Reklama

Kiedy mnie już nie będzie...

W pośpiechu wychodzę z mieszkania, już na schodach zapinając guziki płaszcza, z rękawiczkami w zębach wybiegam na mroźną, wciąż jeszcze zaspaną ulicę. Z listą zadań do wykonania w głowie wsiadam do zatłoczonego autobusu, który wiezie mnie w stronę firmy. Plan dnia, jak zawsze,  podzielony na trzy części: praca, powrót do domu, dom. A gdyby nagle okazało się, że nie ma części drugiej ani tym bardziej części trzeciej? Z przyczyny mniej zależnej ode mnie, a bardziej od np. pijanego kierowcy nagle przestaję "być". Co zostałoby po mnie? Wieczorem, przekraczając próg pustego mieszkania, poczułbyś delikatną woń moich perfum którymi rano spryskałam swoje nadgarstki ze słodką nieświadomością, że robię to po raz ostatni. Twój wzrok zatrzymałby się na wieszaku, gdzie wisiałyby moje dwa pozostałe płaszcze. Dostrzegłbyś między nimi smutną, niczym nie wypełniona przerwę - miejsce na płaszcz który już nigdy nie wróci do swoich płaszczy-przyjaciół. Pod wieszakiem leżałyby moje popielate papcie z przydeptanymi piętami. Przechodząc przez salon i wchodząc do kuchni zobaczyłbyś stojącą na blacie filiżankę z niedopitą, zimną już poranną kawą. Obok niej leżałby spodek z okruszkami po kruchych ciasteczkach, które podsunąłeś mi rano, nim wyszłam do pracy i papierowa serwetka w którą wytarłam usta. Wziąłbyś ją do ręki i przysunął do swoich ust a następnie, przymykając oczy, złożyłbyś na niej swój pocałunek. Mała łza nieśmiało spłynęłaby po Twoim policzku, a Ty jeszcze mocniej zacisnąłbyś powieki. Po chwili wyprostowałbyś się, odrzucając serwetkę na blat, otworzyłbyś oczy głęboko przy tym wciągając powietrze do płuc a następnie poszedłbyś do łazienki. Tam przywitałby Cię wiklinowy kosz pełen moich brudnych ubrań, z którego wystawałby rękaw Twojej szarej bluzy w której tak bardzo lubiłam spać. Na umywalce, w porcelanowym pojemniku, wciąż stałyby obok siebie nasze szczoteczki do zębów a na lustrze widniałyby białe ślady pasty, pozostałość po porannym szczotkowaniu. Napuszczając wody do wanny, wlałbyś kilka kropel mojego ulubionego płynu do kąpieli o zapachu Patchouli i Ylang-Ylang i znowu pomyślałbyś o mnie. Leżąc w wannie obracałbyś w palcach moją golarkę, która do tej pory spała sobie smacznie między szamponem a odżywką do włosów i ze wszystkich sił starałbyś się nie myśleć. Bezskutecznie. Patrząc na golarkę, a znając moją niską znikomą wręcz odporność na ból fizyczny, zastanawiałbyś się czy mnie bolało. I jeżeli tak, to jak bardzo i jak długo? Ile trwało nim całkowicie zgasło we mnie życie? O czym myślałam, kogo wspominałam w tych ostatnich chwilach? Czy myślałam o Tobie? Czy bałam się? Czy miałam świadomość tego co się ze mną dzieje? Czy zdawałam sobie sprawę z tego że umieram? Energicznie potrząsnąłbyś głową, jakbyś chciał wyrzucić z siebie te wszystkie myśli. Wreszcie wyszedłbyś z wanny i bez wycierania się w ręcznik poszedłbyś do sypialni, zostawiając po sobie mokre ślady na posadzce w przedpokoju. Zapaliłbyś górne światło a Twój wzrok zatrzymałby się na niezasłanym łóżku, naszym łóżku. Położyłbyś się do niego, a pościel wciąż pachniałaby nami i naszymi porannymi igraszkami.Wtuliłbyś się w nią całym sobą, a twarz schowałbyś w mojej poduszce. Coś połaskotałoby Cię w nos. Odsunąłbyś głowę i zobaczyłbyś na niej kilka moich długich, rudych włosów. Wtedy zacząłbyś płakać, jak jeszcze nigdy w życiu nie płakałeś.

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy