Reklama

Każda historia ma dwie strony- Marilyn Monroe ( konkurs Pisanie ma Styl)

Marilyn Monroe – postać zarówno fikcyjna jak i prawdziwa. Fikcyjna, gdyż wokół niej krąży niezmierna ilość legend, a dla współczesnych kobiet jak i mężczyzn nadal jest ideałem ipiękna. Prawdziwa, ponieważ cierpiała i kochała mocniej niż niejedna z nas.

    Marilyn Monroe – postać zarówno fikcyjna jak i prawdziwa. Fikcyjna, gdyż wokół niej krąży niezmierna ilość legend, a dla współczesnych kobiet jak i mężczyzn nadal jest ideałem ipiękna.  Prawdziwa, ponieważ cierpiała i kochała mocniej niż niejedna z nas.

        Dlaczego jest moją inspiracją? Bo całe jej życie jest jak wciągająca historia. Historia, której nie czyta się przy ciepłym kakao, a przy dobrym drinku. Historia, która jest zarazem bajką i koszmarem w jednym.

     Marilyn Monroe a właściwie Norma Jeane Mortenson, zaczynała od zera. Matka, zamknięta w oddziale na psychicznie chorych, zagwarantowała córce dzieciństwo spędzone w sierocińcach i domach zastępczych. MM grając w filmach pornograficznych oraz występując w reklamach próbowała przebić się przez twardy rynek show biznesu. Wiedziała, ze jest warta więcej.

Reklama

     Czy nie jest tak, że każda z nas marzy by być kimś wyjątkowym? By stać się ikoną mody, muzyki, wołać o pokój na świecie? Czy nie chcemy być adorowane i podziwiane?

    W książce „Marilyn- ostatnie seanse” poznajemy sylwetkę Marilyn z innej perspektywy. Już nie błyszczy w blasku jupiterów, nie kokietuje spojrzeniem, ani nie farbuje włosów na blond. Tam liczy się kobieta, która od początku nosiła w sobie całą gamę lęków, niepewności oraz brak akceptacji. Na jednym z seansów z terapeutą powiedziała:

-Kiedy byłam mała, uważałam się za Alicję w Krainie Czarów; przeglądałam się w lustrach i pytałam, kim jestem? Czy to naprawdę ja? Kto stamtąd na mnie patrzy? Może ktoś udaje, że jest mną? [...]Lustro jest czymś magicznym, jak kino.Zwłaszcza gdy gramy kogoś innego niż my sami. *

    Miewała huśtawki nastrojów. Jednego dnia zachwycała wszystkich na planie filmowym, innego nie mogła wstać z łożka. Podziwiam ją jednak za niesamowitą delikatność, za wrażliwość, której dziś często brakuje współczesnym kobietom.

   Panie, w męskich spodniach, podbijają świat, na równi z mężczyznami, walczą o pracę, pieniądze, sławę. Ona była jednak inna. Mimo determinacji, nosiła w sobie pokłady ogromnego smutku. Skrycie pisała wiersze, często też, zaskakiwała swoją dojrzałością przyjaciół, przy szklance whisky.

   W książce opisane są nie tylko seanse z terapeutą, ale także jej rozmowy z przyjaciółmi, jej bardzo skryte przemyślenia. Czytelnika może zaskoczyć obraz kobiety zagubionej, niepewnej, tak mocno kontrastujący z powszechnym stereotypem MM jako seksbomby lat 60.

    Czytając o niej czuję, że dziś, gdyby żyła, znalazłybyśmy wspólny język. Tak samo jak ona często staje przed lustrem i pytam: czy to na pewno ja? Tak samo jak Marilyn, przeżywam dwa razy mocniej. Zwykłe niepowodzenie zamienia się w dramat. Mały komplement sprawa, że uśmiecham się cały dzień.

    Całe jej życie wygląda jak szkatułka z podwójnym dnem. Na zewnątrz piękne opakowanie, uśmiech, czerwona szminka, gdzieś jednak głęboko podziurawiona dusza. Nawet tragiczna śmierć ciągle jest zagadką. Czytając wspomnienia innych, patrząc na nią oczami znajomych, przyjaciół oraz terapeuty, można pomyśleć: była za słaba by żyć. Ja jednak myślę, że była zbyt delikatna by żyć. W jej wypadku świat naprawdę był dżunglą. Co rano staczała pojedynki z lwami, by wieczorem znów zasnąć dzięki magicznej pigułce.

   Jej historia może uczyć nas wielu rzeczy. Innego spojrzenia na ludzi, wrażliwości na uczucia, inteligencji emocjonalnej, ale przede wszystkim niesie jedno ważne przesłanie: Tylko od nas zależy, czy wyjdziemy na szczyt, czy skończymy w mrocznych czeluściach zapomnienia.

 

*cytat z książki: Michel Schneider,2012, Marilyn, ostatnie seanse, Znak, Kraków

 

 

 

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama