie jak biały chińczy czuje się w pełni gotowa by w obliczu zgromadzonych przysiądz miłość, wierność i uczciwość. W. natomiast zaczyna sugerować, że nie do końca chce drzewo sadzić, bo może jednak trochę za wcześnie. Ale absolutnie nie mówi nie, co więcej, jak na prawdziwego samca alfa przystało, zaznacza że grunt urodzajny na pewno znajdzie i łopatą ziemię pod drzewo przekopać zdoła. Musi tylko poczuć się na to gotowy. Jednak jak celnie od pewnego czasu zauważa, postawa A. w osiągnięciu stanu gotowości mu nie pomaga. I tak na przykład przy prostym myciu naczyń A. wody stanowczo za dużo leje, marnując przy tym zbyt wiele płynu, nie wspominając już o kosztach energii, które są ponoszone gdy światło w kuchni podczas mycia pozostaje zapalone. Zamiast po prostu kroplę płynu nalać na gąbeczkę, po czym ruchem owalnym, żwawo od wewnątrz do zewnątrz przetrzeć i dopiero w tym momencie kurek z wodą odkręcić i możliwie jak najszybciej opłukać naczynia, po czym wodę natychmiast zakręcić.

 

Pozostaje tylko pytanie czy aby A nie jest zbyt opalona?

 

zapraszam wszystkich na http://www.izowo.pl

 

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy