Reklama

Dlaczego tak, a nie kobieco?

Dlaczego tak, a nie inaczej? – pytamy kiedy na ulicy mija nas zakochana para pań. Z jakiego powodu jedna połówka jest zawsze atrakcyjniejsza od drugiej? Czy właśnie z takich związków kobiecość nie powinna kipieć? Czy kochające siebie kobiety nie powinny być esencją każdej pożądanej przez nas cechy? To chyba najbardziej nurtujące pytania, o jakich mogę pomyśleć. Zaskakująca kwestia tym bardziej, że z życia przenosi się także na ekrany filmowe i opasłe strony nie mniej interesujących tytułów książkowych. Niejednokrotnie gorący temat wieczornych rozmów telefonicznych, które potrafią przeciągać się godzinami. Mówią, że aby kogoś zrozumieć, należałoby chociaż na jeden dzień wejść w jego skórę. Jak jednak, skoro tak wiele pozostaje barier?

    Dlaczego tak, a nie inaczej? – pytamy kiedy na ulicy mija nas zakochana para pań. Z jakiego powodu jedna połówka jest zawsze atrakcyjniejsza od drugiej? Czy właśnie z takich związków kobiecość nie powinna kipieć? Czy kochające siebie kobiety nie powinny być esencją każdej pożądanej przez nas cechy? To chyba najbardziej nurtujące pytania, o jakich mogę pomyśleć. Zaskakująca kwestia tym bardziej, że z życia przenosi się także na ekrany filmowe i opasłe strony nie mniej interesujących tytułów książkowych. Niejednokrotnie gorący temat wieczornych rozmów telefonicznych, które potrafią przeciągać się godzinami. Mówią, że aby kogoś zrozumieć, należałoby chociaż na jeden dzień wejść w jego skórę. Jak jednak, skoro tak wiele pozostaje barier?

    „Dla takiej kobiety gotowa byłabym przejść na drugą stronę.” Takie deklaracje są wśród kobiet heteroseksualnych bardzo częste. Mówią tak, kiedy widzą kwintesencję kobiecości. Klasyczną piękność, posągową boginię. Nieważne, czy blondynkę, brunetkę, czy zadziornego rudzielca. Zawsze będzie miała za to pełne, idealne kształty, bujne, błyszczące włosy, wyeksponowany i wypielęgnowany dekolt. Będzie miała karminowe, soczyste usta. Oczy głębokie, a rzęsy długie i dokładnie wytuszowane. Będzie pachnieć tak, że w mgnieniu oka przyprawi każdego o zawrót głowy. Delikatna i krucha, a zarazem odważnie kokietująca i prowokacyjna. Mówiąc wprost – istna pokusa. I taka właśnie jest zazwyczaj jedna z połówek związku dwóch kobiet. Druga jest jej kompletną odwrotnością i pozornym zaprzeczeniem kobiecości. Z dystansu wywołuje ogromne zdziwienie, które pomieszane jest z nieskrywanym zainteresowaniem. Przyglądamy się jej od stóp do głów i widzimy, że jest ubrana, jak mężczyzna. Ma króciuteńkie i schludnie ułożone włosy. Na próżno dopatrujemy się w jej figurze zalotnych krągłości. Ubrania, które prędzej przywodzą nam na myśl postać małego chłopca niż młodej, pewnej siebie dziewczyny opatulają ją od stóp do głów. Brak makijażu to jej znak rozpoznawczy. Ogarnia nas zmieszanie i natrętnie garnie się na usta seria nieprzyzwoitych pytań. Zaczynamy się zastanawiać nad tym, z jakiego powodu tak piękna kobieta wybrała bycie w homoseksualnym związku z kimś, kto przecież tak niewiele różni się od typowego mężczyzny.

Reklama

    Najprościej sprawę rozwiązałoby stwierdzenie, że istnieją gusta i guściki. O ile jednak sprawdza się to w przypadku par heteroseksualnych, o tyle „po drugiej stronie rzeki” niewiele jest przykładów, w których związek tworzą dwie wprost idealne pod każdym względem kobiety. Być może właśnie w rozumieniu tego pojęcia, tego co idealne, różnimy się najbardziej. W innych kategoriach, a przede wszystkim w innej hierarchii postrzegamy cechy, które kojarzyć nam się będą z pięknem. Kobiety, które postanowiły związać się z kimś tej samej płci być może nie patrzyły w pierwszej kolejności na wygląd. Niewykluczone, że najpierw zafascynowało je wnętrze drugiej osoby. Domyślać się można byłoby, że to właśnie tam odkryły głęboko skrywaną, wciąż kwitnącą wonnie kobiecość. Dowiedziały się stamtąd o nieskończonych pokładach namiętności i delikatności, której nie zastąpi choćby najbardziej i najpewniej demonstrowany zewnętrzny kostium kobiecości. Nie grzechem jest wywnioskowanie, że zewnętrzny wygląd takiej kobiety jest swoistego rodzaju sygnałem i znakiem rozpoznawczym. Jest wabikiem, dzięki któremu dwóm całkowicie zagubionym osobom udaje się natrafić na siebie w tłumie pełnym anonimowych, a przecież tak jednakowych postaci.

     Czy istnieje w ogóle szansa na to, abyśmy zrozumiały, jak właściwie działa ten cały mechanizm? Czy zaspokojenie natłoku sprzecznych myśli i niewprawnych pytań mogłoby przynieść zaczerpnięcie z samego źródła naszego zainteresowania? Być może tak. Nie byłoby to jednak łatwe. Nie potrafimy się bowiem w pełni porozumieć właśnie w kwestii spojrzenia na kobiecość. Dla jednej ze stron najbardziej naturalną w świecie rzeczą będzie strojenie się i szykowanie dla ukochanego mężczyzny. Dla pozostałych będzie nią coś zupełnie odwrotnego. Być może nie uciekniemy od nerwowego szeptania, od uśmieszków i malujących się na twarzy grymasów politowania. Powinnyśmy jednak zrozumieć, że każdy ma prawo do wyrażania siebie w taki sposób, jaki mu najbardziej odpowiada. Zrozumieć, że każda z nas jest kobieca i na każdym kroku powinna być tego pewna. Inne pozostają tylko i wyłącznie sposoby, a może i przede wszystkim osoby, które tę cechę w nas odkrywają.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy